Błogosławię Was wszystkich! Zobaczymy się niedługo!
Oddany Wam Heike
Viljar opuścił list na kolana. Wszyscy patrzyli na niego stropieni.
– Nie wygląda na to, by sam wierzył, że wróci do domu – westchnęła w końcu Solveig.
– Wróci na pewno! – zawołał Viljar. – Musi wrócić!
Tula bez słowa pobiegła do swojego pokoju.
– Nie możemy pozwolić, żeby ona za nim pojechała – powiedziała Solveig przestraszona.
Głos Eskila raczej nie pozostawiał nadziei:
– W takim razie spróbuj ją zatrzymać!
Viljar opadł bezradnie na krzesło.
– Co robić, ojcze?
Nim Eskil zdążył odpowiedzieć, do jadalni wpadła Tula gotowa do drogi. Wrzuciła jeszcze do torby parę kromek chleba i kawałek wędzonej baraniny, pocałowała Solveig w policzek i dziękując za gościnę wybiegła z domu.
Tula pojechała najpierw do Grastensholm, ale zatrzymała się przy bramie. Na dziedziniec nie weszła, nie chciała ryzykować. Stanęła w strzemionach i zawołała w stronę starego domu:
– Ja wrócę! Wrócę jak najszybciej! Ale teraz muszę dogonić Heikego! Pojadę z nim do Lodowej Doliny! Życzcie mi szczęścia! I czekajcie tu na mnie!
Potem zacięła swego gniadego konia i pognała w dół drogi, aż ziemia pryskała spod kopyt.
Jesienny las płonął niemal boleśnie pięknymi kolorami. Przy drodze, którą jechała, rosły przeważnie drzewa liściaste i nigdzie w lesie nie wyglądały równie barwnie i wspaniale jak właśnie tu. Osiki i brzozy potrząsały nad jadącą liśćmi żółtymi jak złoto, jarzębiny mieniły się czerwienią i różnymi odcieniami wypolerowanej miedzi, a na tle tego wszystkiego odcinały się ciemnymi plamami zbrązowiałe korony dębów i niebieskozielone gałęzie sosen.
Tula jednak tego nie dostrzegała. Myślała tylko o jednym: dogonić Heikego!
I nie potrzebowała zbyt wiele czasu, żeby tego dokonać. Za którymś zakrętem zobaczyła przed sobą ogromną postać o siwych włosach i bujnej, siwej brodzie.
Zatrzymał konia i czekał.
– Wiedziałem, że pojedziesz za mną – powiedział, kiedy się zbliżyła.
– To dlaczego nie poprosiłeś mnie o to jeszcze w domu?
– Chciałem, żebyś sama zdecydowała.
Spokojnie ruszyli dalej. Niebo było tak niebieskie, że wyglądało jak wnętrze ogromnej kopuły wykonanej z lazurowej emalii.
– Masz butelkę? – zapytała Tula.
– Mam.
– Ale skarb został w Grastensholm?
– Nie, skądże! To znaczy duża część, tak, została w domu. Ale zabrałem po trochu wszystkiego, co może mi być potrzebne.
Znowu długo jechali w milczeniu. Tula rozmyślała o tej budzącej lęk magicznej sile, którą Heike wciąż zdawał się posiadać. Tej sile, która od lat spoczywała w jego duszy na kształt jakiejś burzowej chmury, naładowanej do granic możliwości.
Tula była dokładnie w takiej samej sytuacji.
– Wciąż jesteś bardzo młoda – powiedział Heike. – Czy naprawdę chcesz to zrobić swojej rodzinie?
Odpowiedziała dopiero po chwili.
– Malin jest rozkosznym dzieckiem. Ale chyba nie musi mieć takiej babki jak ja.
– Ale przecież zawsze byłaś…
– Zamknij się! Nie wiesz, co się działo w czasie mojej podróży do Norwegii.
Heike nie powiedział nic więcej. Wsłuchiwał się po prostu w głuchy tętent końskich kopyt na miękkim podłożu. Wciąż jechali bocznymi traktami, jeszcze mieli daleko do głównej drogi łączącej Christianię i Trondheim.
– Zima idzie – powiedziała Tula.
– Wszystko wskazuje na to, że będzie łagodna. Łagodna i późna.
Tula wciągała ostre, zimne powietrze i nie wyglądała na przekonaną. Ale przecież nie bała się zimy. Niczego w ogóle się nie bała, bo, prawdę mówiąc, już przestała się zaliczać do rodzaju ludzkiego. Nie czuła się żyjącym, złym czy dobrym człowiekiem, nieustannie walczącym, by utrzymać się na powierzchni tego trzęsawiska, jakim jest życie.
