– Nie, właściwie to już chyba nie. Ja wiem, że zawsze pomożesz Heikemu, gdybyście mieli zostać sami, więc nawet ale potrzebuję cię o to prosić. A twoi rodzice są ze sobą szczęśliwi, więc o nich się nie martwię.
– Ja też nie. Im ani Lipowej Alei nic nie grozi. Gorzej jest z Grastensholm.
– Masz rację. Mimo nieustannych reperacji i przebudowywania zrobiła się z tego kompletna ruina.
– Ale bardzo kochana ruina, to musisz przyznać! Nawet mimo obecności tych szarych stworów.
Tej nocy w pobliskich lasach wilki wyły złowrogo.
Z nadejściem świtu Vinga zamknęła oczy na zawsze.
A kiedy Heike, nieprzytomny z żalu i rozpaczy, wyszedł z domu na skąpany w czystym i zimnym jesiennym powietrzu dziedziniec, czekał go kolejny szok. U bram dworu stała Tula.
Zrozpaczona, w potarganym ubraniu, z płonącymi oczyma, Tula, jakaś jakby na wpół dzika. Heike nie musiał spoglądać na nią dwa razy, żeby wiedzieć: teraz, po śmierci Tomasa, wszystkie straszne siły w jej duszy odezwały się.
Nigdy nie odczuwał większego pokrewieństwa z nią jak teraz! Nigdy się lepiej nawzajem nie rozumieli!
– Wejdź! – powiedział Heike krótko. – Vinga umarła.
– Wiem – odparła Tula. – Słyszałam wilki. Wtedy zrozumiałam, że spadła na ciebie żałoba.
– Tak. Wejdź!
Tula popatrzyła na dom.
– Jeszcze nie teraz. Najpierw chciałabym odprowadzić Vingę do grobu. Tymczasem mogłabym zatrzymać się w Lipowej Alei, jak myślisz?
Heike dobrze rozumiał jej tajemnicze słowa.
– Naturalnie! A jak się powodzi Christerowi i jego małej rodzinie?
– Bardzo dobrze! Przez jakiś czas będzie im pewnie mnie brakować, ale życie musi toczyć się swoim torem. Zrozumieją. Oni są wspaniali, cała trójka.
Heike skinął głową.
– Chodź, odprowadzę cię do Lipowej Alei. I tak muszę tam iść z żałobną nowiną.
Poszli wolno starą ścieżką, łączącą oba dwory. Tula prowadziła konia.
– Wiele lat minęło, odkąd byłaś tu po raz ostatni – powiedział Heike.
– Tak.
– Ale ty się nie zestarzałaś.
– Och, oczywiście, że się zestarzałam – uśmiechnęła się. – Ale masz rację, wyglądam chyba naprawdę dość młodo. Nawet jak na kogoś dotkniętego dziedzictwem.
– Jesteś tu oczekiwana.
– Skąd wiesz?
– Dziś w nocy było bardzo niespokojnie w Grastensholm. Myślałem, że to z powodu Vingi, ale teraz wiem.
One przeczuwały, że przyjdziesz.
– Owszem, tak mogło być. A ty, jak się domyślam, nie spałeś zbyt wiele tej nocy?
– Nie. Przez całą noc leżałem z Vingą w ramionach.
Rozmawialiśmy. Spokojnie i szczerze. Później straciłem z nią kontakt. Zaczęła opowiadać o swoich rodzicach. Znowu była w Elistrand, w czasach swego dzieciństwa. Mówiła o Elisabet i o Vemundzie, o pełnym radości i ciepła życiu. Potem jeszcze raz na chwilę do mnie wróciła, zdołałem jej powiedzieć, jak bardzo ją kocham i wtedy odeszła. Na dworze było już całkiem jasno.
– Kiedy Tomas umierał, przeżywałam to samo. Tyle tylko że nie byłam taka spokojna jak ty. Przez ostatnie jego życia krzyczałam i przeklinałam los. Jesteśmy u oboje samotni, Heike.
– Tak. Tak zawsze było z dotkniętymi. To my żyjemy dłużej, zostajemy sami.
– Jakbyśmy nie dość cierpieli z powodu dziedzictwa musimy jeszcze przeżywać żałobę.
– Żałobę i nienawiść?
– Do Tengela Złego?
– Tak. Wiesz, Tula, moja nienawiść do niego jest tak wielka, że wprost trudna do zniesienia. Nie wiem, co zrobię, kiedy już moja ukochana spocznie w ziemi.
Popatrzyła na niego, ale nie powiedziała ani słowa. Nie zapytała o nic. Może wiedziała wszystko?
Po raz trzeci w ostatnim czasie zebrali się wszyscy na cmentarzu w Grastensholm. Najpierw na pogrzebie Marty, potem Herberta Abrahamsena, a teraz Vingi.
