Wtrąciła się Tula:
– Zawsze myślałam, że nasi opiekunowie z tamtego świata nie mają władzy nad doliną i w żaden sposób nie mogą nam tutaj pomóc. Że jego siła jest tutaj zbyt wielka. Ale jednak ty przyszedłeś?
Uśmiechnął się tym swoim bolesnym uśmiechem i potrząsnął głową.
– Ja też nie mogę wam pomóc. Mogę was jedynie przestrzec. I to właśnie czynię. Zawróćcie, proszę was. Tu naprawdę nic nie możecie zrobić.
– Teraz nie możemy już zawrócić – odparł Heike. – Ale dlaczego ty się tutaj pojawiłeś?
– Podobnie jak twój przyjaciel Wędrowiec w Mroku został wysłany na Południe, by strzec miejsca spoczynku naszego przodka, tak ja mam pilnować miejsca, w którym ukryte jest naczynie. Twój przyjaciel ze Słowenii nie może zrobić nic innego, jak tylko trzymać cię z daleka od punktu, w którym spoczywa Tengel Zły, podobnie i ja mogę was tylko prosić, byście się jeszcze raz bardzo dobrze zastanowili nad swoją decyzją. Jeśli wybierzecie złą drogę, nie będę mógł wam pomóc.
Stali bez słowa. Istota na skale ani drgnęła.
– Widzę, że nie zamierzacie posłuchać mojej rady – uśmiechnął się przybysz cierpko. – W takim razie mogę was już tylko prosić o jedno: Nie drażnijcie go! Jego władza jest większa, niż się wam wydaje. Żegnajcie! Albo raczej: Do zobaczenia!
Po czym zniknął.
Oni zaś stali jak sparaliżowani.
– No tak – westchnęła po chwili Tula. – To przynajmniej wiemy, jak wygląda Tarjei.
– Masz rację, to z pewnością on. Wszystko się zgadza do najdrobniejszego szczegółu. Ród wiązał z nim wyjątkowo wielkie nadzieje. Rozumiem, że nie zdążył rozwinąć swoich możliwości. Zamysł był taki, że Tarjei miał być przygotowany pod każdym względem, miał skończyć najlepsze szkoły, otrzymać gruntowne wykształcenie, miał wiedzieć wszystko i dopiero potem miała się ujawnić jego ponadnaturalna siła. Ale szalona wyprawa Kolgrima ściągnęła go do tej nieszczęsnej doliny, gdzie absolutnie nie powinien był przychodzić nieprzygotowany… bo stał się zbyt łatwą zdobyczą tego tam. Z powodu Kolgrima, przeklętego wyrzutka! Nie, nie ma żadnych wątpliwości, kto kierował nożem w ręce Kolgrima. Przed urodzeniem się Shiry Tarjei musiał być najstraszniejszym wrogiem tej pokraki.
– To nie lubi słowa „pokraka”, Heike – powiedziała Tula, spoglądając ukradkiem na skałę.
– Ach, to przecież tylko chimera! – prychnął Heike niecierpliwie. – Koncentracja myśli. Chodzi mi o to, że jego tu przecież nie ma, on tylko kieruje ruchami tego czegoś tam z miejsca swojego spoczynku. Tula, my oboje, i ty, i ja, byliśmy kiedyś wydani jego władzy i w każdym przypadku sprawą najważniejszą był flet! Teraz, kiedy w pobliżu nie ma żadnego fletu, on nie ma nijakiej mocy!
– Być może masz rację – rzekła z wahaniem.
Księżyc świecił teraz jakimś niesamowitym blaskiem; było jasno niczym w dzień. Żadne nie miało poczucia rzeczywistości, nie obciążała ich też jakakolwiek odpowiedzialność. To, co robili, nie dotyczyło ludzi poza tą doliną. Mieli do spełnienia zadanie, które sobie sami dobrowolnie wyznaczyli i zamierzali je wykonać, nie licząc się z kosztami.
Przyszli tu, żeby mu odebrać zdolność do materializowania się i kierowania wydarzeniami daleko od miejsca, gdzie spoczywa jego fizyczna osoba. Jeśli potrafią tego dokonać, droga do przeklętej wody stanie otworem i wtedy będzie można uwolnić Ludzi Lodu od strasznego dziedzictwa, a cały świat od wielkiego niebezpieczeństwa: Że złe moce obejmą panowanie na ziemi.
Ale o tym niebezpieczeństwie wiedzą tylko Ludzie Lodu.
