Spojrzała w górę. Na skalnej krawędzi siedziało jakieś indywiduum, przytrzymujące się potężnymi szponami, trudno by je było nazwać ptakiem. Było to coś tak dziwnego i nieokreślonego, że Vinga nie umiałaby nawet znaleźć dla niego porównania, a cóż dopiero nazwę. Zimne oczy wpatrywały się w nią uparcie. Instynktownie otuliła się szczelniej derką.
Heike podszedł do niej. Najpierw zatrzymał się parę łokci przed posłaniem, na którym siedziała, jakby chciał sprawdzić, w jakim jest nastroju i jak odniesie się do niego. Wyglądało na to, że trzyma się na nogach jedynie wysiłkiem woli.
– Dziękuję ci – powiedział. – Uratowałaś mi życie, zdajesz sobie z tego sprawę?
– Naprawdę? – zapytała uszczęśliwiona. – Nie byłam pewna. Bałam się, czy czegoś nie popsułam.
– Nie – zaprzeczył, patrząc gdzieś w dal. – Była taka chwila, że sprawy zaczęły przybierać zły obrót. Okazałem się nie dość silny, choć jestem obciążony.
Vinga skinęła głową. Wciąż otulała się derką, choć podniosła się z miejsca i stała naprzeciw niego. Nie mogła jednak ryzykować, że będą się na nią gapić ci… no, ci wszyscy z tamtego świata. Och, świetnie rozumiała, że Heike mógł być za słaby czy raczej miał zbyt łagodne usposobienie. Choć należał do obciążonych, nie posiadał takiej siły przeciwstawiania się złu jak inni dotknięci. To wiedziała od początku.
Twarz Heikego była straszna. Przypominała trupią maskę.
Mówił dalej, wciąż jakby wpatrzony w przestrzeń ponad jej głową:
– Byłem daleko, daleko, na tamtym świecie, Vingo. I szedłem wciąż dalej, aż ciemności zamknęły się wokół mnie. I wtedy ty mnie obudziłaś.
– Ale i tobie należą się podziękowania, bo, jeśli się nie mylę, to i ty uratowałeś mi życie.
– Tak, rzeczywiście. Bo teraz ja mam wielką siłę, Vingo. Udało nam się. Potrafimy utrzymać szary ludek w ryzach! Z pomocą alrauny mogłem cię uwolnić. Ale ciebie wiele to kosztowało.
Choć wiedziała, co Heike ma na myśli, patrzyła na niego pytająco, bo chciała usłyszeć to od niego. Na próżno starała się opanować drżenie ciała.
– Jesteś tylko zwyczajnym człowiekiem, Vingo. Nie powinnaś była się znaleźć w obrębie magicznego kręgu. Teraz masz zdolność widzenia, prawda? Poznaję to po spojrzeniach, jakie rzucasz na wszystkie strony.
– Tak, widzę ich, ale niezbyt wyraźnie. Choć, oczywiście, wiem, kim są. Z wyjątkiem tego na skale, który sprawia wrażenie, jakby za chwilę miał na mnie skoczyć.
Heike spojrzał w górę.
– To mara – powiedział. – Nie bój się, ona jest całkowicie pod moją kontrolą i nie zrobi ci nic złego.
Vinga zadrżała.
– One czatują na mnie. Wszystkie!
– To prawda – przyznał. – Ale ja mam nad nimi władzę.
Zrobił krok w jej stronę.
– Vinga, co teraz myślisz o mnie? – zapytał niepewnie.
– Jesteś taki sam jak dawniej? – odpowiedziała pytaniem.
– W stosunku do ciebie, tak. I chyba kocham cię jeszcze bardziej niż przedtem, jeśli to możliwe… I szacunek też zachowałem… Tak, jestem tego pewien, Vingo. Ale nie wiem, może jestem… nie, nie wiem. Ale nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
– Mam dla ciebie chyba jeszcze większy respekt niż dawniej. Trochę się ciebie boję. Jesteś jakiś inny. Ale wyglądasz na tak okropnie zmęczonego, że wciąż budzisz we mnie czułość.
Uśmiechnął się.
– Tak, jestem zmęczony. Wyczerpany. Chodźmy stąd! Nigdy więcej nie chcę oglądać tego miejsca!
Vinga stwierdziła, że oczy Heikego są czerwone i suche ze zmęczenia, a on dygocze jak w gorączce. Nie umiała jednak powiedzieć, czy to z zimna, czy z długotrwałego napięcia. Prawdopodobnie i jedno, i drugie.
