Gunilla tęskniła za nim, brakowało jej towarzysza dziecięcych zabaw. W głębi duszy jednak wiedziała, że beztroski czas minął bezpowrotnie i żadne zaklęcia go nie przywrócą.
Kiedy tęsknota gryzła ją zbyt mocno, przypominała sobie ten raz, kiedy był w domu na przepustce, zaledwie parę dni po swoim wyjeździe. Spotkali się wtedy i Erland poprosił, by pokazała mu nogi. Chciał sprawdzić, czy są równie ładne jak reszta.
„Moje nogi? – wykrzyknęła Gunilla oburzona. – Do licha, widziałeś je przecież już dawniej, głupcze!”
Ale gwałtownym ruchem podciągnęła spódnice aż do kolan. Erland z trudem chwytał oddech i poczerwieniał na twarzy, a zanim ona zdążyła pomyśleć, co też takiego przyjdzie mu teraz do głowy, wsunął rękę pod materiał i dotknął jej ciała.
Zaskoczona Gunilla zawyła z wściekłości. Niewiele myśląc, chwyciła wilgotną, tłustą bryłę ziemi i wymazała nią Erlandowi twarz. Mocno i gruntownie. Zaraz potem uciekła, a on długo jeszcze parskał i sapał, wypluwając spomiędzy zębów błoto i piach.
Dobrze mieć takie wspomnienie, kiedy smutek i samotność za bardzo doskwierają.
Zaledwie kilka dni po jej nieudanej wizycie u pastora matka wyszła z izby z sinoniebieską twarzą i zimnym, nienawistnym wyrazem oczu. Później tego samego dnia, kiedy ojca nie było w zagrodzie, pojawił się jeden z wędrownych rzemieślników, ten, który zajmował się ostrzeniem noży. Gunilla widziała go już wcześniej i przeczuwała, co się teraz wydarzy.
Miała rację, wkrótce matka gdzieś zniknęła. Mężczyzna także.
Gunilla załkała. Bez celu kręciła się po kuchni, miała wrażenie, że zdrętwiało jej całe ciało, nie mogła pozbierać myśli. Przez długą chwilę stała, spoglądając szklanym wzrokiem na drogę, nie widząc stojących tam mężczyzn. Jej ojciec… Dwóch innych znajomych wieśniaków… I inspektor Arv Grip.
Najwyraźniej rozmawiali o rozciągających się wokół polach.
Matki nie było już od dobrej chwili. Gunilla wiedziała teraz dokładnie, jak długo trwają jej wypady do stodoły.
Czuła, że znów dławi ją fala mdłości.
Nie wydawało się, by mężczyźni mieli zamiar przyjść do Knapahult, wcale nie dlatego źle się poczuła.
W przypływie bezdennej rozpaczy usiadła przy kuchennym stole. Pogrążona w głębokiej apatii, nie zdawała sobie nawet sprawy z tego, że siada.
Na stole leżał nóż. Długi, ostry nóż do chleba.
Gunilla wzięła go do ręki, odruchowo, bez udziału świadomości.
Znów wstała i stanęła przy oknie. Utkwiwszy oczy w prostą, wysoką sylwetkę Arva Gripa, jakby wysyłającą obietnice poczucia bezpieczeństwa, wbiła nóż w rękę i przeciągnęła nim wzdłuż przedramienia, aż trysnęła krew.
Dotkliwszy jednak niż ból spowodowany raną był ten, który dręczył jej duszę.
I znów nie wiedząc, co robi, odłożyła nóż na stół. Ramię zwisało bezwładnie, krew skapywała na podłogę. Na wyszorowanych do białości deskach robiły się coraz większe żywoczerwone plamy.
Tak zastała córkę Ebba i zaraz uderzyła w krzyk.
– Gunillo! Coś ty zrobiła!
Dziewczyna zwróciła się ku matce. W jej głosie, tak samo jak w skamieniałej twarzy, brakowało choćby iskry życia.
– Skaleczyłam się.
– Skaleczyłaś się? Skaleczyłaś? – krzyczała Ebba rozdzierającym głosem. – No to zrób coś, nie stój tak!
Gunilla skierowała spojrzenie na mężczyzn stojących na drodze. Ebba powiodła oczami za jej wzrokiem i wybiegła na podwórze.
– Karlu! Karlu! Pospiesz się! Gunilla się zraniła, skaleczyła się. Szybko!
Histeryczne wołanie Ebby zdradzało głęboki strach; nie mogło wywołać go drobne skaleczenie.
Mężczyźni zrozumieli jej krzyki i nadchodzili teraz spiesznie wszyscy czterej. Ebba tymczasem wbiegła do środka i rozpaczliwie usiłowała wytrzeć krew z ręki dziewczyny. Rana krwawiła teraz mocno.
