Ellen stwierdziła z przerażeniem, że oczy Nataniela rozszerzają się, a jego wargi zaciskają w napięciu. Och, bardzo dobrze rozpoznawała ten wyraz jego twarzy, wolałaby jednak nie oglądać go na pokładzie wraka, który prąc przed siebie przez lodowato zimne, wzburzone morze nieuchronnie przybliżał się do otoczonego jak najgorszą sławą cmentarzyska okrętów.
– O co chodzi? – zapytała cicho.
Również Winsaes przyglądał mu się w skupieniu.
– Czy wy tego nie widzicie? – wykrztusił Nataniel.
– Ja. Ja widzę! – wykrzyknęła Tova ze źle skrywanym triumfem.
– Co takiego? – zapytał Winsnes.
Nataniel rozejrzał się po pomieszczeniu, dotknął ręką najbliższego siedzenia i odskoczył z grymasem obrzydzenia, potem zrobił kilka kroków w przód i z wyrazem niesmaku wpatrywał się w podłogę. W końcu się opanował.
– Tutaj musiało się coś stać – obwieścił starając się zachować obojętność, jakby nie chciał przerażać towarzyszących mu osób. – Cała „Stella” przesycona jest czymś złym, ale korzenie zła znajdują się właśnie w tym salonie. Winsnes, czy pan zna historię statku?
– Tylko od czasu, kiedy jest moją własnością. A wtedy był już stary.
Ellen zamarła.
– Nataniel – szepnęła. – Za mną ktoś stoi.
– Tak, rzeczywiście – odparł Nataniel cierpko.
Odwróciła się. Ze schodów zszedł jakiś mężczyzna i stał teraz w przejściu, trzymając się futryny. Patrzył na nich podejrzliwie.
– Co wy tu robicie? – zapytał ze złością.
Winsnes wyprostował plecy.
– Chyba mogę chodzić, gdzie mi się podoba po moim statku, Ingvar? Bo to mimo wszystko jest mój statek.
Szyderczy uśmieszek wykrzywił twarz tamtego.
– Już niedługo.
– Czy to raczej nie ja powinienem zapytać, co ty robisz tu na dole? Kto został przy sterze?
– Egil.
– Zostawiasz ster w rękach chłopca okrętowego? Przy takim wietrze? Natychmiast tam wracaj!
Tamten ani drgnął. Był uderzająco podobny do swego brata, jedynie trochę starszy, i sprawiał wrażenie mniej rozgarniętego. Wciąż wodził wzrokiem od jednego z przybyszów do drugiego.
– Jak słyszę, sprowadziłeś tu fachowca od duchów? I myślisz, że to pomoże? – W jego głosie brzmiała ironia. – I przypominam, że pasażerowie nie mają tutaj wstępu. Okropni zmywacze brzegów mogą przyjść i porwać niewinne panienki. A tego byśmy przecież nie chcieli, nie?
„Stella” zachwiała się nagle i głos Winsnesa zabrzmiał stanowczo:
– Wracaj do brata!
Ingvar Strand bezczelnie patrzył kapitanowi w oczy. Było oczywiste, że i tego rozkazu wykonać nie zamierza.
Tym razem jednak Tova miała dość. Nataniel zdołał tylko usłyszeć, że dziewczyna mamrocze półgłosem jakąś długą magiczną formułkę, a zaraz potem Ingvar Strand zaczął podskakiwać w miejscu, w którym stał, jak oparzony, wrzeszcząc na całe gardło. Podrygiwał, jakby tańczył na rozżarzonych węglach, i szamotał się, jakby chciał się od czegoś uwolnić. Chyba mu się to w końcu udało, bo ruszył pędem na schody.
– Tova! – syknął Nataniel surowo. – Co to było?
– Skorpiony – odparła zadowolona. – Mnóstwo ślicznych, niedużych skorpionków z kolcami jadowymi gotowymi do ataku.
– Skorpiony? – znowu syknął oburzony Nataniel, – Nie mogłaś przynajmniej wymyślić czegoś bardziej prawdopodobnego?
– To nie takie proste, kiedy liczy się każda sekunda – odparła tak nonszalancko, że Nataniel miał ochotę trzepnąć ją w ucho. Choć, niestety, i on miał trudności z zachowaniem powagi.
Winsnes patrzył na nich z otwartymi ustami.
– Ja nie bardzo rozumiem…
– Niech się pan tym nie przejmuje – mruknął Nataniel. – Chodźmy już stąd.
