– No, ja się z nimi rozprawię. Mam muszkiet i bagnet, i jeszcze kord. Z tą bronią jestem nieśmiertelny!
– Ależ nie wolno ci tego robić, Erlandzie! – wykrzyknęła przerażona. – One są niebezpieczne, to nie są istoty z tego świata! Czy wiesz, że włamały się do Zagrody Północnej i zabrały wszystko, co było w spichlerzu? Nie zostawiając przy tym ani śladu! To nie są ludzie! Ich nie imają się kule!
– Mogę przecież kazać sobie zrobić kulę ze srebra. – Erland w zamyśleniu zadarł głowę do góry i obserwował wierzchołki drzew.
– Nie, proszę, nie rób tego! One cię złapią.
– A ty byś tego nie chciała? – spuścił wzrok i skierował go na nią.
Myśli wirowały jej w głowie jak kołowrotek. Nowy Erland sprawił, że przez ciało przebiegał przyjemny dreszcz, jak gdyby ktoś niewidzialny stał za nią i łaskotał po krzyżu. W piersiach czuła ucisk wywołany uczuciem, którego istnienia do tej pory nawet nie podejrzewała.
Ten uśmiech, jakby od niechcenia, świadczący o pewności siebie, tak bezwstydnie męski, co on z nią uczynił? Aż zakręciło jej się w głowie. Zmieszanie? Najgorsza była niemożność odzyskania równowagi, czysto fizyczna, jak gdyby jej ciało w każdej chwili gotowe się przewrócić, i to tylko w jedną stronę, ku niemu.
Nagle zorientowała się, że jego głos zabrzmiał niezwykle poważnie.
– Gunillo, widziałem Sztokholm, można rzec, prawie cały świat. Ale nie patrzyłem na inne dziewczęta, no, w każdym razie nie za dużo.
Nie warto wspominać o paru eskapadach, dzięki którym przestał być prawiczkiem. Wieść o tym mogłaby zranić Gunillę. A poza tym zdobył doświadczenie, to przecież tylko lepiej dla niej. Czyż nie tak?
Oczywiście pysznie by było móc zabłysnąć paroma historiami o kobietach, opowiedzieć, jak to dziewczyny się za nim uganiają, ale Erland z Backa obdarzony został dobrą intuicją i wyczuwał, co może dziać się w sercu samotnej chłopskiej córki. Postanowił zatem przemilczeć swoje podboje. Zamiast tego rzekł:
– Wiesz, Gunillo, dostałem naprawdę porządną zagrodę. Byłem wczoraj ją obejrzeć. Nie leży w obrębie parafii Bergunda, ale nie jest bardzo daleko stąd. Może kiedyś poszłabyś tam ze mną?
Dziewczyna milczała. Czubkiem buta delikatnie kopała w lód, którym jeszcze nocą mróz skuł niewielką kałużę, i wsłuchiwała się w dźwięczny odgłos.
Erland ciągnął już z mniejszą werwą:
– Bo tak sobie myślałem, że któregoś pięknego dnia będziemy razem, Gunillo. Oszczędziłem prawie cały swój żołd. Czternaście talarów, to wcale nie tak mało!
Gunilla nie miała w tej chwili głowy do pieniędzy. Nie mogła opanować drżenia całego ciała. Spuszczone oczy widziały tylko jego wypolerowane do połysku buty i grudkę gliny z przyczepionymi do niej zrudziałymi źdźbłami trawy, przylepioną do obcasa. Serce uderzało jej tak mocno jak razy wymierzane przez ojca. Nie mogąc się powstrzymać, przesunęła wzrok na jego uda w czerwonych spodniach, na kurtkę i kamizelkę pod nią. Kurtka sięgała mu do ud, a między jej połami… Spojrzenie dziewczyny padło na lekką wypukłość w spodniach i nagle usłyszała dochodzące z izby sapanie rodziców, ujrzała matkę przemykającą się do stodoły z rozkołysanymi biodrami, gdzie już czekał na nią jakiś cień, doszedł ją monotonny głos ojca mamroczący przekleństwa nad nierządnicami Ezechiela, pragnącymi posiąść mężów chaldejskich o narządach jak osły i soku jak konie. W jednej chwili ogarnęły ją mdłości.
– Gunillo, co się stało? Dlaczego krzyczysz? Nie, nie uciekaj! Zaczekaj!
