Razem z innymi zeszła do dużego salonu pod głównym pokładem. Znajdowały się tam ławki z pluszowym obiciem, które niegdyś musiało być purpurowe. Teraz tkanina wyblakła, a na brzegach poczerniała. Oświetlenia najwyraźniej nie zmieniano od czasów, kiedy „Stella” przeżywała swoje wielkie dni. Mdłe, zielonkawe światło sączyło się spod sufitu, a w kloszach lamp leżały zdechłe muchy.
W salonie zebrała się zaledwie garstka ludzi. Winsnes przyszedł również, trochę jakby trzeźwiejszy, czterech członków załogi i bufetowa, która najwyraźniej miała w nosie zarówno sztormy, jak i zmywacza brzegów. Winsnes ukłonił się i Nataniel wraz z towarzystwem usiadł.
– Witam na moim stateczku! – powiedział kapitan. – Uprzedziłem chłopca Okrętowego, że państwo podróżują gratis. Witaj, Mary! A więc i ty wybrałaś się dzisiaj z nami?
Mary uśmiechnęła się skrępowana.
Ellen niepewnie lustrowała pomieszczenie. Widok tego wraku wywoływał w niej mdłości i mrowienie pod skórą z obrzydzenia. Wszystko było brudne i zniszczone, ani śladu tego romantycznego nastroju, jaki tak często wyczuwa się na starych kutrach żeglugi przybrzeżnej. Pomieszczenie było zimne, zatęchłe i zaniedbane, na dodatek od drzwi i podłogi ciągnęło chłodem. Gdyby uderzyć dłonią w pluszowe obicie kanapy, z pewnością uniósłby się w górę tuman kurzu. Lepiej więc siedzieć spokojnie.
– Niech mi pan powie, Winsnes – zaczął Nataniel. – Czy „Stella” stała w porcie w Blasvika w czasie, gdy pan używał nowego promu?
– Nie, skąd! Została już odtransportowana do miasta, na pocięcie. Tam czekała na swoją kolej.
– Czy ktoś mógł wtedy wchodzić na pokład?
– Myślisz, że ktoś mógł po niej buszować i coś tam zostawić? Nie, to niemożliwe. Stare statki czekają w miejscu trudno dostępnym. Nic można się tam dostać ani od strony lądu, ani od morza.
Nataniel zastanawiał się.
– A czy ktoś mógł majstrować w maszynowni nowego promu?
Stary nagle się ożywił.
– Mógł. Oczywiście. Ta możliwość wydaje mi się najbardziej prawdopodobna! Jestem pewien, że Strandowie spuścili olej i silnik się zatarł. Chcieli się na mnie zemścić, także za ten nowy prom. Zniszczyli wszystko, co miałem.
„Stella” kiwała się i kołysała znacznie mocniej niż duży prom samochodowy, którym płynęli poprzednio, i Ellen miała nadzieję, że tabletki przeciwko morskiej chorobie wkrótce zaczną działać. Tymczasem zwróciła się do Mary:
– Czy to tutaj widziałaś… no wiesz, co?
– Nie, nie, to było w górnym salonie, w tylnej części statku. Nigdy więcej tam nie wejdę.
Chłopiec pokładowy, młody człowiek o lisiej twarzy i przenikliwych oczkach, podchodził do pasażerów i sprzedawał bilety. Coraz to spoglądał ciekawie na troje obcych. Winsnes zawołał go po imieniu. Egil w odpowiedzi tylko spojrzał pogardliwie na swego kapitana.
– Czy możemy obejrzeć tamten salon? – zapytał Nataniel Winsnesa.
– Możecie państwo oglądać cały mój statek, od góry do dołu, wszystko państwu pokażę.
– Dziękuję, ja nie – powiedziała Mary. – Ja zostanę tutaj.
Ellen odetchnęła głęboko.
– Tabletki zaczynają działać – powiedziała zmieszana. – Zawsze czuję się po nich okropnie senna. Czy to by był wielki kłopot, gdybym się tu gdzieś położyła?
– Spróbuj utrzymać się na nogach – rzekł Nataniel z uśmiechem. – Ten prom to prawdziwe muzeum żeglugi przybrzeżnej. Nie zobaczysz już wielu takich.
– Kompletny grat – oświadczyła Tava pogardliwie. Najwyraźniej nie żywiła wielkiego szacunku dla zabytków muzealnych.
