Gunilla, słysząc tę nowinę, zaniemówiła.
– Czy długo cię nie będzie? – zapytała w końcu.
– Nie wiem – odparł żałośnie. – W wiosce naśmiewają się ze mnie, mówią, że nigdy nie będzie ze mnie mężczyzny. Powiadają, że właśnie dlatego pan wysyła mnie do wojska, bym nabrał hartu. Żołnierka to próba charakteru.
Milczała, bo sama trochę się z tym zgadzała.
– Mówią, że dostanę zagrodę – powiedział bezradnie. – Niedługo.
– Ale z kim ja się będę bawić? – wyrzuciła z siebie. – Jeśli ty wyjedziesz?
Erland nie słuchał. Wpatrywał się w dziewczynę z żarliwym uwielbieniem.
– Jesteś taka śliczna, Gunillo!
– Nie zaczynaj znów z tymi głupstwami!
– To wcale nie głupstwa! Czy… czy ty nigdy…?
– Co takiego?
Jej ostry ton odebrał mu całą odwagę. Ręce, które w jej obecności poruszały się jak skrzydła wiatraka, nagle zwisły wzdłuż boków.
– Nie, nic.
– Nie stój tak jak ofiara, taki spłoszony! Co chciałeś powiedzieć?
– Posłuchaj, Gunillo, usiądź na chwilę.
– Nie mam czasu – odrzekła Gunilla. Usiadła jednak na trawie, troskliwie omijając kępkę fiołków.
Erland ułożył się tuż przy niej i wsparłszy się na łokciu, obserwował ją w milczeniu.
Dziewczynę ogarniała coraz większa irytacja.
– Co takiego chciałeś mi powiedzieć?
– Wiesz, urosły mi włosy na klatce piersiowej.
– Oszukujesz! – wykrzyknęła, utrzymując ton dziecinnych kłótni.
– To prawda! Sama zobacz!
Zanim zdążyła go powstrzymać, rozsznurował koszulę i z dumą odsłonił blady, chudy tors.
– No i gdzie są? – bezlitośnie zapytała Gunilla.
– Naprawdę nie widzisz? Tutaj… Gdzie one się po działy… O, są! Spójrz, tu!
– Imponujące, doprawdy – powiedziała sucho na widok dwóch prawie niewidocznych włosków na środku klatki piersiowej. – Ohydne!
Erland, zgnębiony, zasznurował koszulę.
– A czy ty już dostałaś…?
– Ooo, to nie twoja sprawa!
– Przepraszam, nie chciałem!
Gunilla przez chwilę wpatrywała się w niego, po czym przepełniona odrazą zerwała się z ziemi.
– Do licha, jaki ty jesteś obrzydliwy! Jedź sobie do tego swojego wojska i nigdy tu nie wracaj!
Erland poderwał się niemal równie szybko.
– Gunillo, poczekaj, nie będę już mówił takich rzeczy, obiecuję!
– Puść mnie! – prychnęła jak kotka, usiłując wywinąć się z uchwytu mocnych dłoni, przytrzymujących ją za ramię. – Idę do pana pisarza załatwić sprawę dla ojca. Pan pisarz jest dużo milszy od ciebie, ty jesteś raki głupi, głupi, głupi…
– Ten stary dziad? – powiedział Erland z powątpiewaniem w głosie. – Nie możesz porównywać mnie z nim!
– On wcale nie jest dziadem!
– Właśnie, że jest!
Znów trafił w czułe miejsce! W obawie, że zaraz przestanie z nim rozmawiać, szybko zmienił temat.
– Gunillo, czy to prawda, że twój ojciec słyszał jakieś dziwne dźwięki dochodzące od strony piasków?
Nadal trzymając go na odległość wyciągniętej ręki, odparła buńczucznie:
– Phi, tamto? To przecież było zimą albo wczesną wiosną.
– A czy później już nic nie słyszał?
Gunilla zastanowiła się.
– Może i tak. Szeptał o czymś z matką, nie wiem dokładnie, co mówili, ale sądzę, że rozmawiali o tych dźwiękach.
– Czy on wie, co to jest?
– Nie, a ty wiesz? – zapytała, zadzierając nosa.
– Nikt inny niczego nie słyszał. Ale ja to sprawdzę.
– Ty?
Jej pogarda nie miała granic.
– Tak. Kiedy wrócę – dodał szybko na wszelki wypadek, bo dobrze jest się zabezpieczyć. – Teraz nie mam czasu.
Gunilli pociemniały oczy. Wcale jej się nie podobało, że jedyny towarzysz jej zabaw wkrótce ją opuści, choć ostatnio, co prawda, rozmowa z nim stała się dość krępująca.