Zatem podjęli swoją pracę. Zaklinali złą moc i starali się ją obezwładnić za pomocą czarów. Skoro jednak pierwsze próby nie przynosiły żadnego rezultatu, zastanawiali się, co dalej. Heike rzucał na drogę, którą mieli iść, małe kulki z czarodziejskich ziół i innych magicznych remediów, by ograniczyć w tym miejscu oddziaływanie złego ducha. Najlepsze zaklęcia Tuli nie skutkowały – chwilami wydawało im się, że Tengel Zły siedzi i bawi się tymi ich nieporadnymi wysiłkami.
– Czy nie powinniśmy wylać paru kropel magicznej wody? – zapytała Tula szeptem, nie mając odwagi spojrzeć w górę na skuloną tam postać.
– Oszalałaś? – oburzył się Heike, także szeptem. – Wody musimy strzec, jakby była ze złota! Pomyśl, co by się stało, gdyby dostała się w jego pazury! Zniszczyłby ją, a w każdym razie my już byśmy jej nie zobaczyli.
– Chyba nie jest w stanie czegoś takiego zrobić!
– Cóż my o tym wiemy? Nie mamy nawet pojęcia, co ta stwora może, a czego nie. A poza tym Tarjei nas przed nim przestrzegał, pamiętaj!
Tula nie nalegała więcej.
Czas płynął powoli. Dwoje śmiałków posuwało się do przodu, prawie niezauważalnie, krok za krokiem, coraz bliżej potwornej istoty.
Wszystkie jednak mistyczne zabiegi, jakie wykonywali, wszelkie formułki i zaklęcia, pozostawały bez widocznego rezultatu. Skulona postać trwała na dawnym miejscu.
Księżyc toczył się po firmamencie i rzucał długie, zimne cienie na skały, błyski światła odbijały się od lodowców jak magiczne latarenki, łańcuch gór niczym wyrazisty relief rysował się na zielonkawogranatowym niebie.
W pewnym momencie Tula odważyła się na ostrożną próbę wyminięcia zawalidrogi, ale jej się to nie udało. Doszła jakby do granicy i dalej nie była w stanie wykonać ani jednego ruchu. Jakby się zderzyła z jakąś niewidzialną ścianą. Parskając ze złości musiała się wycofać.
Po chwili oboje, z niesłychaną cierpliwością, powolutku zaczęli się zbliżać do owego punktu. Znaleźli się już tak blisko, że mogli rozróżnić potworne rysy Tengela Złego, jego płaską czaszkę, wybałuszone rybie oczka z ciężkimi, pofałdowanymi powiekami, nos podobny do wielkiego ptasiego dzioba i odpychającą gębę.
Jakaś przedpotopowa stwora, wysuszona i zdeformowana. Trudno było pojąć, że to kiedyś mogło być ludzkie stworzenie.
Dostrzegali wyraz jakiejś złośliwej radości, złowieszczego triumfu w tym obrzydliwym obliczu, czy jak to nazwać, bo o twarzy raczej trudno by tu mówić. A wokół całej postaci wciąż unosił się obłok pylistej substancji, jakby stwora wydzielała z siebie czyste, materialne zło.
Bliżej nie mogli jednak podejść. Nie mogli go też wyminąć. Nie pomogło ani to, że Tula miotała przekleństwa, ani to, że Heike rzucał na ziemię kolejne, coraz silniejsze środki.
– Tylko odrobinkę, parę kropelek – szepnęła Tula.
Heike zawahał się. Chciał to zrobić, ale tak strasznie się bał! Mimo to pokusa była wielka…
– Naprawdę… namawiała Tula, przekrzywiając głowę.
Heike nadal się wahał. Pomyślał o zadaniu, które sobie wyznaczyli, o tej długiej podróży, podjętej, jak się zdaje, na próżno.
W końcu z desperacją zacisnął zęby i skinął na znak, że się zgadza.
Jak wiele z tego docierało do istoty na skale? Ile się domyślała, czy może słyszała? Nie mieli odwagi nawet spojrzeć w tamtą stronę.
– Tylko parę kropel – syknął Heike przez zęby. – Na ziemię, tam gdzie ten niewidzialny mur! Potem będziemy mogli przejść dalej.
– Dlaczego nie wprost na niego?
– Zbyt duża odległość.
Niewiarygodnie szybko Heike wydobył butelkę z wodą Shiry i wyciągnął korek. Po czym wylał kilka kropel, które spadły na ziemię u ich stóp.
W następnej sekundzie oboje przerażeni odskoczyli w tył.
Niżej, w dolinie, Viljar i Belinda stanęli jak wryci.
– Co to było? – szepnęła dziewczyna ze zgrozą.
Usłyszeli jakiś nieludzki wrzask wściekłości, który przeciął powietrze nad szczytami gór, spojrzeli w tamtą stronę, wcale nie tak daleko od nich. Konie rżały spłoszone i Viljar z największym trudem zdołał je utrzymać.
Читать дальше