Ten ostatni był najsmutniejszy.
Gdy ceremonia dobiegła końca i szli wolno do Lipowej Alei, gdzie miała się odbyć stypa, zobaczyli jakąś postać wpół ukrytą za krzakami przy bocznej drodze do Elistrand. Tula, która szła na końcu razem z Viljarem i Belindą, zapytała:
– Czy to ona? Ta, która więzi twoją siostrzenicę, Belindo?
– Tak – odparła szeptem Belinda, przepełniona ogromnym respektem przed tą nowo poznaną krewną Viljara. Tula ma takie dzikie oczy, myślała. I czy naprawdę ma ona czterdzieści osiem lat? Nie do wiary!
W oczach Tuli pojawił się złowieszczy błysk.
– Idźcie trochę sami – powiedziała. – Muszę z nią porozmawiać.
– Ale… – zaczął Viljar.
– Weź dziewczynę i idź!
Wahał się przez chwilę, ale ostatecznie ustąpił. Reszta żałobników już dawno ich wyprzedziła, oni byli ostatni, chcieli jeszcze sami pobyć przy grobie, pożegnać się z Vingą w ciszy.
Odwrócili się tylko raz i wtedy widzieli Tulę znikającą wśród drzew na skraju drogi. Widzieli też, że pani Tilda próbuje ukradkiem umknąć.
Nieco dalej czekał na nich Heike.
– Co się stało z Tulą?
– Poszła porozmawiać z panią Tildą.
Heike zbladł.
– Tula? Zwariowałeś?
– Dlaczego? Cina powiedziała, że spróbuje zmusić panią Tildę, żeby oddała…
Ale Heike już nie słuchał. Biegł z powrotem w stronę cmentarza, najszybciej jak mógł. Viljar i Belinda poszli za nim nie rozumiejąc, co się stało.
Znaleźli go wkrótce. Stał na drodze jak rażony gromem i wpatrywał się w zupełnie opanowaną Tulę. Pani Tildy nigdzie nie było widać.
Tula zwróciła się do Belindy. W jej pięknych, złotozielonych oczach płonął jakiś niesamowity, tragiczny blask, który przerażał ich wszystkich.
– Możesz już zabrać małą Lovisę. I odwieź ją do domu swoich rodziców. Oni się lepiej nadają na wychowawców.
Zapanowała jakaś przytłaczająca cisza.
Belinda spojrzała na drogę.
– Och… przecież tu leży broszka pani Tildy! Na… na kupce popiołu!
Viljar jęknął cicho:
– Nie dotykaj tego. Chodź! Idziemy stąd! Szybko!
Szarpnął Belindę i pociągnął za sobą do Lipowej Alei. Z daleka zobaczyli, że Eskil na nich czeka. Solveig poszła przodem, żeby sprawdzić, czy wszystko przygotowane do przyjęcie gości.
– Co to było… – zaczęła Belinda, ale Viljar jej przerwał.
– Nie pytaj o nic i niech Bóg się nad nami zmiłuje! Naprawdę nie wiem, co teraz będzie.
– Co masz na myśli?
– To, że najpierw utraciliśmy Tomasa, a teraz utraciliśmy Vingę. Już nic gorszego spotkać nas nie mogło. Teraz nad nami może się rozpętać piekło!
Podczas stypy nie powiedzieli, co się stało po drodze z cmentarza. Ten czas powinien być w całości poświęcony pamięci Vingi. Viljar porozmawiał z dziadkiem, dopiero kiedy wracali do Grastensholm.
– Naprawdę nie rozumiem! Jak Tula mogła czegoś takiego dokonać? Nigdy żaden z obciążonych dziedzictwem potomków Ludzi Lodu nie miał aż takiej siły.
– Tula nie działa sama – wyjaśnił Heike pobladły wargami.
Viljar popatrzył w górę na wznoszący się przed nim stary dwór.
– To dlatego ona nie chce mieszkać w Grastensholm.
– Tak. Czekają tu na nią.
– Domyślam się, że to nie chodzi o naszych przodków.
– Nie, oni takich rzeczy nie robią. To coś całkiem innego.
– Ale wyszli teraz poza obręb dworu?
– Na to wygląda.
– Kim są? Czy to cała ta gromada, którą dziadek nazywa szarym ludkiem?
– Nie, to nie szary ludek. Ich jest czworo, to zupełnie kto inny. Ja nigdy nie pojąłem, co one u nas robią. Nigdy! Są obdarzone wielokrotnie większą siłą niż szary ludek i tak naprawdę to nie mają z tamtymi nic wspólnego. A towarzyszą Ludziom Lodu zawsze od czasów Tengela Dobrego i Silje.
Читать дальше