– Stella? – Nataniel szukał w pamięci. – Stella? Czy masz może fotografie tych ludzi, którzy zginęli?
– Zdjęcia Fredriksena nie, ale mam fotografię marynarzy… – Wyjął portfel i wyciągnął z niego pogniecione zdjęcie całej załogi ustawionej na dziobie statku. – To jest kuzyn – wyjaśnił.
Nataniel skinął głową.
– Ten człowiek nie żyje. Jego ciało dryfuje gdzieś w morzu. Ale nie utonął. On już nie żył, kiedy został wyrzucony za burtę. Ellen, byłabyś w stanie?
Skinęła głową blada jak ściana.
– W takim razie, kapitanie – oświadczył Nataniel. – W takim razie wieczorem zameldujemy się na „Stelli”.
– Eksellent! – krzyknął stary szyper i uśmiechnął się tak szeroko, że jego piękna sztuczna szczęka o mało nie wypadła na pokład.
W ciągu następnych godzin Nataniel wielokrotnie gorzko żałował pochopnej decyzji towarzyszenia staremu promowi w jego ostatnim rejsie.
Przybili do brzegu i kapitan Winsnes po rycersku pomógł paniom zejść po trapie.
– Zawsze miałem szczególny pociąg do dam – zwierzył się Tovie, kiedy już sprowadził Ellen na nabrzeże. – Czy mógłbym ci coś powiedzieć?
– Nie zawracaj sobie tym głowy – burknęła Tova.
Stary nie dawał jednak za wygraną.
– Był czas, że rządziłem kobietkami niczym treser koni w cyrku. Te drobne istoty dosłownie jadły mi z ręki.
– Ale teraz będzie całkiem odwrotnie – powiedziała Tova słodkim głosem. – Teraz będziesz kopał ziemię nogą i rżał jakbyś był koniem, a nie treserem!
Szyper natychmiast zupełnie stracił kontrolę nad sobą, biegał na czworakach, wierzgał nogami i rżał jak prawdziwy rumak.
– Opamiętaj się, Winsnes – rzekł jakiś przechodzący mężczyzna. – Nie do wiary, co ty jesteś w stanie zrobić, żeby tylko dziewczyny zwróciły na ciebie uwagę!
Tova była w siódmym niebie.
– A teraz jesteś psem – oświadczyła. – Leć no do tamtego słupka i podnieś nogę!
Winsnes wykonał polecenie i wrócił z wielką mokrą plamą na spodniach.
– Tova! – wrzasnął Nataniel, który się właśnie odwrócił i zobaczył, co się dzieje. – Chodź tu natychmiast!
Mało brakowało, a byłaby zapomniała uwolnić starego od czarów. Już biegnąc do Nataniela odwróciła się i niedbałym ruchem ręki cofnęła zaklęcie.
Nataniel był wściekły.
– Co ty wyprawiasz? To bardzo sympatyczny i pełen dobrej woli stary człowiek.
– I śmieszny – dodała.
– Jeżeli jeszcze raz zrobisz coś takiego, to będzie z tobą naprawdę krucho – zagroził.
– Phi!
Powlokła się za nimi drogą. Uświadamiała sobie teraz, jak wiele Nataniel znaczy dla niej jako przyjaciel. I oto ten przyjaciel idzie i mizdrzy się do tej… do tej…
Wepchnę ją do morza, myślała głęboko nieszczęśliwa. Naprawdę tak zrobię!
Nataniel znalazł się w bardzo trudnej sytuacji. Nie powinien był zabierać dziewcząt do pani Karlberg, ale też nie miał odwagi zostawić ich obu samych. Zbyt dobrze znał ten pełen nienawiści błysk oczu Tovy, żeby ryzykować. A poza tym rozumiał jej rozgoryczenie. Okazywał przecież swoje zainteresowanie Ellen bez najmniejszego kamuflażu. W końcu jednak musiał się na coś zdecydować.
Poprosił Ellen, by kupiła tabletki przeciw chorobie morskiej, a potem zaczekała w kawiarni. Tovę zabrał ze sobą, bo nie mógł postąpić odwrotnie. To by śmiertelnie zraniło nieszczęsną dziewczynę i uczyniło jej stosunek do Ellen jeszcze bardziej wrogim. A Ellen? Miał nadzieję, że ona zrozumie.
Zacisnął jednak mocno zęby, kiedy zobaczył wyraz triumfu w oczach swojej pokrzywdzonej przez los kuzynki, i jej uśmiech, jaki posłała Ellen słysząc, co Nataniel postanowił.
Wcisnął pięćdziesiąt koron w rękę jedynej dziewczyny, jakiej kiedykolwiek pragnął.
