Zostawiła księżyc w spokoju i powiedziała do swego przyjaciela:
– Zrozum, powinnam teraz zanieść te skopki…
Nikogo obok niej nie było.
Gunilla musiała jednak wyobrażać sobie, że ma koło siebie przyjaciela, inaczej by nie wytrzymała.
Dziewczyna była dziwną mieszanką nagle dojrzałego ciała i nierozwiniętego jeszcze umysłu piętnastolatki. Miała ciemne włosy, surowo przycięte w chłopięcą fryzurę na pazia, z grzywką. Bez żadnych ozdób! Jej twarz była klasycznie regularna, ze złotobrązową cerą i mocno zarysowanymi kośćmi policzkowymi. Joanna d'Arc w wydaniu smalandzkim.
Ale bardzo zagubiona w świecie.
Gunilla nie mogła na to nic poradzić; niczym nie umotywowane, niezasłużone kary wymierzane jej przez ojca budziły w niej uczucie buntu, a zarazem rezygnacji. Przecież przez cały czas stara się robić wszystko, jak potrafi najlepiej! To prawda, często bywa roztargniona i zamyśla się, ale czy zaduma rzeczywiście jest grzechem śmiertelnym? Inna rzecz, że praca w gospodarstwie nie stanowiła jej ulubionego zajęcia, przypuszczała, że jej życiowe zadanie będzie inne, ale nigdy przecież nie okazywała niechęci, z całych sił starała się zadowolić ojca we wszystkim. A może w tym właśnie tkwił błąd?
Ojciec twierdził, że ona myśli o chłopcach. Mój ty świecie, jakże by to było możliwe? W kim mogła wybierać?
Erland z Backa? Ten… ten szczeniak! Jego powłóczyste spojrzenia dręczyły ją tylko, bo Gunilla jeszcze się do nich nie przyzwyczaiła, nie dojrzała. Pod wieloma względami nadal była dzieckiem. Z wielkim trudem godziła się z faktem, że piersi zaczęły jej nagle rosnąć z zatrważającą szybkością.
Ciągle przecież chciała baraszkować jak dziecko z psiakami. Nie miała też ochoty zaprzestać ulubionej zabawy, polegającej na zamienianiu świerkowych szyszek w krowy za pomocą patyczków, udających nogi. Dłonie Erlanda, które nieśmiało próbowały jej dotknąć, obudziły w niej gniew. Nie mogła pojąć, skąd się wzięło to uczucie, uciekła więc głęboko w las, do swego sekretnego miejsca na skale. Zwykle tam siadywała pochłonięta marzeniami o Bohaterskich czynach, jakich miała dokonać, by zasłużyć na pochwałę wszystkich mieszkańców wioski. Dalej niż za wioskę nie sięgały jej horyzonty.
Cóż miała począć z Erlandem z Backa, tym dziecinnym niezgułą? Jego umizgi nieprzyjemnie ją wzburzały.
Nigdy, przenigdy nie wyjdzie za mąż. To paskudne!
Nie, marzyła o czymś zupełnie innym. O przyjacielu, bardziej ojcu niż kochanku. O pisarzu na dworze Bergqvara. On był dla niej taki dobry i życzliwy! Gunilla czuła że do niego mogłaby się zwrócić, na pewno by ją zrozumiał. Pragnęła usiąść mu na kolanach i wsłuchiwać się w głęboki, ciepły głos. Opowiedzieć mu o swoich pomieszanych myślach, a zwłaszcza o tym, co sprawiało jej radość. On z pewnością nie próbowałby jej dotykać ani mówić takich niemądrych rzeczy jak Erland.
Wszyscy wiedzieli, że Erland jest wioskowym głupkiem.
Gunilla wcale nie uważała, że chłopak ma źle w głowie, on po prostu był taki inny! Jakby niedokończony, nie ukształtowany jako człowiek, jakby nadal szukał samego siebie. A jego nieudolne pieszczoty kojarzyła z czymś…
Jakiż ten Erland głupi!
Ocknęła się z marzeń i ruszyła w stronę domu ze skopkami w jednej dłoni i długą chochlą, którą sypała karmę dla kur, w drugiej. Chochlą gniewnie uderzała w mijane brzozy, co miało być głośnym wyrazem protestu przeciwko całemu światu.
Nagle jednak odwróciła się i poprosiła drzewa o wybaczenie.
– Nie chciałam wam zrobić nie złego – powiedziała z żalem. – Znów postąpiłam bezmyślnie, jak zwykle. Przepraszam, przepraszam!
Kiedy weszła do domu, uderzył ją od razu dziwny, niemiły zapach w kuchni. Zapach czegoś… zakazanego? W powietrzu unosiła się atmosfera, którą wyczuwała już wielokrotnie przedtem, ale nie umiała jej rozpoznać. Nastrój czegoś niestosownego? Gunilla nie potrafiła tego określić.
