– Zagadki tego typu bardzo wyczerpują jego siły – półgłosem wyjaśnił Rikard. – Jak tylko się dowie, o co chodzi, zaraz się uspokoi.
– To znaczy, że ciągle nie wiesz, co tu się dzieje? – burknął lensman.
Nataniel pobladł, widać było, że jest zmęczony.
– Nie wiem. Tyle jest sprzeczności. Dlatego właśnie Ellen musi mi pomóc.
Zaniepokojona dziewczyna przypomniała sobie opowiadanie Rikarda o tym, jak policja natknęła się na sprawę, w której nic do siebie nie pasowało, a Nataniel natychmiast się zorientował, że nie kryło się za tym nic nienaturalnego.
Tym razem niczego takiego nie stwierdził.
Dolna warga leciutko jej drżała. Niemożliwe, by w ciemności Nataniel mógł to zauważyć, ale natychmiast odnalazł jej dłoń i uścisnął. Ellen od razu poczuła się lepiej. Tak bardzo podobały jej się jego ręce, zgrabne, kształtne, obdarzone niezwykłą siłą. I nie chodziło tu wyłącznie o fizyczną siłę, promieniowało z nich ciepło, spokój, poczucie bezpieczeństwa. Później miała się dowiedzieć, co jeszcze mogły przekazywać, na razie jednak jej znajomość z Natanielem była zbyt świeża, by znała wszystkie jego możliwości.
Wiedziała jedynie, że w pokoju znajduje się niezwykła moc i że pochodzi ona właśnie od Nataniela.
Nagle jego dłoń spoczywająca na jej ręce znieruchomiała, a lensman szepnął: „Cicho”.
Z dołu dobiegł odgłos powolnych, ostrożnych kroków.
Z początku siedzieli nieruchomo, ale gdy skradające się kroki dotarły do schodów, wszyscy czworo bezszelestnie wstali i pokoik znów stał się niemiłosiernie ciasny.
– Te same kroki, co wczoraj w nocy? – szeptem spytał komisarz.
– Nie wiem – odparła Ellen. – Być może, nie jestem pewna. Ale tamte najpierw rozległy się na górze.
– To nieistotne – szepnął Nataniel. – Może spałaś, kiedy nocny gość wchodził na piętro.
Lensman przesunął się do drzwi.
– Zaczekaj! – powstrzymał go Rikard. – Daj temu czemuś przejść!
Temu czemuś… Ellen się przeraziła, słysząc takie słowa na określenie istoty poruszającej się po korytarzu. Przycisnęła rękę do piersi, by przytłumić bicie serca. Widząc to Nataniel uśmiechnął się leciutko.
Kroki było już słychać na górze, Ellen odruchowo złapała Nataniela za rękę, lecz on delikatnie ją odsunął. Popatrzyła na niego zdziwiona, ale kiedy pokręcił głową, zrozumiała w czym rzecz. Musiał być swobodny, by bez przeszkód odbierać wrażenia z tego, co działo się na korytarzu.
Ostrożne, ciche stąpanie minęło drzwi. Ellen z całych sił starała się skoncentrować. Zmarszczyła czoło. Nie była pewna…
W podłodze zatrzeszczała jakaś deska.
Dziewczyna przecząco pokręciła głową. Poprzedniej nocy łogowe deski nie wydały żadnego odgłosu.
– To może być bez znaczenia – szepnął Rikard.
Ellen skrzywiła się z powątpiewaniem. Dobrze pamiętała pierwszy dzień, kiedy wraz z panią Sinclair szły po przeraźliwie skrzypiącej podłodze.
Kiedy tajemnicza istota skręciła za róg, kroki przycichły. Wytężyli słuch.
Zapadła cisza.
I nagłe wszyscy usłyszeli przeraźliwy zgrzyt otwierających się prastarych drzwi. Oczy Ellen rozszerzyły się i pociemniały.
– Chodźcie – szeptem powiedział lensman.
Wymknęli się na korytarz. Ellen uczyniła to z wahaniem, ale wybrała mniejsze zło, nie chciała zostać sama. Pospieszyli ku załomowi korytarza.
Za późno.
Drzwi, owe drzwi, których nikomu nigdy nie udało się otworzyć, zamknęły się na ich oczach, a istota, która przed momentem wędrowała korytarzem, zniknęła.
Kiedy podeszli bliżej, usłyszeli, jak lensman przeklina.
– Widziałeś to samo co ja? – spytał Rikard Nataniela.
– Tak. Drzwi, które zatrzasnęły się nam przed nosem, były bardzo duże.
