Tak więc proboszcz pożegnał oboje małżonków wspaniałą mową. Zebrani byli głęboko poruszeni, a po ceremonii wszyscy udali się do zamku. Nikt z zaproszonych nie chciał stracić takiej okazji.
Po pogrzebie w zamku myśliwskim zrobiło się pusto, choć Sigrid i Madeleine poczuły się spokojniejsze. Wciąż martwiły się o zdrowie obojga dziadków, gdy więc oni dotarli do kresu swojej ziemskiej wędrówki, lęk ustąpił, a jego miejsce wypełnił spokój i cichy żal. Sigrid mogła zająć ich część domu, mieszkali bowiem w dość dużej ciasnocie. Teraz zrobiło się luźniej.
Ale długo jeszcze myśleli przy różnych okazjach. To trzeba powiedzieć babci i dziadkowi. Albo: Oni powinni to zobaczyć!
Wtedy pustka i tęsknota zdawały się nie mieć granic. Miejsca Villemo i Dominika nikt nie był w stanie wypełnić. Rodzina czuła się w jakiś sposób zdradzona.
Daniel zaczął chodzić do szkoły w Uppsali, żeby przygotować się do studiów uniwersyteckich. Mieszkał w szkole, ale na niedziele Madeleine i Dan zabierali go do domu. Nic im jednak nie mówił o udrękach, jakie musieli przeżywać on i jego koledzy. W tamtych czasach nauczyciele często zachowywali się wobec uczniów despotycznie, uważali, że wiedzę i dobre maniery trzeba im wbijać poprzez skórę. Najbardziej narażeni byli, oczywiście, najsłabsi chłopcy, stawali się prawdziwymi kozłami ofiarnymi, na nich nauczyciele demonstrowali swoją przewagę.
Początkowo Daniel zachowywał bierność. Zawsze dotychczas spotykał tylko dobroć i traktowaniem w szkole był jak porażony. Jeśli któremuś z chłopców w czasie posiłku spadło coś na podłogę, winowajca musiał wszystko zlizać. Właściciel butów nierówno ustawionych pod łóżkiem następnego dnia chodził boso bez względu na to, czy było zimno, czy ciepło, a chłopcy musieli przejść przez dziedziniec do jadalni i do kaplicy. Zła odpowiedź podczas lekcji była karana solidnym uderzeniem kijem do pokazywania na mapie, a najdrobniejsze naruszenie dyscypliny pociągało za sobą najbardziej wymyślne kary.
Wielu chłopców nocami płakało przez sen. Daniel także. Często myślał: Tu powinniśmy mieć Ulvhedina!
Coraz bardziej tęsknił do Grastensholm, do swojej matki, która zawsze okazywała mu tyle miłości. Ojciec i ciocia Madeleine także go kochali, i dziadkowie. Z mamą jednak to było coś wyjątkowego. Matka i on byli ze sobą związani w szczególny sposób.
W miarę upływu czasu Daniel zaczął się otrząsać z odrętwienia, powoli dawało o sobie znać wrodzone poczucie sprawiedliwości Ludzi Lodu. W pewnym okresie dwaj mali chłopcy, bracia, spokojni i posłuszni, ściągnęli na siebie prześladowania jednego z nauczycieli. Po kilku tygodniach przypominali zaszczute zwierzęta; żeby się nie wiem jak starali, i tak wszystko było źle.
Daniel przyglądał się temu i powoli narastał w nim gniew. Nie miał wprawdzie żadnych niezwykłych zdolności swoich wybranych lub obciążonych dziedzictwem krewnych, był najzupełniej zwyczajnym chłopcem, ale miał dobre serce i został wychowany tak, by zawsze stawać w obronie sprawiedliwości.
Pewnego dnia, gdy zobaczył, jak łzy malców kapią na pulpit, a nauczyciel stoi nad nimi, poszturchuje i natrząsa się z nich, gniew eksplodował.
Daniel wstał i podszedł do nauczyciela. Był chłodny i opanowany.
– Tym razem to już dość – powiedział spokojnie i odebrał nauczycielowi kij.
Ten odwrócił się zaskoczony, blady z wściekłości. Wysyczał coś niezrozumiale przez zęby i na oczach oniemiałej z przerażenia klasy wyrwał kij Danielowi i zaczął go na oślep okładać. Kij złamał się, ale on nadal bił tym, co mu zostało w ręce.
Nie wiadomo, jakby się to skończyło, gdyby inni nauczyciele nie usłyszeli hałasu i nie przybiegli. Daniel został za złe zachowanie zamknięty w areszcie w swoim pokoju, a cała klasa musiała odrabiać dwa razy więcej lekcji.