Ojciec natychmiast na nią naskoczył.
– Nie spieszyłaś się – powiedział cierpko. – Czy nic nie potrafisz zrobić porządnie? Pójdziesz teraz na Bergqvara i powiesz panu pisarzowi, że mogę przyjść w poniedziałek, jeśli tego sobie życzy.
Karl miał pewien ukryty cel w wysyłaniu Gunilli w tak błahej sprawie, właściwie zupełnie bez potrzeby. Pragnął jak najwcześniej zwrócić uwagę pisarza z Bergqvara na córkę, zanim ten człowiek, zwany także inspektorem, weźmie sobie nową żonę. Nie był mężczyzną pierwszej młodości, owdowiał wiele lat temu. Czas najwyższy, by otworzyły mu się oczy i dostrzegł Gunillę. Pisarzem dworskim nie należało pogardzać, z pewnością małżeństwo z nim stanowiło dla chłopskiej córki szczyt możliwości.
Ale Gunilla rada była poleceniu. Z panem pisarzem zawsze tak przyjemnie się gawędziło.
Nawet w najśmielszych marzeniach nie przychodziło jej do głowy, że ojciec pragnie uczynić z nich dwojga parę. Gdyby o tym wiedziała, z pewnością nie tańczyłaby tak lekka na porośniętej trawą drodze z Knapahult!
Kiedy dotarła do skraju lasu, ujrzała przed sobą całą wioskę i dwór Bergqvara po drugiej stronie pól i łąk. Zatrzymała się gwałtownie. Z pagórka obok ścieżki dobiegały ochrypłe dźwięki marnie zrobionej wierzbowej fujarki.
Biednemu Erlandowi z Backa nie udawało się nic, czegokolwiek się dotknął. Nawet prostej wierzbowej fujarki nie umiał wystrugać.
– Gunillo, poczekaj! – zawołał, kiedy ruszyła przed siebie. – Chodź, coś ci pokażę!
Przystanęła z wahaniem. Ciągle jeszcze gniewała się na niego za ostatni raz, gdy się spotkali, kiedy znów zaczął wygadywać „głupstwa”.
– Chodź, zobaczysz, co znalazłem w trawie!
Ciekawość zwyciężyła.
– Bardzo się spieszę – ostrzegła, podchodząc bliżej. – Zapada już wieczór i…
– Spójrz! – zawołał Erland wskazując na ziemię.
– Ach, naprawdę! – Wzruszona Gunilla pochyliła się nad pierwszym w tym roku bladoniebieskim fiołkiem. – Dobrze, że go nie zerwałeś, Erlandzie. Tu, gdzie rośnie, wygląda prześlicznie!
Erland z Backa spoglądał na nią oczyma, z których wprost biła duma. Był pryszczatym młodzikiem, tak niezgrabnym, że miało się wrażenie, iż poszczególne członki poprzypinano mu do korpusu szpilkami. Ręce i nogi poruszały się niezbornie, chaotycznie, a bezgraniczny podziw, jaki żywił dla Gunilli, nie dodawał mu wcale pewności siebie. Miał matowe, brązowawe szczeciniaste włosy i właśnie zaczynały mu rosnąć wąsy i broda, na razie w postaci rzadkich, miękkich, skręconych pojedynczych włosków, które powinien był zgolić. Ale oczy spoglądały łagodnie i życzliwie i zawsze był jej najlepszym towarzyszem zabaw. Tak działo się aż do chwili, kiedy rozminęli się ze sobą w fazach rozwoju. Teraz zajmowały go inne fantazje, podczas gdy ona nadal snuła swoje dziecinne marzenia o bohaterskich czynach, jakich kiedyś dokona. Erland zawsze był romantykiem i marzycielem, niemal poetą, i te właśnie cechy obecnie najbardziej irytowały Gunillę, zwłaszcza że przybierały formy, których nie potrafiła zaakceptować. Uważała, że chłopak jest dziecinny i niedojrzały, być może dlatego, iż porównywała go z pisarzem z Bergqvara?
Gunilla szukała kogoś, kto byłby jej bardziej ojcem niż kochankiem. Tego jednak nie rozumiała ani ona, ani Erland.
– Niedługo wyjeżdżam – oznajmił dość niepewnym głosem.
– Wyjeżdżasz? Ty? Dokąd?
Wyprostował się z dumą.
– Będę przydzielonym żołnierzem.
– Co to znaczy?
– Nie wiem – odparł, położywszy uszy po sobie. – Ale pan na dworze powiedział, że mam jechać do regimentu smalandzkiego w Eksjo. Daleko…
Читать дальше