Dan skinął głową.
– Tak jak my lubimy wielu z naszych krewnych dotkniętych dziedzictwem.
– Otóż to. Chociaż Tun-sij nie była w ścisłym znaczeniu dotknięta… Ale na czarach się znała! Tak, a poza tym powiedziała coś jeszcze, Danielu. Powiedziała mianowicie, że to wcale nie czarodziejskie zioła były w tym kociołku, ale coś całkiem innego. I że to wcale nie Tengel pilnuje kociołka, to tylko jego duch się tam ukazuje.
– Tak chyba jest – potwierdził Dan. – Ulvhedin powiedział, że Tengel Zły znajduje się w jakimś innym miejscu na ziemi i stamtąd, dzięki sile woli i koncentracji myśli, może się ukazywać w Dolinie Ludzi Lodu, jeśli sądzi, że jego tajemnica jest zagrożona.
– Tun-sij mówiła to samo! – zawołał Vendel ożywiony. – Ona powiada, że Tengel Zły trwa w jakimś zamroczeniu, ale nikt nie wie gdzie.
– Czy można sądzić, że gdzieś na południe od Salzburga? – zapytał Daniel.
– To brzmi prawdopodobnie – uznali jego ojciec i wuj.
– Ona mówiła także, że w Taran-gai żyje teraz chłopiec dotknięty dziedzictwem, prawda? – dopytywał się Daniel. – Z mojego pokolenia. Może kilka lat ode mnie starszy?
– Myślę, że tak – odparł Vendel łagodnie. – Ile ty dokładnie masz lat, Danielu?
– Trzynaście.
Smutek odmalował się na twarzy Vendela, ale po chwili jego rysy wypogodziły się ponownie.
– Moje dziecko powinno mieć teraz czternaście lat. O rok więcej niż ty.
– To chłopiec czy dziewczynka? – zapytał Daniel.
– Skąd miałbym to wiedzieć?
Dan przerwał smutny nastrój.
– Wracając do tego, co mówiła szamanka, to można sądzić, że Tengel Zły, czy Tan-ghil, jak tam go nazywają, spłodził dziecko z jedną z mieszkanek Taran-gai. Miał wtedy zaledwie piętnaście lat. Strasznie młody, trzeba powiedzieć! I również ten syn przyniósł ze sobą na świat dziedzictwo zła, ale nie w tak wyraźnym stopniu, jak to bywa u nas, bo prawdopodobnie Tengel Zły po osiedleniu się w Norwegii, w Dolinie Ludzi Lodu, nigdy więcej o nim nie myślał. Czy tak mogło być, Vendelu?
– Owszem, to brzmi prawdopodobnie. Ale szamanka uważała, że ten jego potworny postępek, czyli zaprzedanie potomków Shamie, musiał się dokonać już w Taran-gai. A zatem w Taran-gai należałoby szukać początków przekleństwa i tylko tam można próbować je przerwać.
– Ale kociołek, czy co to jest, musimy także spróbować odnaleźć? To coś, co zostało ukryte w Dolinie Ludzi Lodu.
– Tak. Szamanka podkreślała to z naciskiem. Musimy uczynić wszystko, żeby to unieszkodliwić.
– Ulvhedin jednak był tak odurzony napojem, że nie wie nawet, gdzie widział Tengela Złego.
Daniel siedział przez dłuższy czas bez słowa. Potem rzekł:
– Szamanka powiedziała, że Ludzie Lodu dotknęli źródeł życia, prawda?
– Tak, użyła dokładnie takich słów.
Patrzyli na chłopca, który zastanawiał się nad czymś w skupieniu.
– W takim razie domyślam się, co się mogło stać – powiedział w końcu.
Po twarzy jego ojca przemknął uśmiech.
– Wszyscy mamy jakieś swoje teorie. Wiesz, Vendelu, od dawna nie opuszcza mnie myśl, żeby tam pojechać.
Vendel cały się rozjaśnił nagłą nadzieją, którą natychmiast zgasił rozsądek.
– Nie możesz tego zrobić. Tam nikt nie dojdzie.
Dan uśmiechnął się.
– Wiesz, ja jestem przyrodnikiem, badaczem. Ekspedycję na arktyczne obszary Syberii mógłby zaakceptować nawet rosyjski car.
(Nie, nie wolno mi mieć takiej nadziei – twarz Vendela mówiła wyraźniej niż słowa.)
– W takim razie ja jadę z ojcem – oświadczył Daniel.
– Ty? Trzynastolatek?
– Ojciec nie zamierza chyba wyruszyć jutro rano – odparł chłopiec spokojnie.
– Tak, masz rację. Trzeba wielu lat na przygotowania.
