Ingrid spuściła głowę.
– Tak. Chyba tak. Miłość do bliskich odczuwam jak ogień płonący w piersi i to uczucie obejmuje także Ernsta. Ale tej bolesnej, gwałtownej namiętności do mężczyzny nie znam. Tylko o tym słyszałam.
Dan spojrzał na nią spode łba.
– I myślę, że tak jest najlepiej. Tak powinno być. Bo osobiście nie sądzę, bym sam chciał spotkać jakąś Sol czy jakąś Ingrid, która by kochała mężczyznę z tym gorączkowym pożądaniem, z tym nieugaszonym żarem. Myślę, że to musi być śmiertelnie niebezpieczne.
– Zgadzam się z tobą – powiedziała Ingrid poważnie. – Zresztą Sol była śmiertelnie niebezpieczna i bez tego. Naprawdę mam nadzieję, że taka nie jestem.
– Akurat mnie trudno w to uwierzyć – uśmiechnął się Dan. – Ale przyznać muszę, że po urodzeniu Daniela stałaś się dużo spokojniejsza.
– A jeszcze bardziej, kiedy w moim życiu pojawił się Ernst.
Ingrid zamyśliła się. A przedtem? Czy nie podążała w złym kierunku? W jakim stopniu odpowiedzialna jest za śmierć Thora Egila? A za madame Andersen? Bo chyba została ścięta? A co z Eufrozyną? Czy ją także spotkał ten sam los?
To były nieprzyjemne myśli. Szybko się z nich otrząsnęła.
W drodze do Norwegii Daniel dostał od matki alraunę. Ernst był na dole, w jadalnej izbie gospody, w której się zatrzymali; matka i syn zostali w pokoju sami.
Daniel ważył korzeń w ręce. Ingrid opowiedziała mu dopiero co, jak bardzo jego życie jest związane z tym magicznym przedmiotem.
– Zawsze będę ją przy sobie nosił – powiedział uroczyście. – Jestem już na to dostatecznie duży.
– Uważam, że tak. Alrauna jest bardzo potężna. Ona ochroni cię przed każdym niebezpieczeństwem. Dan powinien był ci ją dać do szkoły, to uniknąłbyś takiego okropnego traktowania.
– Jakim sposobem?
– Alrauna zawsze zapobiega wszelkim atakom na tego, do kogo należy, kogo kocha i komu służy.
Daniel skinął głową.
– Wspaniale. Będę o nią dobrze dbał.
– Staraj się o to. Będzie ci za to wdzięczna i jeszcze bardziej oddana. A teraz pospiesz się, zaraz zejdziemy na kolację. Ernst na nas czeka. Lubisz go?
Pytała lekko niespokojna, bo sąd Daniela znaczył dla niej wiele.
– Tak, Ernst jest w porządku – odparł.
Z wdzięcznością potargała mu włosy.
– On ciebie też lubi.
Ingrid poszła przodem, a Daniel tymczasem wieszał alraunę na szyi. Przyjemnie łaskotała mu skórę na piersi. Wyglądało na to, że czuje się tu dobrze; u siebie, można powiedzieć. Jakby wróciła na właściwe miejsce.
Nie wszyscy, którzy w ciągu stuleci trzymali alraunę w ręce, myśleli to samo. Wielu twierdziło, że wykręcała się, jakby okazywała niezadowolenie.
Zabiorę ją ze sobą tam, myślał Daniel. Tam, do tego dzikiego kraju Taran-gai. Bo ja muszę tam jechać bez względu na to, co mówią mama i ojciec.
I alrauna będzie mnie bronić przed Tengelem Złym.
Nie wszystko ułożyło się tak, jak Dan planował.
Jeszcze w tym samym roku, 1732, za pośrednictwem szwedzkich autorytetów wysłał do rosyjskich władz prośbę o zezwolenie na ekspedycję do rosyjskich obszarów arktycznych. Jest botanikiem, pisał, pracuje pod kierunkiem profesora Olofa Rudbecka młodszego i znanego w świecie Carla Linneusza, może przedstawić jak najlepsze rekomendacje. Miał zamiar na pokładzie kutra popłynąć wybrzeżem Oceanu Lodowatego, wokół półwyspu Kola, do Archangielska.
Chciał wyruszyć na tyle wcześnie, by Daniel, ze względu na młody wiek, nie mógł mu towarzyszyć.
Najpierw jednak Dan musiał czekać nieskończenie długo na odpowiedź, co pół roku wysyłał ponaglenia, i w ten sposób minęło ponad dwa lata. W końcu nadeszło krótkie, zdecydowane „nie”. Sytuacja polityczna nie zachęcała do takich mało istotnych spraw, jak badania naukowe.