– Właśnie. A te są małe.
Ten, który wszedł do tajemniczego pokoju, nie mógł ich słyszeć, poruszali się i rozmawiali ze sobą prawie bezgłośnie.
– Czy jest stąd jeszcze jakieś inne wyjście? – spytał lensman.
Nataniel w milczeniu pokręcił głową.
Tak silna jest więc osobowość Nataniela, pomyślała Ellen, że nawet lensman wierzy, iż chłopak może wiedzieć, co się znajduje za zamkniętymi drzwiami.
Jej podziw dla Nataniela nie miał granic.
I choć brzuch bolał ją ze strachu – tak bardzo się bała tego czegoś, co się kryło za zamkniętymi drzwiami – nie mogła oprzeć się uczuciu triumfu. Nareszcie się przekonali, że z nich nie drwiła. Naprawdę ktoś nocą, w tajemnicy, kręcił się po zajeździe.
Ale już na samą myśl o wielkich drzwiach, które otworzyły się w miejscu, gdzie były tylko małe, ciarki strachu przebiegały jej po kręgosłupie. Może kiedyś były tu większe drzwi? Może upiór przechodził właśnie przez nie?
Och, nie wolno snuć takich makabrycznych fantazji!
Rikard niepewnie uniósł rękę, by zbadać drzwi, które tak nagle się zamknęły, ale zamarł w pól ruchu.
– Schować się! – nakazał i otworzył pokój numer siedem. Skryli się tam, zostawiając uchylone drzwi.
Teraz i Ellen usłyszała: ktoś wchodził po schodach.
Wielkie nieba, pomyślała. Pojawienie się wędrującego upiora numer dwa zmniejszyło przerażenie, jakie budziła w niej cała ta historia, nadając wydarzeniom nieco komiczny wymiar. Ellen już się tak nie bała. Prawdę mówiąc, tej nocy nie odczuwała wcale owego głębokiego, niedobrego lęku. Szeptem oznajmiła to Natanielowi.
– Wiem – odpowiedział krótko.
Nie miała co do tego żadnych wątpliwości.
W jaśniejącym brzasku podniosła wzrok na jego twarz i odkryła, że uśmiecha się do niej porozumiewawczo. Po przyjacielsku. I on także wyczuł komizm związany z nieoczekiwanym pojawieniem się kolejnej zjawy, dzieląc rozbawienie dziewczyny. Ellen ogarnęło nagle uczucie niezwykłej radości.
Tajemnicze drzwi znów przeciągle zaskrzypiały, zatrzeszczały.
– Teraz! – dał sygnał Rikard.
Nagle Ellen została sama w pokoju. Z korytarza dobiegały odgłosy szamotaniny i okrzyki przerażenia, wyjrzała więc pokonując strach.
Zagadkowe drzwi znów się zatrzasnęły, ale trzej mężczyźni przytrzymywali teraz między sobą jakąś wierzgającą istotę.
– Zapal lampy! – polecił lensman.
Ellen pobiegła do schodów i odnalazła kontakt. Korytarz wypełnił się błogosławionym elektrycznym światłem.
Zanim wróciła do załomu korytarza, usłyszała surowy głos lensmana:
– O, doprawdy! To niezwykle interesujące.
Poprzedni właściciel zajazdu, pan Nicolaysen, patrzył na nich spode łba.
– Liczyliśmy na to, że dziś w nocy wpadnie nam w sieć niezła rybka – powiedział zadowolony lensman. – Nie wiedzieliśmy tylko jaka. Tak, tak! Od wielu lat słyszeliśmy o ciężarówkach, które nocą krążą w okolicach zajazdu, zwłaszcza zimą, ale nigdy nie przywiązywaliśmy do tych informacji szczególnego znaczenia. Proszę teraz otworzyć te drzwi!
Nicolaysen nareszcie się opanował.
– Drzwi? Jakie drzwi? Chciałem iść do pokoju numer dziewięć, sprawdzić, czy wczoraj nie zostawiłem tam okularów.
– Proszę nie opowiadać bzdur! Wszyscy widzieliśmy, że chciał pan wejść w te drzwi, ale nie zdążył się pan prześlizgnąć. Proszę natychmiast je otworzyć!
– Musiało się wam coś przywidzieć. Tych drzwi nie da się otworzyć.
Komisarz jednak już wetknął palce między ścianę a framugę i przesuwał je w dół. Nagle wyczuł opór.
– Tu jest haczyk – oznajmił. – Poświeć mi, Natanielu!
Читать дальше