– Jak myślisz, kiedy będziemy na miejscu? – zapytała.
– Na ogół liczy się dwadzieścia dni konnej jazdy na drogę z Christianii do Trondheim. To normalna prędkość. Myślę, że my sprawimy się szybciej.
– Tylko żeby nie zgonić koni – upomniała Tula.
Spojrzał na nią spod oka i uśmiechnął się.
– O, widzę, że pochodzisz z Ludzi Lodu. Ale to oczywiste, że nie będziemy męczyć koni.
Znaleźli się teraz w okolicy o ładnym, pofałdowanym krajobrazie. Przed nimi w niezwykle pięknym i jakby stworzonym do tego miejscu wznosiła się kościelna wieża. Ludzie zawsze wiedzieli, gdzie budować kościoły, zawsze znajdowali dla nich najładniejsze otoczenie.
– Czy masz jakiś konkretny plan? – zapytała znowu Tula.
– Właściwie to nie. Nic poza próbą odnalezienia miejsca, w którym Tengel Zły zakopał naczynie. A nie bardzo mamy się po czym orientować w tych poszukiwaniach. Ostatni w pobliżu tego miejsca był Ulvhedin ponad sto lat temu. I był tak odurzony narkotykami, że nie zapamiętał, którędy szedł.
– Punktem wyjścia może być skalny uskok nad grobem Kolgrima.
– Tak, to jest wskazówka. Pytanie tylko, ile takich uskoków jest w dolinie? No i jego grób nie znajduje się w pobliżu Tengelowego naczynia. To zaledwie wskazówka co do kierunku. Ale przecież nie poddamy się przy pierwszym niepowodzeniu, Tula.
– Pewnie, że nie – mruknęła. – Chociaż dręczy mnie niejasne przeczucie, że Tengel Zły nie pozwoli nam podejść zbyt blisko.
– Będzie się starał nas zatrzymać, ale ja mam alraunę.
– Kolgrim też miał – przypomniała mu.
– Miał. Ale ja chciałbym mimo wszystko wierzyć, że jest pewna różnica między Kolgrimem a mną.
– Och, z pewnością! – zachichotała. – Przynajmniej co do wieku.
Heike uśmiechnął się także.
Potem jechali znowu w milczeniu, a wkrótce znaleźli się na ruchliwej głównej drodze, gdzie co chwila spotykali innych jeźdźców, powoli sunące powozy i wyładowane fury. Słońce wciąż jeszcze nie osiągnęło najwyższego punktu na niebie.
Viljar był niespokojny. Tyle miał pracy we dworze, ale nie był w stanie niczym się zająć. Koło południa poszedł znowu do Lipowej Alei, gdzie znalazł ojca w takim samym nastroju.
Na widok przybyłego Eskil westchnął:
– Muszę wyruszyć za nimi. Nie zniosę myśli o tym, że ojciec pojechał do Lodowej Doliny.
– Dokładnie to samo przyszedłem powiedzieć – oświadczył Viljar. – Przyszedłem Prosić, żebyście z mamą doglądali Grastensholm przez kilka dni, dopóki nie sprowadzę dziadka z powrotem do domu.
Nikt nawet słowem nie wspomniał o Tuli. Ona sama decydowała o swoim życiu. A poza tym jej nowa postawa wobec świata przerażała ich nie na żarty.
– Nie, ty nie możesz wyruszyć w taką niebezpieczną i ryzykowną podróż – zaprotestował Eskil. – Jesteś na to za młody.
– A ja bym powiedział, że ty jesteś na to za stary – odparł Viljar z przekąsem. – Poza tym zamierzam ich powstrzymać. Nie pozwolę im jechać do doliny, chyba to rozumiesz!
Solveig była przestraszona, nie chciała żadnego z nich wypuścić z domu. Po dłuższej dyskusji, po licznych protestach i zapewnieniach, zrezygnował jednak Eskil. On przeżył przygodę swego życia w Eldafjordzie. Viljar nigdy nigdzie nie wyjeżdżał. Było oczywiste, że to on powinien jechać.
– Ale staraj się dogonić ich jak najprędzej – upominał go Eskil. – Jeśli zajadą zbyt daleko, to nie będą chcieli zawrócić. I koniecznie musisz przywieźć Heikego do domu. Choćbyś miał go związać!
– Możesz na mnie polegać – zapewniał Viljar. – Nie przekroczy granic tej ponurej doliny. Będziemy w domu najpóźniej za kilka dni.
Читать дальше