Dan nigdy się nie rozeznawał w stosunkach międzynarodowych. Teraz uświadomił sobie, że na wschodzie nieustannie trwają niepokoje. Że Rosja toczy wojnę z Turcją, a Szwedzi gotowi są uderzyć na osłabione cesarstwo od strony Finlandii. Nic dziwnego, że car nie życzy sobie żadnych szwedzkich badaczy w swoim dominium, żeby nie wiem jak pokojowo byli usposobieni.
Daniel po paru latach spędzonych w Grastensholm wrócił do Szwecji. Wszystko było jak należy, tylko stary Tengel zaczynał odczuwać nieubłagany upływ czasu. Był ostatnim ze swojego pokolenia, a trzymał się przy życiu tak długo pewnie dlatego, że ożenił się młodo.
Daniel tak wydoroślał, że rodzina w Szwecji ledwo go poznała. Głęboki głos, szerokie ramiona, rysy twarzy i spojrzenie świadczące o wielkiej szczerości, wewnętrznym spokoju i równowadze.
Poczęty po wypiciu czarodziejskiego napoju, myślał Dan zdumiony. W wywarze był też kawałek alrauny. Między rodzicami chłopca nie było ani więzi erotycznej, ani gorętszego uczucia. Po prostu przyjaźń. A jednak rezultat okazał się taki nadzwyczajny! Niezbadane są wyroki losu!
Najwyższy czas, by Daniel poważnie zabrał się do studiów.
Ale nie doszło do tego. Sytuacja polityczna komplikowała się coraz bardziej, w końcu Szwecja znowu znalazła się w stanie wojny.
Goran Oxenstiema, teraz wysoki oficer, został rzecz jasna natychmiast odkomenderowany. I jak to było w zwyczaju, miał sobie dobrać podwładnych z ludzi mieszkających w jego dobrach. Wśród wielu innych znalazł się Dan Lind z Ludzi Lodu, profesor, niemal siłą oderwany od swoich zajęć. A także jego syn, Daniel, mimo gwałtownych protestów ojca, który uważał, że Daniel jest jeszcze prawie dzieckiem.
To, oczywiście, nieprawda, Daniel był właśnie w wieku poborowym.
On sam przyjął to spokojnie. Zawiesił alraunę na szyi i spakował kuferek.
W kilka miesięcy później, ściśle biorąc 23 sierpnia 1741 roku, wszyscy trzej: Goran Oxenstierna, Dan i Daniel znaleźli się w Villmanstrand w południowej Finlandii. Trzymali się razem przez cały czas; Oxenstierna lubił mieć ich przy sobie, u jego boku uczestniczyli w kilku mniejszych potyczkach z Rosjanami. Teraz jednak sprawy przybierały poważniejszy obrót.
Kapitan Oxenstierna w wyniku rosyjskiego manewru okrążającego znalazł się ze swymi żołnierzami w potrzasku. Rosjan było jedenaście tysięcy, Szwedów jedenaście setek. Skończyło się tak, jak w tej sytuacji skończyć się musiało. Mimo odsieczy w sile czterech tysięcy ludzi Szwedzi zostali pobici. Goran Oxenstierna odniósł ranę w prawą rękę, która do końca życia miała pozostać niewładna. On i Dan oraz wielu, wielu innych znalazło się w rosyjskiej niewoli.
Przewieziono ich na wschód, za pierwszym razem niezbyt daleko, zaledwie kilkadziesiąt kilometrów. Daniel, gdzie jest Daniel? zastanawiał się zrozpaczony Dan. Wielu Szwedów poległo, a on przez cały dzień nie widział syna, rozdzielili się w czasie bitwy.
Ale oto… gdy skutym jeńcom pozwolono na koniec rozłożyć się w porośniętej lasem kotlinie i dano im po kromce twardego chleba, Daniel usłyszał nagle stłumiony szept:
– Ojcze!
Pod krzakami, tuż przy nim, leżał Daniel. Wolny, cały i zdrowy, zdecydowany za wszelką cenę odnaleźć ojca. Musiał od dawna iść za transportem jeńców.
– Och, nie! – jęknął Dan. – Odejdź stąd jak najszybciej. Postaraj się przedostać do domu.
– Czy nie mógłbym uwolnić ojca i kapitana?
– Oxenstierna został ciężko ranny, nie wiem, gdzie go trzymają. A ja jestem przykuty do innych długim łańcuchem. Nie zdołasz mnie uwolnić. Uciekaj, Danielu! Uciekaj!
– Dobrze, ojcze – wyszeptał chłopak. – Nareszcie mam możliwość dotarcia do Taran-gai nad Morzem Karskim, najpierw łodzią przez fińskie rzeki, potem przez Ładogę i Onegę do Archangielska, a później zobaczę.
Читать дальше