– Nie, nic… – odpowiadał wymijająco. – Jakoś tak ręce same się tam kierują, a one na ogół wiedzą, skąd pochodzi ból.
Nie chciał jej mówić, że już poprzedniego wieczora wyczuwał wyraźne powiększenie gruczołów chłonnych po lewej stronie. Dziś były jeszcze większe.
Jak to szybko idzie, myślał zgnębiony. To dlatego niczego dotychczas nie zauważyliśmy, po prostu proces rozwija się w zawrotnym tempie. Wszystkie swoje uzdrowicielskie siły starał się skupić w tym jednym miejscu. Błagał w duchu swoich przodków o pomoc. Nie mógł utracić Vingi. Nie teraz. Nigdy!
Vinga jest ponadczasowa, powinna żyć wiecznie. On sam po śmierci spotka się z Tengelem, stanie się jednym z jego grupy, wiedział o tym zawsze. Ale Vinga? Nie należy przecież do obciążonych dziedzictwem ani do wybranych. Jest po prostu jego ukochaną, na wieki. Nie może się z nią rozłączyć. Jeszcze nie teraz! Nie teraz!
– Mmm, Heike, jak mi dobrze! Naprawdę mi pomagasz!
– Taką mam nadzieję! Teraz wypijesz magiczny wywar, który przygotowałem specjalnie dla ciebie, a jutro będziesz odpoczywać. Nie wolno ci nic robić! Ja będę na każde twoje skinienie.
– Brzmi to bardzo zachęcająco – uśmiechnęła się sennie.
Następnego dnia czuła się znacznie lepiej i upierała się, że wstanie. Heike nie umiał znaleźć żadnego powodu, dla którego całkiem zdrowy człowiek miałby leżeć w łóżku i się nudzić, więc Vinga wróciła do swoich normalnych zajęć.
I okazało się to bardzo potrzebne, bo koło południa zjawili się goście.
– Och, to moi rodzice! – zawołała Belinda do Vingi, kiedy wszyscy wyszli na ganek zobaczyć, kto przyjechał. – Teraz wszystko będzie dobrze, oni się na pewno zajmą małą Lovisą.
I pobiegła ich przywitać.
Heike, Vinga i Viljar widzieli jej radosne ożywienie, widzieli też ponure twarze przybyłych i słyszeli słowa wytwornie ubranej matki:
– Belindo, a cóż to za zachowanie? I co ty robisz w tym obcym domu, skoro masz pracować u państwa Ahrahamsenów? To tak dbasz o córeczkę Signe?
Chwyciła Belindę za ucho i szarpnęła z całej siły.
– Co pani robi? Proszę przestać! – zawołała Vinga, zbliżając się do gości.
– Czy ty nie pojmujesz, że pani Tilda potrzebuje cię teraz bardziej niż kiedykolwiek? – grzmiał ojciec Belindy. – Przecież jutro pogrzeb! Ile to przygotowań i wszystkiego! Zwrócił się do trojga przedstawicieli Ludzi Lodu. – Bardzo państwa przepraszamy za to, że nasza córka tak bezwstydnie wtargnęła do państwa domu, ale muszę wyjaśnić, że ona nie jest całkiem taka, jak powinna. Naprawdę bardzo przepraszam! I co też matka naszego biednego Herberta powie na taką samowolę! Wstyd nam za naszą córkę.
Heike głęboko wciągnął powietrze.
– Zdaje mi się, że zaszło tutaj małe nieporozumienie. Belinda nie wtargnęła do naszego domu. To my ją prosiliśmy, żeby się do nas przeprowadziła, bo sytuacja w Elistrand stała się dla niej nieznośna.
– W domu drogiego Herberta? Nonsens!
– Sądzę, że powinniśmy porozmawiać na ten temat – rzekła Vinga. Prosimy państwa do środka. Belinda naprawdę starała się, jak mogła, i bardzo ją martwi to, że musiała zostawić małą Lovisę, ale nie miała innego wyjścia.
Rodzice Belindy spoglądali na majestatyczny dwór Grastensholm i uznali, że chyba warto wstąpić na chwilę do Ludzi Lodu.
– Powinniśmy jednak jak najszybciej pojechać do pani Tildy – oświadczyła matka. – Biedna kobieta – dodała z westchnieniem.
– Całkowicie się z panią zgadzam – powiedziała Vinga.
Wkrótce przybyła z Christianii para piła kawę i słuchała strasznej opowieści o wydarzeniach w Elistrand. Łagodnie mówiąc, oboje byli wstrząśnięci. Z wielkim oburzeniem czytali też dziennik Signe.
