Margit Sandemo - Nieme Głosy
Здесь есть возможность читать онлайн «Margit Sandemo - Nieme Głosy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Nieme Głosy
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Nieme Głosy: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Nieme Głosy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Nieme Głosy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Nieme Głosy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Cóż za okrutny cynizm! Poczucie humoru pana Bigby zupełnie nie było w moim guście. Wiesz, Ellen, z każdą chwilą coraz bardziej mnie irytował. O rodzinie Fry w ogóle nie chciał rozmawiać. Zidiocieli wieśniacy, tak się o nich wyraził, obrzydliwi łgarze. Z rodziny Thompsonów nikt nie był członkiem tajnego stowarzyszenia, to śmieszni parweniusze bez żadnych zainteresowań. Brown? Nie chodzi mu chyba o tego mechanika?
Ton jego głosu świadczył o przepaści, jaka dzieli go od zwykłych robotników. A moim zdaniem porównanie wypadało na korzyść Brownów.
W końcu doprowadził do tego, że zrobiłem coś, czego nigdy nie robię, ale chciałem spotkać się z tą jego grupą, poza tym rozzłościł mnie i postanowiłem utrzeć trochę nosa temu czarnoksiężnikowi z bożej łaski. Bigby z wyrażającym udrękę, ale też i satysfakcję uśmiechem oznajmił mi, że zna datę swej śmierci. Powiedział, że umrze młodo (powinien się, wobec tego, spieszyć, pomyślałem złośliwie), po długich i strasznych cierpieniach.
– Nic podobnego – odparłem. – Dożyje pan wieku osiemdziesięciu trzech lat. Umrze pan nagle na obustronne zapalenie płuc, nie potrwa to dłużej niż jeden dzień.
Odpowiedział mi uśmiechem, który oznaczał: ‹‹I tak wiem lepiej››.
– Blizna, którą ma pan na brodzie – powiedziałem – pochodzi z czasów dzieciństwa, kiedy poślizgnął się pan i uderzył o komodę z okuciami z brązu. To była rokokowa komoda.
Zmarszczył czoło. Widzisz, Ellen, ogarnął mnie gniew, a wtedy wrażenia nabierają ostrości, stają się bardzo wyraźne. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje, ale zauważyłem to już wcześniej.
– A właśnie teraz bardzo się pan martwi – mówiłem dalej. – Bo tuż przed moim przyjściem w szufladzie biurka znalazł pan rachunek, którego pan nie zapłacił, a akurat bardzo to panu nie w smak. Pan ma poważne problemy finansowe, panie Bigby.
Oniemiał. Odsunął się ode mnie, jakbym był zadżumiony, a to jeszcze bardziej mnie rozdrażniło.
– Ten kot… czy chce pan, żeby zamruczał?
Nareszcie odzyskał mowę.
– Ten kot mruczy bardzo rzadko, a już na pewno nie na komendę!
Nawiązałem kontakt ze zwierzęciem – bez kłopotu, bo koty są bardzo podatne – popatrzyło na mnie, przymknęło oczy i zaczęło mruczeć, głośno, z zadowoleniem, ostrząc przy tym pazury o obrus. Stało się tak, ponieważ skoncentrowałem na nim całą swoją życzliwość.
Pan Bigby patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami i zapomniał wreszcie o swej pogardzie. Ocknął się i poderwał z miejsca, zniknął w innym pokoju i za chwilę wrócił, niosąc stosik klocków, dobrze znanych badaczom zajmującym się parapsychologią. Kostki oznaczone są kółeczkami, czworokątami, gwiazdkami, falami i innymi przeróżnymi znakami. Układa się je rysunkiem do dołu i trzeba zgadnąć, co się znajduje na spodzie. Wynik pana Bigby dziewięciu dobrych odpowiedzi na trzydzieści możliwych jest naprawdę świetny i wskazuje, że ma on pewne zdolności. Najwyraźniej jednak trwoni je na głupstwa.
Brałem do ręki klocek za klockiem, a on skrzętnie notował, co, moim zdaniem, znajduje się na spodniej stronie kolejnych cegiełek. Kiedy lista była już gotowa, odwróciliśmy klocki.
– No, proszę, proszę, pierwszy się zgadza – powiedział łaskawie. – Drugi także. I trzeci… – Głos coraz bardziej mu zamierał, a po dziesiątym klocku nie mówił już nic więcej, tylko odwracał je mechanicznie. Pod koniec zrobiłem dwa błędy, bo gniew już mnie opuścił, a poza tym miałem dość wszystkiego i wstyd mi było przed samym sobą, że zachciało mi się takiego taniego triumfu.
– Dwadzieścia osiem dobrych – rzekł pan Bigby z nabożeństwem w głosie. Ukłonił się przede mną z szacunkiem. – Wielkim honorem byłoby dla nas, gdyby zechciał pan uczestniczyć dziś wieczorem w naszym seansie. Natychmiast zawezwę wszystkich członków.
