Przed wyjazdem Cecylii i Jessiki do Danii odbyły się chrzciny. Najpierw uroczystość w kościele wraz z trzema dumnymi matkami chrzestnymi: Irją, Cecylią i Matyldą, a później uczta na Grastensholm. Tarald uczcił tytuł dziadka, pijąc odrobinę za dużo, i przemawiając na okoliczność chrzcin wplótł fragmenty mowy, którą wygłaszał na weselu Mattiasa i Hildy: serdecznie powitał
Hildę w rodzinie i miał nadzieję, że dobrze będzie się czuła na Grastensholm, które teraz stanie się jej domem. Irja dała mu dyskretnego kuksańca, i skutecznego, bo pomógł mu wreszcie odnaleźć właściwy wątek.
Liv i Are na chwilę opuścili tę nieustającą orgię radości i weszli do sąsiedniego pokoju, gdzie w rządku leżała trójka nakarmionych i, jak przystało na dobrze wychowane dzieci, bardzo cichych maluchów.
Długo przypatrywali się niemowlętom.
– Czy widzisz to samo co ja? – zapytała Liv cicho.
– Tak. Już dawno zauważyłem…
Nigdy dotąd tak się nie zdarzyło.
– Nie, ale chyba się nie boję – powiedział Are, jakby dokonywał odkrycia.
– Ja też nie. Uważam, że nie ma w tym zła.
– Ja też mam takie uczucie. Czy sądzisz, że rodzice coś wiedzą?
– Żadne z nich o niczym nie wspomniało. – Na chwilę umilkli, po czym Liv szepnęła: – Piękne dzieci, cała trójka. I bardzo do siebie niepodobne.
– Tak, zupełnie niepodobne. Miło by było patrzeć, jak dorastają.
Liv uśmiechnęła się.
– Może tak będzie? Mamy przecież w zwyczaju dożywać późnej starości.
– Myślę, że mnie nie jest to pisane – powiedział Are. – Żyje się do pewnej granicy. Jeśli osiągnie się cel w życiu, jest ono spełnione. A ja mam teraz jeszcze jedno, jedyne marzenie.
– Wiem o tym braciszku, wiem – pokiwała głową Liv, po czym wrócili do innych.
Hilda ułożyła już Irmelin do snu. Dziewczynka leżała w oddzielnej kołysce. Nie chcieli, żeby spała w łóżku razem z nimi. Słyszeli zbyt wiele historii o niemowlętach przygniecionych na śmierć. Kołyska stała jednak tuż obok Hildy, w zasięgu jej ręki. Wystarczyło tylko wyciągnąć dłoń, by delikatnie pohuśtać kołyską, kiedy dziewczynka zaczynała płakać.
Mattias wsunął się do łóżka i zdmuchnął świecę.
– Szczęśliwa? – zapytał.
– Jak mogłabym nie być szczęśliwa? Wszystko, o czym nawet nie śmiałam marzyć, nagle jest moje. Mąż, którego kocham, najlepszy na świecie, własne upragnione dzieciątko, dom, który nie ma sobie równego. Cudowne życie otrzymane w podarunku. Właśnie dlatego, że niczego się nie spodziewałam, nie mogę wprost pojąć, że los obdarował mnie tak szczodrze.
– Na mnie to też wywiera ogromne wrażenie. Nadal nie mogę uwierzyć, że to wszystko jest prawdą.
– Jak myślisz, chyba powinniśmy być wdzięczni wójtowi? – uśmiechnęła się.- Bo to mimo wszystko jego straszne uczynki związały nas ze sobą.
– Nie wydaje mi się, by cenił sobie naszą wdzięczność.
– Z pewnością masz rację. Nie sprawiał wrażenia, by chciał czymkolwiek ucieszyć Norwegów. – Hilda zastanawiała się nad czymś. – Nie bardzo rozumiem imię, jakie Kaleb i Gabriella nadali swojej córeczce. Villemo. Czy [Vill (norw.) – dziki; mo (norw.) pyłek, okruch (przyp.tłum.).] jest takie imię?
– Nie wiem. W każdym razie babcia Liv je zaakceptowała.
– To śliczne dziecko – stwierdziła Hilda. – Możemy chyba być wielkoduszni i to przyznać? Ma w sobie coś dzikiego, ale jej oczy są łagodne, niemal jak twoje.
– Tak myślisz? W każdym razie do naszej córki nie jest podobna! Irmelin jest taka grzeczna, okrągła i wesoła. O Boże, jakże ja kocham to dziecko!
– Tak – Hilda uszczęśliwiona westchnęła. – Wiesz, uważam, że ma najzabawne oczy, jakie widziałam.
– Ja też tak myślę. – Mattias przygarnął żonę razem z jej wymyśloną przez nią odmianą wyrazów.
– Ale znam kogoś, kto jeszcze bardziej oszalał na punkcie swego dziecka niż my. Jesper był tu wczoraj i pokazywał wszystkim małego dziedzica zagrody.
Przez godzinę słuchałem o rozlicznych cudach, jakich dokonał ten szkrab. Mówił tym swoim wielkim głosem, wiesz jak?
– O tak, mam go dosyć! Jak wygląda chłopczyk?
– Jasnowłosy jak ojciec. Ale ma żywe, bystre oczy.
– Jesper też, ale łatwo baranieją.
– To aż dziwne, jak jego rodzina związana jest z naszą. Podobno jego ojciec, Klaus, kochał naszą Sol, a potem zalecał się do przyszłej żony Arego, Mety, aż Silje ożeniła go z jedną ze służących. Jesper dorastał wraz z synami Arego, on i Brand razem walczyli na wojnie trzydziestoletniej, a teraz rodzi mu się syn w tym samym czasie, kiedy na świat przychodzi wnuk Branda. Zastanawiam się, czy dalej też tak będzie?
– Zgadzam się na to – roześmiała się Hilda. – Ale naprawdę nie wiem, czy chciałabym, by nasza córka poślubiła syna Jespera. Nie chodzi mi o społeczne przesądy, jestem chyba ostatnia, której przyszłoby to do głowy, ale ta myśl nie jest mi miła z innych względów.
– Z powodu tego, co zrobił Jesper? Podobno jego ojciec zachował się tak samo w stosunku do Mety i ona także przeżyła wstrząs. Wtedy właśnie Are oświadczył się jej, mniej więcej tak, jak ja tobie.
– Chcesz powiedzieć, że mężczyźni z tej rodziny spełniają wobec nas rolę strzał Amora?
– Być może. Och! Irmelin znów zaczyna płakać! Kolejna bezsenna noc!
– Zajmę się nią, ty śpij – powiedziała Hilda szybko i nerwowo, tak jak czyni to większość matek w obawie, że mąż rozgniewa się na dziecko.
Chociaż w wypadku Hildy był to zbędny niepokój. Mattias nie zapomniał o swych anielskich przymiotach teraz, kiedy został ojcem rodziny. Brał na siebie część nocnego czuwania z radością, bez narzekań. Chorzy musieli trochę poczekać. Jako trzydziestojednolatek Mattias osiągnął wiek, w którym przyjmuje się ojcostwo z większą świadomością i odpowiedzialnością niż w pięknych młodzieńczych latach, kiedy świat wokół ma w sobie tyle nowego i interesującego.
Gdy cała rodzina radowała się nowym pokoleniem, myśli Arego nadal krążyły wokół tego z Ludzi Lodu, który był od nich bardzo daleko: zaginionego wnuka.
***