– Na razie nie ma tam o mnie zbyt dużo, bo każdy sam musi spisać swoją opowieść, ja mam ją jeszcze w brudnopisie. Poza tym niewiele dotychczas przeżyłem. Ale moja matka… i jej matka, Vanja…
Nataniel westchnął, przytłoczony myślami. Ellen wydawało się, że pod nosem mruknął coś o czarnych aniołach i demonach nocy, ale uznała, że się przesłyszała.
– Matka bardzo cię polubiła – rzekł Nataniel już głośno. – Powiedziała, żebym kiedyś przywiózł cię do domu…
Och, tak, pomyślała Ellen. Bardzo tego chcę! Nataniel jednak zaraz brutalnie rozwiał jej nadzieje:
– Ale to oczywiście niemożliwe. Musimy się spieszyć i jak najprędzej skończyć z tą historią, żeby nasze drogi mogły się rozejść na dobre.
Czy wolno w taki sposób niszczyć nastrój dnia? Ellen posmutniała, ale postanowiła wziąć się w garść. Jeśli on potrafi traktować to tak lekko, to ona nie może być gorsza.
– A jak się miewa Efrem? – spytała nienaturalnie wesołym głosem. – Twój brat pozbawiony poczucia humoru, któremu się wydaje, że jest siódmym synem siódmego syna? To musi być dość trudna kombinacja.
– Rzeczywiście – westchnął Nataniel. – No cóż, Efrem się stacza. Próbujemy mu pomóc, ale on tylko się złości, że wtrącamy się w jego życie. On przecież jest największy. Nietykalny. O, jakie to tragiczne! Kiedy ktoś czczony jest przez ludzi niczym święty i sam wierzy, że został zesłany przez Boga, choć wcale tak nie jest, na dłuższą metę staje się nie do zniesienia. Zwłaszcza gdy jest tak słaby jak Efrem. Prawi kazania o ogniu piekielnym, a jego ulubione bóstwa to butelka i on sam, czci je w przybytkach o bardzo złej sławie. Dobrze, że mój dziadek tego nie dożył, to on go zachęcał do kaznodziejstwa.
– Czy nie lepiej by było, żeby wszyscy, łącznie z Efremem, dowiedzieli się, że to ty jesteś siódmym synem siódmego syna?
– Żebym z kolei ja został świętym? O, nie, dziękuję! Rozgłosiliby to po całym kraju i obwołali nie wiadomo kim, a ja nie mam na to czasu! Czeka mnie niezwykle trudne zadanie i ono jest najważniejsze. Ale jeśli już skończyłaś, to proponuję, żebyśmy zabrali się do dzieła jeszcze dziś po południu. Musimy się spieszyć.
Ellen wstała od stołu i mocno otuliła się kurtką, jakby chciała ochronić się przed czymś niewidzialnym.
To przypominało trochę wizytę u dentysty albo wygłaszanie mowy przed liczną publicznością. Człowiek chętnie podejmuje się zadania i myśli sobie: E, tam! jeszcze do tego daleko. Z początku nie wydaje się to wcale straszne, ale kiedy nadchodzi wyznaczona pora, zlewają go zimne poty.
Wyznaczona pora nadeszła.
Było pół do piątej, gdy wjechali samochodem na główną drogę. Ze świstem mijały ich wozy niecierpliwych turystów, sprawiających wrażenie, że chcą jak najprędzej zostawić za sobą przepiękną okolicę. Niskie chmury czyniły dzień jeszcze smutniejszym, Ellen ze strachem myślała o zmierzchu. Żałowała, że nie zaprotestowała przeciwko wyruszeniu jeszcze tego samego popołudnia. Rankiem wszystko wydaje się jaśniejsze i łatwiejsze.
Ale przecież Nataniel pragnął pozbyć się jej jak najszybciej…
– Jak to wyglądało? – spytał teraz. – Czy ta dolina znajdowała się daleko od leśnej drogi, na której po raz pierwszy doświadczyłaś uczucia czegoś strasznego?
– Kawałek – odparła Ellen. – Chyba biegłam całkiem na oślep. Potem zorientowałam się, że znacznie bliżej były jakieś domy, ale pędziłam dalej, w dodatku pod górę… Musiałam być bliska postradania zmysłów.
Zapatrzyła się w nadjeżdżające z przeciwka samochody.
Cudownie było skupić uwagę na czymś tak zwyczajnym jak samochody. To odsuwało złe myśli, przynajmniej w pewnym stopniu. Ellen siedziała z dłońmi zwiniętymi w pięści i stopami mocno wciśniętymi w podłogę.