Dziewczyna co sił w nogach gnała w stronę Bergqvara. Obrała drogę przez las, by Erland nie wiedział, którędy ją gonić. Krew tętniła jej w żyłach, nie mogła pozbyć się cudownego, ale przecież ohydnego uczucia upojenia, które ogarnęło ją, gdy na niego patrzyła. Czuła, że jest gorsza od ladacznicy, bo wpatrywała się w to miejsce jego ciała i odczuła niezwykłą rozkosz akurat tam, gdzie nie wolno jej było niczego czuć, a jeszcze on mówił, że mieliby zamieszkać jak mąż i żona w jego zagrodzie.
Mdłości zaczynały brać nad nią górę, musiała zatrzymać się i wziąć głęboki oddech, jeden, drugi, trzeci. Stała pochylona, ciężko wzdychając, głęboko nieszczęśliwa. Przemogła się jakoś i zdołała wyprostować.
Nasłuchiwała.
Nie doszedł do niej żaden szelest. Szybkim krokiem pospieszyła dalej, dotarła do dworu Bergqvara i prawie natychmiast natknęła się na Arva Gripa z Ludzi Lodu.
Uśmiechnął się do niej serdecznie.
– Witaj, Gunillo! Ależ jesteś zdyszana! Czyżbyś napotkała ducha, taka jesteś blada?
Zaczęła oddychać spokojniej, ukłoniła się na drżących z wysiłku nogach i szepnęła, jąkając się:
– Inspektorze Grip… Jeśli wasza łaskawa propozycja nadal jest aktualna… to chciałabym… chciałabym zostać waszą gospodynią. Na razie.
Arv przyglądał się jej uważnie. Zrozumiał, że musiało przytrafić się jej coś wstrząsającego, ale nie chciał pytać.
Ciepło, uspokajająco otoczył ją ramieniem, przy jego dotknięciu nogi niemal załamały się pod nią.
– Dobrze, Gunillo. Przygotuję wszystko na twoje przybycie. Będziesz miała własną izdebkę z osobnym wyjściem. Możesz zabrać z domu swoje ulubione sprzęty.
– Dziękuję – szepnęła. – I nie będę musiała…
– Będziesz moją gospodynią, nikim więcej. Może któregoś dnia inaczej na mnie spojrzysz, ale na razie nie będziemy o tym mówić. I pamiętaj, w każdej chwili możesz wrócić do domu.
– Jesteście taki miły, taki dobry – odrzekła ze łzami w oczach.
– Zobaczysz, na pewno się zgodzimy – uśmiechnął się przyjaźnie.
Teraz brakowało już tylko jednej postaci, by wszystkie osoby dramatu zebrały się na scenie.
A osoba ta była już niedaleko.
Heike Lind z Ludzi Lodu nareszcie dotarł do ojczyzny swego ojca.
Wiele lat już upłynęło od czasu, kiedy Solve opuścił Szwecję, by nigdy więcej do niej nie powrócić.
Teraz jego niechciany syn, Heike, z którego istnienia nikt z Ludzi Lodu nie zdawał sobie sprawy, przybył do rodzinnego kraju, by odnaleźć swoich krewnych.
Nie wiedział nic o ich losach. Znał jedynie trzy adresy; siostra jego ojca, Ingela, powinna mieszkać na dworze Skenas w Vinggker w Sodermanlandii w Szwecji; daleki krewniak, syn Orjana, Arv Grip z Ludzi Lodu, w Andrarum w Skanii. A w Norwegii czekał na Heikego jego dziedziczny majątek, dwór Grastensholm, którym prawdopodobnie nikt teraz się nie zajmował. Pozostali krewni, potomkowie Paladinów, żyli na Elistrand niedaleko Grastensholm. To Elisabet Tark i jej mąż Vemund, podobno mniej więcej w wieku ojca.
Były to już wszystkie wskazówki, które miały mu pomóc w odnalezieniu rodziny.
Ponieważ podróżował przez Danię, droga prowadziła najpierw do Skanii i tam właśnie miał zamiar rozpocząć poszukiwania. Odczuwał teraz nieprzepartą potrzebę odnalezienia kogoś, kto mógłby zaakceptować i zrozumieć jego niezwykły, budzący powszechną grozę wygląd. Heike podczas długiej podróży na Północ stał się jeszcze wrażliwszy i bardziej nieśmiały w stosunku do ludzi. Wrogość, pogarda czy kpina, przerażenie lub odraza, wszystko to trudno było przyjąć życzliwie usposobionemu chłopcu.
Nie ułatwiał mu życia fakt, że na terenie cesarstwa niemieckiego Heike było imieniem nadawanym dziewczętom. Solve, nazywając tak swego syna, okazał wielką niedbałość. Heike jednak na ogół śmiał się z tego szczegółu, dla niego było to męskie imię, i tyle.
Wszelkie nieporozumienia związane z imieniem skończyły się, gdy przez Danię dotarł do Skanii.
Читать дальше