– Czy to możliwe, że ten elegancki człowiek zachował się tak podle zarówno w stosunku do Signe, jak i do Belindy? – szlochała pani. – Nie mogę w to uwierzyć, nie mogę! On, który miał takie wytworne maniery!
Pan Lie zdawał się lepiej pojmować konkrety.
– Ta kobieta nie może nam zabrać wnuczki – oświadczył. – To wprawdzie także jej wnuczka, ale przecież pokuta i kara za grzechy też musi mieć granice!
– Ale jak wydostaniemy stamtąd dziecko? – pytała zapłakana żona.
– Lovisa zostanie w Elistrand – rzekł jej mąż. – To pani Tilda je opuści. Herbert, kiedy żenił się z Signe, pożyczył pieniądze na kupno Elistrand dzięki mojemu poręczeniu. I dotychczas nie oddał ani szylinga, a w dodatku ja musiałem spłacać bankowi procenty. Teraz ja jestem właścicielem Elistrand i zaraz się ta pani o tym dowie!
– Niech ojciec nie będzie zbyt ostry dla niej – poprosiła Belinda. – Mimo wszystko ona straciła syna.
– A ty masz milczeć, kiedy dorośli rozmawiają! – ofuknął ją ojciec. – Od dawna powinnaś o tym wiedzieć!
Vinga wtrąciła łagodnie:
– W naszym domu każdy ma prawo wyrazić swoje zdanie. Poza tym, o ile mi wiadomo, Belinda jest osobą dorosłą.
– Źle pani to rozumie, pani Lind. Belinda nigdy nie będzie dorosła!
Viljar uścisnął pod stołem rękę Belindy. Zarówno on, jak i jego dziadkowie mieli ochotę powiedzieć rodzicom dziewczyny, co o tym sądzą, ale nie chcieli wzniecać dyskusji o wychowaniu cudzych dzieci. Milczeli, lecz Belinda wiedziała, że są po jej stronie.
Heike myślał: Gdybym miał wybierać pomiędzy panią Tildą a tymi dwojgiem jako sąsiadami, to oczywiście, mimo wszystko, wybrałbym ich. A poza tym mielibyśmy Belindę blisko siebie.
Spojrzał spod oka na Viljara i zastanawiał się, czy i jego akurat to ostatnie by ucieszyło. Heike nie był tego pewien. Viljar okazywał dziewczynie zainteresowanie i troskliwość, ale chyba nic więcej.
Rodzice Belindy wyruszyli do Elistrand już nie tak entuzjastycznie usposobieni do Herberta jak przedtem. Zamierzali jednak zachowywać się tam powściągliwie, dom pogrążony był przecież w żałobie. Zdecydowani byli nie podejmować kwestii przyszłości małej Lovisy, dopóki zmarły nie znajdzie się w ziemi.
Belindzie jednak pozwolili zostać w Grastensholm. Nawet oni rozumieli, że w Elistrand nie mogłaby teraz mieszkać. W każdym razie dopóty, dopóki jest tam pani Tilda.
– Z niepokojem myślę o jutrzejszym pogrzebie – powiedziała Vinga. – Ale chyba nie ma rady, będziemy musieli pójść.
– Niestety, będziemy musieli – westchnął Heike. – Zwłaszcza Belinda, która jest przecież szwagierką zmarłego. A my też powinniśmy. Pominąwszy już, że jesteśmy sąsiadami, to Belinda będzie potrzebować moralnego wsparcia. Zresztą Eskil i Solveig też przyjdą.
Mój Boże, jakże nas jest mało, myślał Heike zgnębiony. A bywały czasy, że w naszych dworach kwitło życie i panował ruch. W epoce Villemo, na przykład. Albo przedtem. Liv i Dag, Gabriella, było ich wielu, możemy o nich przeczytać w naszych księgach. Ale też bywało gorzej, zdarzyło się przecież, że nikogo tu nie było. Tylko Vinga, w lesie w górach. Później przyszedłem ja. I założyliśmy rodzinę, to prawda, ale, mój Boże, jaka to garstka! Viljar musi się jak najszybciej ożenić, w przeciwnym razie ród wymrze!
Tylko że ten chłopak jakoś się nie śpieszy.
Vinga niepotrzebnie martwiła się pogrzebem. Następnego dnia była taka zmęczona, że Heike prosił, by została w łóżku. Poddała się bez protestów i już samo to świadczyło, że nie jest całkiem zdrowa.
Ceremonia pogrzebowa była, jak się spodziewano, nieprzyjemna. Ale okazało się, że pani Tilda ma krewnych. Równie ponurych i bladych jak ona. Równie nieprzejednanych wobec „grzeszników” na ziemi. A odnosiło się to do wszystkich ludzi z wyjątkiem ich samych.
Читать дальше