Heike był odmieniony, choć nie umiałaby określić, na czym to polega. Dostrzegała w jego oczach dumę, że dokonał tego, co wydawało się niemożliwe, lecz widziała w nich także niepewność. Czy poradzą sobie w przyszłości?
Właśnie, jaka będzie przyszłość, zastanawiała się Vinga, ubierając się pospiesznie, drżącymi rękami. Co teraz poczną z tymi wszystkimi istotami? Przecież nie mogą jeszcze ulokować ich w Grastensholm! A ona w żadnym razie nie chciała udzielić im schronienia w Elistrand. O, Boże, to zbyt straszne, po prostu niepojęte!
Kiedy już się ubrała i poczuła się nieco pewniej, odważyła się rozejrzeć pospiesznie wokół siebie.
Wszędzie widziała tłoczące się niewyraźne istoty, szary ludek! Nie wszystkich chyba można by nazwać ludźmi. Widziała jakieś gnomy, upiory, strzygi. Nigdy by nie przypuszczała, że tamten świat zaludniony jest istotami tak różnorodnymi! Znajdowały się tu potworki z ludowych wierzeń, różne mary, wabiące młodych mężczyzn piekielne panny, dziwaczne małe, szare istoty, niektóre z nich musiały pewnie być skrzatami, inne, nazywane pukami, to małe diabełki, wrogie ludziom, a poza tym trolle, dzikie i kosmate, niektóre podobne do kotów, inne znowu do zajęcy, różne skrzaty, które złośliwie gospodarowały w oborach, kradły krowom mleko i tym podobne. Nie, wprost nie mogła uwierzyć w to, co widzi!
Dostrzegała też wiele duchów zmarłych. Takich, których spotkała zła, nagła śmierć i którzy pochowani zostali potajemnie. Owe dwie dziewczynki należały zapewne do nich właśnie. Widziała wiedźmy i czarowników z odległych czasów, wiedziała jednak, że obciążonych dziedzictwem zła potomków Ludzi Lodu wśród nich nie ma. Było natomiast mnóstwo takich, których lud nazywa upiorami. Strzygi, olbrzymy, demony. Były też niezwykle piękne elfy, zwiewne i przezroczyste, budzące wyłącznie sympatię. Elfy jednak w ludowych wierzeniach zaliczane są do najbardziej podstępnych istot, pewnie właśnie z powodu urody i próżności. Niezliczone są opowieści i baśnie o ludziach, którzy zostali zwabieni i znaleźli się we władzy elfów.
Vinga przystanęła z na wpół uniesionym workiem. Ludowe wierzenia…? Tu miała aż nazbyt wiele dowodów na ich prawdziwość. I przypomniała sobie teraz, co wyczytała w książkach o Ludziach Lodu. O spotkaniu Shiry z Shamą i jego poglądach na religię.
Shama uważał przecież, że to nie bogowie stworzyli ludzi, lecz że było odwrotnie. To bogowie żyją dzięki temu, że ludzie w nich wierzą. A przestają istnieć, gdy ludzie utracą wiarę.
Czy te same zasady mogły odnosić się także do przesądów? Czy wszystkie te istoty z innego świata zrodziły się jedynie w wyobraźni ludu? I czy znikną, jeśli nadejdą czasy, kiedy ludzie zaczną myśleć bardziej racjonalnie?
A może jednak te istoty były pierwsze? Może to one zaludniały ziemię, zanim pojawili się ludzie, i dopiero później zostały zepchnięte do świata cieni? Są powody, by tak myśleć. Ludzie z Bagnisk na przykład, których Ulvhedin starł z powierzchni ziemi. Zamieszkiwali oni Danię przed wieloma tysiącami lat.
No właśnie! Albo alrauna? Mówiono przecież, że była ona pierwszym modelem człowieka. I że została wyrzucona dopiero po stworzeniu Adama i Ewy.
Zdenerwowany głos Heikego wyrwał ją z zadumy:
– Chodźmy stąd! Czym prędzej!
– Tak, tak, oczywiście!
Udawało im się rozmawiać prawie normalnie, zachowywać się tak jak przedtem. Ileż ich to jednak kosztowało! Vinga widziała, że Heike ledwo panuje nad sobą. Ona sama drżała jak galareta, bolało ją wszystko, ręce i nogi dygotały.
Zebrali swoje rzeczy i zapakowali do worków. Vinga jednak wciąż nie znała odpowiedzi na najważniejsze dla niej pytanie: Co stanie się teraz z szarym ludkiem?
Nie miała przy tym ochoty zapytać o to Heikego. Zamiast tego powiedziała:
Читать дальше