– Proszę, weź! I potraktuj to jako pieniądze na gospodarstwo.
Oczy Ellen rozbłysły.
– To najpiękniejsze słowa, jakie mogłeś powiedzieć – szepnęła. – Wspólne gospodarstwo z tobą…
Ze smutkiem pogładził jej policzek.
– Żeby to mogło tak być naprawdę! Żebyśmy mogli spotykać się jako normalni ludzie, a nie tylko jako zabiegani detektywi usiłujący wyjaśnić jakieś niepojęte misteria!
Ellen długo stała i patrzyła w ślad za Natanielem i Tovą. Dopiero kiedy zniknęli jej z oczu, ruszyła w stronę handlowego centrum miasteczka, gdzie kupiła wszystko, czego mogła potrzebować w dalszej drodze i, chociaż po podróży statkiem ziemia wciąż jeszcze uginała jej się pod stopami, poszła do kawiarni. Głodna nie była, lecz filiżanka gorącej kawy mogła dobrze podziałać na jej skołatane nerwy. Z niesmakiem popatrzyła na wielkie, ociekające majonezem kanapki wystawione na ladzie i poczuła mdłości, ale ciepło panujące w lokalu wydało jej się czymś bardzo miłym po wietrze, który na pokładzie przewiał ją do szpiku kości.
Po chwili stwierdziła, że mimo wszystko coś by zjadła i owe pięćdziesiąt koron od Nataniela dość szybko stopniało. Zaczęła rozmawiać z pewną prostą, ale bardzo sympatyczną panią przy sąsiednim stoliku. Kiedy Ellen wyznała, że ma zamiar płynąć „Stellą”, tamta aż podskoczyła.
– Ja też – powiedziała. – Ale okropnie się tego boję! Czy nie mogłaby mi pani dotrzymywać towarzystwa? Całkiem niedawno płynęłam tym statkiem i to było straszne!
– Płynęła pani? – zawołała Ellen zaskoczona. – Słyszałam o tym rejsie. Proszę, niech mi pani opowie coś więcej!
– No, to się zdarzyło cztery czy pięć dni temu, jeśli dobrze pamiętam. Tego wieczora pasażerów było niewielu. Wie pani, nikt nie chce pływać tą „Stellą”, odkąd znowu wróciła na morze. Po pierwsze dlatego, że jest w bardzo kiepskim stanie, prawie wrak, a poza tym ludzie gadają, że na pokładzie straszy. Ja nie wierzyłam w plotki, ale akurat kiedy weszłam do mniejszego salonu, zobaczyłam jakąś ociekającą wodą postać, stojącą pod ścianą, tyłem do wejścia. Gdy mnie usłyszał, bo to był on, zaczął się powolutku obracać, ale mnie ogarnęło takie przerażenie, że nie widziałam wcale jego twarzy, po prostu nie chciałam, zakręciłam się na pięcie i uciekłam. Później nikt go nie znalazł, chociaż szukali na całym statku. Zostały tylko mokre ślady i to już widziało wielu, i zaraz wtedy, i później także, a ktoś to nawet słyszał odgłos kroków, który nie wiadomo skąd pochodził. Bracia Strand mówią, że na pokład „Stelli” wchodzi upiór z któregoś z zatopionych statków.
– Czy pani jest może ich krewną?
– Strandów? Nie, chwała Bogu! Natomiast Fredriksen…
Umilkła zażenowana.
– Ten, który wypadł za burtę? To on był pani krewnym?
– Tak. Nie, no to znaczy nie bezpośrednio… Ja… Ja mam córkę, czternastoletnią. To jego dziecko. Ale nigdy nie byliśmy małżeństwem.
– Rozumiem – powiedziała Ellen życzliwie.
– To okropne, że on zginął! Właśnie miał uznać Byerg za własną córkę, a tymczasem umarł i ona nie dostała po nim nic, najmniejszego drobiazgu. Nawet nigdzie o niej nikt nie wspomniał, wszystko zagarnęli jego kuzyni. I to właśnie są bracia Strand.
– Był bogaty? – zapytała znowu Ellen, której co chwila się wydawało, że jest w stanie odtworzyć przebieg wypadków, ale zaraz potem jej z pozoru spójne koncepcje rozsypywały się jak domki z kart.
– Nie, wcale nie. Miał tylko popadający w ruinę stary dom niedaleko stąd. Ale liczyłam choćby na jakąś pamiątkę dla dziecka. Wie pani, on ją kochał, zawsze o nią pytał, jak się czuje i w ogóle. To moi rodzice sprzeciwili się żebym za niego wyszła. Za bardzo lubił zaglądać do kieliszka, rozumie pani.
Читать дальше