Vendel z trudem wymawiał słowa:
– Odwiedzisz także Jurat-Samojedów? Nieńców, jak sami siebie nazywają?
Dan położył rękę na jego dłoni.
– Przede wszystkim dlatego chciałbym tam pojechać, Vendelu. A w ogóle powody wyprawy są trzy. Po pierwsze, chciałbym pojechać jako przyrodnik. Po drugie, spróbowałbym stwierdzić, czy masz tam potomka, a po trzecie, może udałoby mi się rozwiązać zagadkę Taran-gai, Ludzi Lodu i Tengela Złego. Ale najważniejsze ze wszystkiego jest twoje dziecko.
Vendel drżał, nie zdając sobie z tego sprawy. Dopiero Daniel przywołał go z powrotem do rzeczywistości.
– Ale jeśli mamy się tam wybrać, to nic nie zdziałamy bez znajomości języka. Rosyjskiego mógłbym się nauczyć w Uppsali, ale pozostałe języki… bo to są dwa różne, prawda?
– Tak, ale Samojedzi i Taran-gaiczycy rozumieją się dość dobrze. Wystarczy, że nauczysz się jurackiego, a to możesz zrobić z moją pomocą.
– Zaraz, zaraz, czy to nie ma być moja wyprawa? – zawołał Dan, który poczuł się zlekceważony.
Tamci nie słuchali go jednak. Z ożywieniem dyskutowali, jak zorganizować wspólną naukę.
Dan przyglądał im się na wpół obrażony, na wpół rozbawiony. W końcu dał za wygraną i zaczął się przysłuchiwać ich rozmowie. Nie zaszkodzi znać paru słów, gdy człowiek znajdzie się na miejscu.
Zanim przyjechała Ingrid ze swoim sympatycznym mężem, Daniel zdążył się już nauczyć wiele z tego dość prymitywnego języka, dalej miał się uczyć sam ze skryptu, który sporządził dla niego Vendel. Wkrótce Daniel wyobraził sobie, że zna nieźle język. Mój Boże!
Ingrid była przerażona.
– Macie zamiar wysłać tam mojego nieszczęsnego chłopca?
– Nie, oczywiście, że nie, Ingrid – zapewniał Dan pod nieobecność syna, który bawił się na dworze z Orjanem. – Jechać mam ja, ale pozwalamy mu się tym zajmować, bo to zawsze dobrze mieć takie zainteresowania. I w przyszłości w Uppsali może mu się przydać znajomość takiego rzadkiego języka.
– Ale on jest wprost rozgorączkowany! Jest bezapelacyjnie zdecydowany jechać. Im szybciej, tym lepiej.
– Przejdzie mu to. Sama chyba pamiętasz, że w tym wieku wszystko robi się całym sercem i duszą, póki człowieka nie ogarnie nowe zainteresowanie dla innych spraw i nie zapomni o poprzednich.
Ingrid nie była przekonana, ale na razie dała spokój.
– Dan, co to za okropne blizny ma Daniel na plecach? On powiedział, że to ze szkoły.
– Tak, i właśnie dlatego zabrałem go stamtąd. Nauczyciel go skatował, bo stanął w obronie dwóch maltretowanych malców.
– Ale, mój drogi! Czy on nie miał przy sobie alrauny?
– W szkole nie, to niemożliwe. A zresztą on nie wie o alraunie.
– Powinien ją przy sobie mieć. Wszędzie! Wtedy nic takiego nie mogłoby się wydarzyć. Przywiozłeś ją?
– Tak. Będziesz ją mogła zabrać do Norwegii.
Ingrid roześmiała się cicho.
– Dobrze, tylko daj mi ją dyskretnie, bardzo cię proszę! Ernst nic o tym nie wie.
– Ale nazywa cię swoją małą czarownicą?
– On uważa, że wyglądam na czarownicę, choć nie wie, że nią jestem. Próbowałam mu to kiedyś wyjaśnić, ale on się tylko śmiał. To materialista do szpiku kości.
– Nie możesz trochę poczarować, żeby go przekonać?
– Nie, co to, to nie, nie chcę go utracić! On daje mi poczucie bezpieczeństwa, którego potrzebuję, ciekawe rozmowy i dużo ciepła, także w łóżku.
– Kochasz go? – zapytał Dan cicho.
– Na swój sposób – odparła. – Tak jak kocham Daniela i wszystkich, którzy są mi bliscy.
– Domyślam się, że to znaczy bardzo wiele – powiedział Dan. – Bo wiem, że nikt nie jest tak niezłomnie lojalny wobec swoich bliskich jak ty, Ingrid. I podejrzewam, że prawdą jest to, co kiedyś o tobie mówiono, a mianowicie że podobnie jak Sol nie potrafisz kochać mężczyzny.
Читать дальше