Działo się to pod koniec tygodnia. Kiedy Dan i Madeleine przyjechali, żeby zabrać Daniela na niedzielę do domu, byli wstrząśnięci jego wyglądem. On mruknął wprawdzie tylko, że się przewrócił i potłukł, ale kiedy wieczorem Madeleine przypadkowo zobaczyła jego plecy, cała historia wyszła na jaw.
– Ależ, na Boga – szepnął Dan. – Czemu ty nic nie mówiłeś?
– Ja myślałem, że w szkole tak powinno być – szlochał Daniel zasłaniając ręką buzię. – Ale strasznie było mi żal tych dwóch malców.
– Postąpiłeś najzupełniej słusznie – powiedział Tengel Młodszy. – Dan, tego nie można tak zostawić!
– Oczywiście, że nie – zgodził się jego syn. – Nie musisz się martwić o tych chłopców. Ja się zajmę tym, żeby mieli spokój.
– Czy nie mógłbym pojechać na święta do mamy? – zapytał wciąż pochlipując Daniel, zawstydzony, że on, taki duży chłopiec, nie umie powstrzymać łez.
– Dziecko kochane – powiedział Dan, przytulając mocno chłopca. – Posłuchaj. Kilka dni temu dostałem list od twojej mamy, ale nie mówiłem ci o tym, bo na razie powinieneś myśleć o szkole. Mama chce, żebyś przyjechał do domu, bo twój dziadek Alv zdołał pokonać chorobę i Grastensholm jest nareszcie wolne od zarazy. Ci, którzy mieli umrzeć, umarli, pisze twoja matka z właściwą jej otwartością. W każdym razie wszelkie niebezpieczeństwo minęło. A mama bezgranicznie za tobą tęskni.
Te słowa sprawiły, że Daniel wybuchnął jeszcze bardziej gwałtownym szlochem. Wszyscy przyglądali mu się w milczeniu. Daniel nigdy nie wspominał, że tęskni za domem.
– Nie wiedziałem, co jej odpowiedzieć – rzekł po chwili Dan. – Bo przecież byłeś w szkole… ale nie może być tak jak dotychczas. Mam w Uppsali sporo do powiedzenia, mam niezłą renomę, związany jestem z profesurą uniwersytecką, już ja załatwię, żeby skończyć z tym skandalem w twojej szkole. O ile jednak znam życie, to po tym wszystkim nauczyciele cię znienawidzą i będą izolować. Co reszta rodziny o tym myśli? Ingrid pisze, że chciałaby pobyć trochę z Danielem, zanim on wejdzie w dorosłe życie z małżeństwem i tak dalej. Ja bym chciał, żeby mój syn studiował na uniwersytecie. Ale na to też ma jeszcze trochę czasu. Na razie znajdzie się chyba dla niego jakaś szkoła w Norwegii? No, a potem, Danielu, kiedy już skończysz szkołę, wrócisz do nas i zapiszesz się na uniwersytet w Uppsali, dobrze?
– To brzmi rozsądnie – powiedział Tengel, a inni mu przytaknęli.
Daniel rozpogodził się i już tylko pociągał nosem.
– Tak was wszystkich kocham! Całą moją szwedzką rodzinę! Nie czujecie się chyba urażeni, że ja…
– Że tęsknisz za Norwegią? – uśmiechnęła się Madeleine. – Najdroższy mój, czy ty myślisz, że my nie rozumiemy?
Dan położył ręce na ramionach syna.
– Co powiesz na to, żeby już nie wracać do szkoły? I żebyśmy wszyscy troje, ty, ja i Madeleine, pojechali do Norwegii okrężną drogą?
– Okrężną drogą?
– Przez Skanię. Od dawna bardzo chcę porozmawiać z naszym kuzynem Vendelem Gripem. Myślę, że on też by się ucieszył z wizyty. I może moglibyśmy tam spotkać twoją mamę
Daniel rozpromienił się niczym słońce.
– Uważam, że to brzmi wspaniale! A wy nie będziecie musieli jechać do samej Norwegii.
– No to tak zrobimy – oświadczył Dan, nie podejrzewając nawet, że w ten sposób jego syn rozpocznie niezmiernie długą drogę ku temu, co szamanka Tun-sij nazwała źródłami życia.
Padał deszcz, ale trochę pocieplało, kiedy wyruszali na południe. W Skanii jednak mogą się zdarzyć prawdziwe wichury, które ze świstem gnają po równinach kłęby śniegu i zasypują drogi, tworząc na nich niekiedy upiorne, niekiedy zabawne formacje.
Читать дальше