– Jak mogłaś tak się skaleczyć, Gunillo, nie potrafisz bardziej uważać? Na co a był ten nóż?
Nie czekając na odpowiedź, gdyż tak naprawdę bała się ją usłyszeć, nie przestawała besztać córki aż do chwili, dopóki nie weszli mężczyźni.
Arv z Ludzi Lodu natychmiast opanował sytuację.
– Czy masz kawałki czystego płótna? I gorącą wodę? Karlu, ściśnij mocno w tym miejscu, o tak, połącz brzegi rany!
Zauważył, że Gunilla odruchowo wzdrygnęła się, czując dotyk ojca. Zwrócił także uwagę na fioletowe siniaki na ramieniu dziewczyny, jakby ślady brutalnego uścisku…
Podczas gdy trzej mężczyźni jęczeli i wzdychali bezradnie, Arv opatrzył ranę. Dziewczyna stała całkiem nieruchomo. Dostrzegł też pustkę w jej oczach i ogromnie się zdumiał…
Przez ostatni rok Karl z Knapahult wielokrotnie napomykał Arvowi Gripowi z Ludzi Lodu o Gunilli. Chłop wiedział z pewnością, że wizyty córka u pana pisarza nierzadko się przeciągają, że ci dwoje często ze sobą rozmawiają, tak jak może to robić dojrzały mężczyzna z dziecinną jeszcze panienką. Łączyła ich przyjaźń przekraczająca różnicę pokoleń. Karl nie był o to wcale zazdrosny, przeciwnie, zachęcał córkę do składania wizyt w Bergqvara, wynajdywał często jakże błahe powody, byle tylko umożliwić im jak najczęstsze spotkania.
Z początku Arv niewiele się nad tym zastanawiał. Gunilla z Knapahult była śliczną, bystrą dziewczynką, obdarzoną niezwykłą osobowością i inteligencją, zwłaszcza zważywszy na dom, z jakiego pochodziła, gdzie, jak się można było domyślić, niemal wszystko kulało. Arvowi wiele przyjemności sprawiało rozmawianie o jej drobnych troskach. Głównie chodziła o zwierzęta lub rośliny, ale często dostrzegał w reakcjach dziewczyny oznaki zagubienia, wręcz dezorientacji, kompletnego niezrozumienia życia. Najwidoczniej nie było nikogo, komu mogłaby się zwierzyć. Nie miał dla niej, co prawda, zbyt wiele czasu, bo prace we dworze pochłaniały go całkowicie. Należało wyburzyć zniszczone zabudowania i zastąpić je nowymi, miał więc pełne ręce roboty. Ale mógł jej za każdym razem poświęcić kilka minut. Uważał, że tyle przynajmniej jest winien ubogim wieśniakom.
Poza tym sam zauważył, że gdy nie pokazywała się przez kilka dni, zaczynało mu brakować tych krótkich chwil pogawędki.
Arv Grip z Ludzi Lodu był przystojnym mężczyzną. Przekroczył już, co prawda, czterdziestkę, ale świetnie się trzymał. Nie miał złocistożółtych włosów jak ojciec jego ojca, dziadek Vendel, ani też zaskakująco błękitnych oczu. Ale na jego ciemnobrązowej głowie nie było ani jednej srebrnej nitki, profil miał szlachetny, regularny i sprawiał wrażenie osoby niezwykle kulturalnej. Jako dziecko i młodzieniec odebrał staranne wykształcenie i dla parlamentarzysty Arvida Erika Possego na wielkim dworze Bergqvara był wprost niezastąpiony.
Ale Arv był człowiekiem bardzo samotnym. Ożenił się młodo, po kilku latach jednak stracił żonę. Poprzysiągł sobie, że nigdy więcej nie poślubi żadnej kobiety. Tragedia, jaką przeżył, była ogromna, uważał także, że ze względu na pamięć małżonki nie powinien żenić się po raz wtóry.
Teraz jednak jej obraz począł blednąć, umarła wszak tak wiele już lat temu. By zagłuszyć żal i samotność, rzucił się w wir pracy i zatracał się w niej bez umiaru.
Niewinne rozmowy z Gunillą dawały mu chwile, jakże potrzebnego wytchnienia i odprężenia.
Kończył już obwiązywać ranę. Ukradkiem obserwował skamieniałą twarz dziewczyny.
Rozesłał towarzyszącą mu czwórkę na wszystkie strony, chciał bowiem przez moment porozmawiać z dziewczyną w cztery oczy. Gdy tylko zostali we dwoje w izbie, powiedział:
Читать дальше