Poszli za Winsnesem na górę. Ellen starała się niczego nie dotykać, o ile nie było to konieczne. Miała wrażenie, że ten statek to żyjąca, złośliwa istota, wszędzie skrzypiało i trzeszczało jak w zreumatyzowanych stawach jakiejś podstarzałej damulki, krypa protestowała przeciwko traktowaniu, jakie ją spotykało ze strony wiatru i morskich fal, z maszynowni niósł się smród przypalonego oleju, a gęsty mrok okrywający wszystko był w najwyższym stopniu irytujący. Właściwie powinna była cieplej pomyśleć o wysłużonej „Stelli”, która wyruszała właśnie w swój ostatni rejs, ale nie mogła. Wszystko na pokładzie wydawało się ponure i złowieszcze, a poza tym Ellen nie opuszczała śmiertelna obawa, że przy kolejnym kiwnięciu statek rozleci się na drobne części i z ostatnim westchnieniem pójdzie na dno.
Na górze, w wąskim korytarzyku pod mostkiem kapitańskim, Winsnes powiedział:
– Tych dwoje drzwi prowadzi do kajut dla załogi. Ta po prawej jest wolna, więc jeśli panienka chciałaby się położyć i trochę odpocząć, to proszę bardzo.
– Dziękuję, ale może później – odparła Ellen. – Dopóki jakoś mogę utrzymać się w pionie, pójdę z państwem.
Nigdy w życiu nie zastałaby sama w kajucie na tym okropnym statku! Jak długo zdoła iść za Natanielem trzymając się mocno skraju jego kurtki, wszystko będzie dobrze.
Ogarniało ją jednak coraz trudniejsze do zniesienia zmęczenie i co chwila wzdychała głęboko.
Wyszli teraz na pokład i musieli się mocno trzymać relingu, by nie zwiało ich za burtę. Ellen była przekonana, że reling lada chwila się załamie, ale on sprawiał wrażenie dość stabilnego, przynajmniej tu gdzie stali. Teraz mieli przed sobą otwarte morze i od czasu do czasu wysokie fale zalewały dolny pokład. W oddali ukazała się długa linia brzegu. W mroku, gdzieś pod horyzontem, majaczył ów osławiony cypel, przy którym spoczywały martwe okręty. Znajdująca się na lądzie niewielka latarnia morska migotała dzielnie mdłym światełkiem.
Nataniel, całkowicie pochłonięty zwiedzaniem, zupełnie nie miał dla Ellen czasu. Wszystkie jego zmysły koncentrowały się na czymś, czego ona nie mogła ogarnąć myślami, ale oczywiście rozumiała, że tak jest, i godziła się na to. To, co Ellen ledwie wyczuwała, on musiał odbierać jako bardzo silne i nieprzyjemne impulsy. Nie umiała się jednak zdobyć na odwagę, by zapytać, jak to jest.
Najtrudniejsza do zniesienia była jednak postawa Tovy. Dziewczyna śledziła wszystkie ruchy Ellen, z jej warg niemal nie schodził podstępny, jakby wyczekujący i pełen nienawiści uśmieszek, który sprawiał, że nieładna twarz nabierała szyderczego wyrazu. Ellen przez chwilę myślała o Tovie ze współczuciem, ale coraz trudniej było odczuwać dla niej sympatię. Ona jest z gruntu zła, myślała. Zła, zawzięta, bez serca, pełna nienawiści do mnie. Na co ona czeka?
– To właśnie jest główny pokład! – krzyknął Winsnes i naciągnął swoją szyperską czapkę głęboko na uszy. – Pod nim znajduje się salon, który dopiero co opuściliśmy, a tam na końcu pomieszczenie na kotwicę. Obejdziemy je.
Wszyscy podążali na chwiejnych nogach za kapitanem.
– Te drzwi prowadzą do maszynowni! – krzyknął Winsnes. – Możemy tam zejść, gdyby państwo chcieli.
– Bardzo dobrze, dziękuję – odpowiedział Nataniel.
On i Ellen wymienili spojrzenia. To nie maszyny chcieli oglądać.
Powieki Ellen ciążyły jak ołów, z najwyższym wysiłkiem podnosiła nogi. Nie mogła pojąć, dlaczego jest taka okropnie senna po zażyciu jednej jedynej tabletki. Móc teraz zasnąć, jakie by to było boskie uczucie…
Posuwali się ku rufie. Po wąskich schodach zeszli do znajdującego się tam właśnie salonu, mniejszego.
Poza rozmiarami pomieszczenie to właściwie niczym nie różniło się od salonu pod głównym pokładem. Wzdłuż ścian stały kanapy z postrzępionymi obiciami, w centrum ustawiono drewniane ławki przymocowane do podłogi, jedna za drugą, w dwóch rzędach, z wąskim przejściem pośrodku. Zostało jeszcze kilka połamanych stolików, poza tym na podłodze widoczne były ślady po dawniej stojących tam meblach. Działała tylko jedna lampka u sufitu; światło było jeszcze bardziej mdłe niż w dużym salonie.
Читать дальше