– Odpręż się, Ellen – powiedział Nataniel łagodnie. – Twoja reakcja wówczas była całkiem naturalna. Znałem kiedyś osobę, którą w lesie ogarnął paniczny lęk, zabłądziła i wydawało jej się, że schodzi w dół strumienia, w dolinę, a tymczasem przez cały czas szła pod górę i ocknęła się dopiero na bezleśnym szczycie.
– Czy to możliwe?
– Możliwe. W panice traci się rozsądek. I tak właśnie stało się wtedy. Mogłaś równie dobrze biec przez pola, łąki i domy, nawet drogi, w ogóle ich nie zauważając.
Ellen kiwała głową w zamyśleniu, pocierając dłońmi kolana.
– Już dobrze, dobrze, uspokój się – prosił Nataniel. – Będę przy tobie przez cały czas. To ja przyjmę na siebie najmocniejszy cios.
– Czy ty wiesz, czego byłam świadkiem? – spytała zaskoczona.
– Nie, ale brałem udział w podobnych historiach, ostatnio w pewnym zajeździe…
– No tak – prędko powiedziała Ellen. Wolała do tego nie wracać. – Czy dużo wyjaśniłeś takich zagadkowych historii o duchach?
– Nie nazywam tego historiami o duchach – odparł. – Zawsze mówię, że trafiłem do miejsc, w których zaszły wstrząsające wydarzenia. Nie, nie było ich tak wiele. W dziewięćdziesięciu dziewięciu przypadkach na sto tajemnica, o której wyjaśnienie mnie proszono, miała całkiem naturalne wytłumaczenie.
– Sądzisz, że to, co przeżyłam, także da się w ten sposób wyjaśnić?
Zerknął na nią z ukosa.
– Ponieważ chodzi o ciebie… Nie! Jestem pewien, że przeżyłaś coś, co wydarzyło się w dawnych czasach. Pewien jestem również, że nikt inny tego nie wyczuł.
– No a ty?
– Ze mną to zupełnie inna sprawa. Ja prawdopodobnie wyczuję to przez skórę.
Dłonie Nataniela pewnie spoczywające na kierownicy wydawały się takie ciepłe i silne. Jeśli on się nie boi, to chyba i ona nie musi?
Powodowana nagłym impulsem pogładziła dłonią czarną błyszczącą skórę tablicy rozdzielczej.
– Dlaczego to zrobiłaś? – uśmiechnął się Nataniel.
Nie mogła wyznać mu prawdy: że jest taka szczęśliwa, ponieważ siedzi w jego samochodzie, że kocha ten samochód, ponieważ należy do niego, Nataniela, że samochód wydaje jej się małym domkiem, w którym oni dwoje przebywają tak blisko siebie.
– Skóra jest taka gładka – powiedziała tylko.
Szybkie, zdumione spojrzenie Nataniela i uśmieszek błąkający się na ustach wprawił ją w zmieszanie.
– Tutaj! – zawołała nagle. – Właśnie gdzieś tutaj weszłam w las. Tyle tu nowych domów, których wtedy nie było, ale jestem pewna, że to gdzieś w pobliżu.
Samochód miękko zahamował na poboczu.
– Na pewno tutaj? Przecież tu nie ma żadnej drogi.
– Ale chyba możemy się rozejrzeć? Piechotą. Jestem pewna, że to było dokładnie tutaj.
Pokręciwszy się w kółko przez dobrych dziesięć minut, musieli wreszcie przyznać, że „dokładnie tutaj” Ellen jest nieco na wyrost. Nigdzie nie było widać żadnej drogi, ale też i trudno zrekonstruować wspomnienie przeżycia sprzed dwunastu lat.
Wsiedli do samochodu, nie wiedząc, co robić dalej, kiedy Ellen przyszedł do głowy pomysł, by odszukać miejsce, w którym po swej dzikiej ucieczce wyszła wreszcie na główną drogę.
Nataniel przystał na jej propozycję i jechali dalej aż do momentu, kiedy Ellen – trzeba przyznać trochę niepewnie – powiedziała „stop”. Nerwowym ruchem wytarła spocone dłonie o spodnie.
Nataniel dostrzegł ten gest.
– Jesteśmy na właściwej drodze – stwierdził spokojnie. – Szosa numer trzydzieści pięć, w stronę Gjovik.
Ellen ani drgnęła, jakby wcale nie miała zamiaru wysiadać. Ujął ją za rękę.
– No, chodź – powiedział, a Ellen poczuła, jak jego siła poprzez dłonie spływa w jej ciało.
Читать дальше