Heike ucieleśniał prototyp dotkniętych z Ludzi Lodu. Miał szerokie, ostro zakończone ramiona, nadające całej postaci niesamowity wygląd. Wydawało się, że głowa umieszczona jest znacznie niżej niż była w rzeczywistości, ponieważ czubki barków unosiły się na podobieństwo kołnierza chińskiego mandaryna niemal aż do wysokości uszu. Cała sylwetka była monstrualna, głównie ze względu na silnie rozbudowaną górną połowę ciała i głowę pokrytą długimi, szczeciniastymi włosami. Gdy w ciemności, na jaśniejszym tle, widziano zarysy jego ciała, dostrzegano także żarzące się żółte oczy, przywodzące na myśl ślepia drapieżnika. Na widok Heikego katolicy żegnali się w popłochu, a protestanci zaczynali rozpamiętywać swe grzeszne życie i żałować za grzechy.
Twarz, którą najczęściej odwracał lub w inny sposób ukrywał, chcąc uniknąć gwałtownych ludzkich reakcji, była niemal trójkątna, o niezwykle szerokich i wysokich kościach policzkowych i zwężającej się ku dołowi brodzie. Oczy, skośne żółte szparki, nos szerszy niż dłuższy i wilcze usta dopełniały całości obrazu demona z otchłani.
Dopiero gdy ktoś zajrzał w jego oczy, rozumiał, że zwykli ludzie nie mają powodu do obaw. Oczy wyrażały bezmiar życzliwości, głęboką troskę i zrozumienie dla prostych i cierpiących. Żaden wśród dotkniętych nie nosił w sobie tyle miłości bliźniego, co Heike. Nawet Tengel Dobry. Heike miał w sobie takie pokłady wrażliwości i łagodności, o jakich żaden z dotkniętych nie potrafi nawet śnić.
A może dziedzictwo Tengela Złego z upływem wieków osłabło? Czyż Tengel Dobry nie usiłował przezwyciężyć zła, czy nie starał się przekazać swym potomkom odwagi, siły i miłości, by ci zwalczyli ciemne moce?
Może tak, może nie… Losy Solvego przeczyły temu twierdzeniu. On przecież świadomie obrał stronę zła, pod koniec życia nie dało się w nim znaleźć ani jednej serdecznej myśli.
Jeśli chodzi o Heikego, to nie był on wcale chodzącym ideałem, daleko mu było do tego! Często wyczuwał najdziksze moce grasujące w jego duszy, a wówczas z całych sił starał się je stłumić i nad nimi zapanować.
Podczas swej podróży stykał się z bezbrzeżną głupotą i nikczemnością ludzi, ale miał świadomość, że gdyby odpłacił im taką samą monetą, jego zła moc by rozkwitła!
Z łatwością mógł pokonać tych, którzy z niego drwili, a raz – nie chciał wracać do tego pamięcią – zło wzięło nad nim górę. Dotyczyło to gromadki niedorostków, którzy dręczyli żabę. Heike uratował biedne stworzenie z rąk oprawców i wrzucił je z powrotem do wody, ale ogromnie się wstydził tego, co później zrobił z chłopcami. Nie potrafił jednak się powstrzymać i postąpić inaczej. Gwałtowny atak gniewu, wywołany okrutną zabawą, przeraził go nie mniej niż chłopców. Heike postarał się mianowicie, by przeżyli dokładnie to samo co żaba: powbijał im ostre drzazgi w skórę, związał nogi i zostawił leżących na słońcu. Tak też ich opuścił, a przeraźliwe krzyki chłopców wyrażające żal i skruchę, wzywające Boga na pomoc, ani trochę go nie wzruszały.
Heike poczuł wtedy, jak mocno nienawidzi swego dziedzictwa, i poprzysiągł sobie, że nic takiego się nie powtórzy. Wiedział jednak, że gdyby miało miejsce podobne zdarzenie, nie znalazłby dość siły, by zdusić w sobie ciemne moce, odziedziczone po Tengelu Złym.
Gorzka była to świadomość.
Dzielny koń, którego dostał od Milana, wiernie mu towarzyszył. Właśnie ze względu na wierzchowca Heike podróżował spokojnie i często odpoczywał. Za nic w świecie nie chciał go utracić. Po części dlatego, że trudno by mu było zdobyć nowego konia, ale przede wszystkim dlatego, że zwierzę stało się jego przyjacielem i powiernikiem, z którym samotny chłopiec mógł porozmawiać, kiedy pragnienie kontaktu z inną żywą istotą stawało się bardzo silne.