– Lepiej będzie, jeśli się pospieszysz, żeby nikt cię przypadkiem nie ubiegł – rzuciła na odchodne i pobiegła dalej.
Stwierdzenie to było wieloznaczne i chłopak nie wiedział, co powinien przez nie rozumieć.
– Gunillo! – krzyknął, ale jego błagalne wołanie rozpłynęło się w powietrzu. Dziewczyna była już daleko. – Do diabla! – zaklął Erland, bo takich słów należało używać, kiedy miało się zostać żołnierzem. Pełen skruchy dodał jednak zaraz: – Wybacz mi, Panie Boże, wcale nie chciałem tego powiedzieć!
Gunilla była już mocno spóźniona, dlatego spiesznie przebiegła przez Bergunda, kierując się ku dworowi Bergqvara w późnowiosennym zmierzchu. Członek szwedzkiego parlamentu Posse miał zamiar przebudować dwór, jak słyszała. Plany były już gotowe i materiał porządnie ułożony w stosy suszył się na dziedzińcu zajmując sporą jego część. Będzie z tego piękny dom, pomyślała na widok jasnego, pachnącego drewna.
Skierowała się do gabinetu pisarza, bo z członkiem parlamentu Arvidem Erikiem Possem nikt nie rozmawiał, był na to zbyt wysoko postawioną osobą. Ale pisarz czy inspektor, jak również go nazywano, był otwartym człowiekiem, który zawsze i dla każdego znalazł miłe słowo i ciepłe spojrzenie.
Nie było go w gabinecie, a Gunilla nie chciała przedkładać sprawy, z którą przybyła, jego podwładnemu. Pragnęła pomówić z samym panem pisarzem, bo nie było na świecie drugiej osoby, którą lubiłaby bardziej. Dlatego poszła do skrzydła, w którym mieściła się obora, gdzie właśnie dyskutował z zarządcą dworu na temat produkcji mleka.
Znane, przyjazne dźwięki łagodnych krów i mleka tryskającego w drewniane skopki napełniały ją spokojem i radością. Ujrzała pisarza rozmawiającego z dwoma innymi mężczyznami; żaden z nich nie zwrócił uwagi na dziewczynkę, idącą przejściem między ryczącymi krowami. Dla Gunilli obora na dworze Bergqvara zawsze stanowiła źródło radości i podziwu. Była taka wielka i jasna, czysta i zadbana! Ze smutkiem pomyślała o ich własnych dwu krowach, umieszczonych w oborze tak ciemnej i małej, że rogami niemal sięgały dachu.
Przez chwilę stała obserwując zagłębionych w dyskusji mężczyzn. Pan pisarz był przystojny, o młodzieńczej sylwetce, ale twarz naznaczoną miał smutkiem. Dwaj pozostali byli bardziej krzepcy, weseli, choć wyraźnie bez fantazji.
Pisarz nareszcie ją dostrzegł i rozjaśnił się.
– Przecież to Gunilla z Knapahult! Z czym przychodzisz?
Mój Boże, jakże ona lubiła tego człowieka! I poznał ją! Pokłoniła się nisko.
– Przychodzę z wiadomością od ojca, panie Grip.
Arv Grip z Ludzi Lodu, syn Orjana, a wnuk Vendela Gripa, uśmiechnął się do niej ciepło.
– A zatem słucham, Gunillo!
Minęły trzy lata.
Dla mieszkańców parafii Diabelski Jar stał się przerażającą rzeczywistością.
Nie rozumieli, co mogło kryć się tam, na górze, na piaskach. Byli przekonani, że okolicę przejęły we władanie demony. Straszydła, które żywcem musiały połykać owce i inne mniejsze zwierzęta domowe, po zaginionych nigdy bowiem nie zostawał żaden ślad.
Wieśniaka, który pewnego dnia wybrał się do lasu, by nazbierać chrustu, znaleziono z roztrzaskaną głową. Innego goniły przez las włochate stwory; w ostatniej chwili udało mu się dobiec do domu, do ludzi. Młoda kobieta zniknęła bez śladu, a Ebba z Knapahult twierdziła, że w ciche noce od strony piasków dochodzi rozdzierający serce płacz.
Gdyby wieśniacy z parafii Bergunda mieli więcej kontaktów ze światem, tajemnica wkrótce zostałaby wyjaśniona. Chłopi uważali jednak, że nie są to sprawy, o których należy mówić otwarcie. Nie mieli odwagi wspomnieć o demonach na piaskach nawet właścicielowi dworu w Bergqvara ani też jego najbliższemu współpracownikowi, pisarzowi Arvowi Gripowi z Ludzi Lodu.
Читать дальше