Kiedy znaleźli się u szczytu schodów, Winsnes zwrócił się do Nataniela:
– Nie można tak tego zostawić. Nie mam najmniejszego zaufania do tych Strandów. Musimy iść na mostek.
Ellen zatrzymała się pod szarpaną przez wiatr plandeką.
– Obawiam się, że nie będę mogła wam towarzyszyć – zawołała, trzymając się kurczowo poręczy. – Chyba najlepiej zrobię, jeśli pójdę się położyć na chwilę. Ale tylko na chwilę!
– Jak chcesz – uśmiechnął się do niej Nataniel. – Wyglądasz rzeczywiście nie najlepiej. Moja matka dokładnie tak samo reaguje na tabletki przeciwko morskiej chorobie. Zawsze po nich zasypia.
Żebyście wy wiedzieli, jak jest naprawdę, myślała Tova, starając się ukryć złośliwy uśmiech. Ale śpij, śpij, moja droga, przynajmniej nie będziesz mi się przez cały czas kręciła pod nogami.
Nataniel odprowadził Ellen do kajuty, która nie była tak wysprzątana, jakby się chciało, ale miała chociaż coś w rodzaju łóżka. Ellen po prostu się na nie zwaliła. Nataniel nakrył ją jakimś dość przyzwoicie wyglądającym kocem i poprosił, by nie zasypiała przynajmniej do chwili, kiedy on wyjdzie i będzie mogła zamknąć za nim drzwi.
– Nie podoba mi się załoga tego statku – powiedział cicho. – Nie wpuszczaj tu nikogo!
Tovy także nie, powinien był dodać, ale nie mógł się na to zdobyć.
Spojrzenie Ellen nie należało do najprzytomniejszych, Zdawało jej się, że Nataniel jest niebywale wysoki, jakby jakiś olbrzym pochylał się nad jej łóżkiem. A może raczej nad koją.
– Natanielu, co ty widziałeś? – zapytała z trwogą w głosie. – Co widziałeś w małym salonie?
Wahał się przez moment.
– Krew. Musiało tam dojść do jakiejś bójki. Ale widziałem tylko ślady, żadnych postaci. Nie wiem też, kiedy to się stało. I wszystko to miało związek z kluczem…
– Widziałeś klucz?
– Nie, nie, tylko takie skojarzenie, które powstało w mojej świadomości.
Że też tak trudno zachować przytomność, i to teraz, kiedy jest nareszcie sama z Natanielem. Ale przecież i tak nie mają prawa… nie wolno im się do siebie zbliżyć. Ellen znowu poczuła skurcz w sercu, gwałtowny ból, który dusił ją w gardle i napełniał oczy łzami.
– Daj mi tylko dziesięć minut, dłużej nie pozwól mi spać! – poprosiła zdławionym głosem. – Potem mnie obudź!
Obiecał, że na pewno ją obudzi, pogładził czule po policzku i wyszedł. Ellen wychyliła się z posłania ku drzwiom i przekręciła klucz w zamku, po czym powieki same jej opadły. Czuła, że ciało staje się coraz cięższe, a myśli odpływają.
Nagle drgnęła i z całych sił starała się ocknąć. Czy to Nataniel już wrócił? Nie, przecież dopiero co ją opuścił.
Nie miała jednak wątpliwości, że gdzieś w pobliżu ktoś chodzi, ktoś tak potężny i ciężki, że przy każdym jego kroku drżały ściany. Musiało to być okropne monstrum. Czyniło taki łoskot, jakby zapowiadało sądny dzień na tej starej, skazanej na śmierć łajbie o pięknym imieniu „Stella”.
Ellen ze wszystkich sił starała się obudzić i walka z obezwładniającą sennością sprawiała jej niemal fizyczny ból. W dodatku ten ogłuszający hałas, to okropne dudnienie, od którego niemal głuchła. Chciała krzyczeć, ale kto by ją usłyszał?
Nagle uświadomiła sobie, że kroki rozlegały się w korytarzyku za drzwiami jej kajuty. I słyszała teraz więcej, a wszystkie dźwięki były jakby spotęgowane. Słyszała chlupot i szuranie kaloszy wypełnionych wodą, słyszała chrzęst sztormiaka i szelest spływającej z niego wody.
Już kiedyś tak było, że Ellen leżała i wsłuchiwała się w kroki za drzwiami, ale wtedy nie znała jeszcze Nataniela, wtedy była sama w starej gospodzie. Od tamtej pory zdążyła się zahartować. Poza tym teraz na statku znajdowało się wielu innych ludzi, a wśród nich Nataniel.
Читать дальше