Miał jeszcze alraunę. Nawet przez moment nie wątpił, że mandragora należy do niego. To ona uratowała go, gdy zaślepieni w przerażeniu i głupocie ludzie chcieli go ukamienować i przegnać z powrotem do otchłani, z której, o czym byli przekonani, przybył. Mandragora własnym ciałem rozgrzewała wówczas jego pierś, dawała mu poczucie bezpieczeństwa i odwagę, by starał się wyjść cało z opresji. Niezwykły korzeń na swój sposób potrafił „rozmawiać” z Heikem. W krytycznych momentach w głowie chłopca pojawiały się sygnały i natychmiast wiedział, co powinien zrobić.
Ale też i Heike troskliwie dbał o swój kwiat wisielców! Co wieczór zdejmował mandragorę z szyi i bez względu na to, jak nędzna była kwatera, w której nocowali, troszczył się o to, by człekokształtny korzeń miał miękkie, przytulne posłanie, ubierał go w koszulkę, którą zrobił z lnianego płótna, i okrywał go ciepłą skórą.
Zostawiał też zawsze odrobinę ze swego jakże skromnego pożywienia i kładł obok kwiatu wisielców. Heike wiedział, że ulubionym pokarmem mandragor jest ziemia z Raju, ale nie miał pojęcia, gdzie jej szukać. Miał nadzieję, że jego przyjaciel przyjmie skromniejsze dary.
Jedzenie rankiem było nietknięte, z wyjątkiem tych przypadków, gdy zakradły się myszy, ale Heike wyczuwał, że możny sprzymierzeniec wysoko sobie ceni jego troskliwość. Zauważył to przy wielu okazjach. Alrauna nigdy jeszcze, przenigdy, go nie zawiodła.
Czasami leżał w mrocznych, pełnych przeciągów stodołach, przyglądając się korzeniowi, i myślał, że kwiat wisielców żyje. Szeptem przemawiał wtedy do niego, nie otrzymując naturalnie odpowiedzi, aż wreszcie zapadał w sen. Mandragora Ludzi Lodu nie była piękna, lecz wykrzywiona i poskręcana, i jakoś tak straszliwie ludzka ze swymi zwichrzonymi „włosami” i wyłupiastymi „oczami”. Zważywszy jednak na jej stateczny wiek, zadziwiająco dobrze się trzymała. Heike zastanawiał się, ile naprawdę może mieć lat. Czy kiedykolwiek uzyska odpowiedź na to pytanie? Jak głęboko w mroku stuleci brała swój początek?
Ponieważ Heike mieszkał w krajach śródziemnomorskich, znał więcej legend związanych z mandragorą niż większość mieszkańców Północy. Wiedział, że alrauna była wynikiem pierwszej próby stworzenia człowieka, podjętej przez Boga. Kiedy udało Mu się stworzyć Adama i Ewę, mandragora została odrzucona.
Dlatego zawsze tęskniła za ziemią z Raju.
I dlatego stała się tak niebezpieczna. Ten, kto próbował wyciągnąć ją z ziemi, musiał zapłacić życiem. Ale ze wzruszającym oddaniem pilnowała tego, kto doceniał jej zasługi. Dlatego zwalczała zło; zwracała się też przeciwko swemu właścicielowi, kiedy ten niedobrze ją traktował.
Taka właśnie była najważniejsza przyczyna, dla której Tengel Zły pospiesznie musiał pozbyć się mandragory, filozofował Heike. Mandragora musiała stać się najbardziej niebezpiecznym wrogiem tego złego stwora.
A kwiat wisielców nie pozwalał się unicestwić. Ludzie Lodu mieli na to wystarczające dowody.
Wielu w rodzie bało się alrauny, ale Heike dostrzegał w korzeniu swego najwierniejszego przyjaciela. Większość ludzi żywiła przekonanie, że mandragora jest żeńską istotą. Nie do końca się to zgadzało. Na kwiecie wisielców należącym do Ludzi Loda można było dopatrzyć się oznak, że jest on raczej rodzaju męskiego.
Mimo to Heikego chwilami ogarniało uczucie, że ma do czynienia z kobietą. Długie włosy, delikatne członki…
Przypuszczał, że mandragora potrafi zmienić swój kształt według własnego widzimisię lub według upodobań właściciela.
Właściciela? Cóż za idiotyczne określenie! Heike nigdy nie miał wątpliwości, kto z nich dwojga jest prawdziwym władcą.
Читать дальше