Podziękowałem za zaszczyt, zanotowałem sobie w pamięci fakt, że nie mieli zamiaru spotykać się w ten czwartek, i opuściłem dom, nie odpowiadając na powódź pytań, jaka mnie zalała. Dodałem jedynie:
– Przybyłem tu, aby odnaleźć troje dzieci, panie Bigby.
– Jestem pewien, że się to panu uda. – Tym razem w jego głosie zabrzmiała uniżoność.
Droga przyjaciółko, wstyd przyznać, ale uradowało mnie, że utarłem mu nosa.
Kiedy opuściłem dom Bigby”ego, zobaczyłem pana Fry powracającego do dworu. Pewnie oglądał swoje włości. Ze strzelbą na ramieniu skręcał akurat na drogę ze ścieżki prowadzącej na Foggy Hill, którą szedłem wcześniej tego dnia.
Ruszyłem w stronę miasteczka i zaraz dotarłem do drogi wiodącej ku nowoczesnej dzielnicy willowej, akurat tam się wybierałem. Musiałem wszak odwiedzić także dom rodziców Liz Thompson.
I tam właśnie, Ellen, maszerując u stóp Foggy Hill, znów wyczułem ów niemy głos, przedziwne wezwanie, którego nie potrafiłem zidentyfikować. Tak jak poprzednio dochodziło od strony lasu, lecz wcale nie z kierunku posiadłości państwa Fry, teraz istota wzywająca pomocy znajdowała się nade mną. Zatrzymałem się, oczywiście, ale tym razem nie było żadnej ścieżki, żadnej możliwości, by wspiąć się pod górę, bo drogę zagradzała mi stroma skała. Mogłem jedynie iść dalej.
Uszedłem jakieś dwieście metrów, kiedy znów wyczułem owo nieme wołanie dochodzące z góry. Tym razem jednak błaganie o pomoc pomieszane było ze strachem. Strachem przede mną.
Wkrótce ucichło. Skonsternowany wszedłem na wysypaną żwirem ścieżkę, która zaprowadziła mnie do domu Thompsonów.
Być może potraktowałem tę wizytę zbyt lekko, ale tak bardzo chciałem rozwiązać zagadkę wzywającego mnie niemego głosu, że nie przejąłem się zbytnio tą rodziną.
Jak wspomniał pan Bigby, okazała się dość nudna. Pokój, do którego mnie wprowadzono, umeblowany był niezwykle konwencjonalnie, bezosobowo. Miało się wrażenie, że w ogóle nie mieszkają tu ludzie. W domu była tylko pani Thompson, zadbana, całkowicie pozbawiona fantazji gospodyni domowa z wyższych sfer. Liz co prawda zniknęła jako ostatnia, ale to przecież nie powinno wcale znaczyć, że mniej się o nią niepokoili. Pani Thompson była przekonana, że córka padła ofiarą gwałciciela, i nic nie obchodził ją fakt, że zaginęło również dwóch młodych chłopców.
– Nasza córka jest dobrą dziewczyną – starała się przekonać bardziej siebie niż mnie. – Stykała się wyłącznie z przyzwoitymi ludźmi i jej zniknięcie nie jest dobrowolne, może być pan tego pewny. Liz nie należy do tej rozwydrzonej młodzieży, która ubiera się w koszulki a”la Marlon Brando i jeździ motocyklami. Moja córka jest świadoma tego, co robi.
Delikatnie dałem jej do zrozumienia, że zetknąłem się z innymi opiniami. Pani Thompson leciutko się zaczerwieniła – prawdopodobnie była to jedyna dopuszczalna w jej kręgach oznaka uczuć, jakie nią miotają.
– Oczywiście Maureen Fry tak powiedziała? – stwierdziła odrobinę ostrzejszym głosem. – Nie musi obrzucać gównem innych ludzi tylko dlatego, że nie udaje jej się złapać żadnego chłopa, gdyż wszyscy wolą Liz.
Stłumiłem uśmiech. Kiedy damę z wyższych sfer ogarnęło wzburzenie, wyrwały się z jej ust prostackie słowa, zdradzając jej pochodzenie.
Okazało się, że od innych mieszkańców Lake District, których odwiedziłem dzisiaj, odróżniała panią Thomson przynajmniej jedna dobra cecha. Miała dość rozumu, by zaproponować mi herbatę i coś do jedzenia. Skończyliśmy posiłek, który zdecydowanie poprawił mi humor, i dalej rozmawialiśmy. Pani Thompson odcięła się od jakiejkolwiek znajomości z Kenem Brownem i jego rodziną, nie miała też nic dobrego do powiedzenia o Bigbym. Wyjawiła mi natomiast, że między panem Bigby a właścicielem dworu toczy się spór z rodzaju tych, co to w moim przekonaniu były charakterystyczne dla średniowiecza: o granice posiadłości i prawo do użytkowania terenu. Skorzystałem z okazji, by zapytać o ścieżkę.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Nieme Głosy»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Nieme Głosy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Nieme Głosy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.