Mattias szybko pociągnął Hildę dalej, tam gdzie nie dochodziły już żadne rozmowy.
Ale Hilda zastanowiła się nad tym, co usłyszała. Może na tym polega właśnie cały problem Mattiasa? Może jest za dobry, zbyt łagodny? Sam powiedział, że miłość może być czymś więcej niż palącym pożądaniem. Może być oszałamiająco piękna, niemal nadziemska.
Na pewno miał rację, ale to wcale nie brzmiało obiecująco.
Nie uchybiając w niczym zasadom przyzwoitości, ułożył ją na łóżku w swej ślicznej sypialni. Pokój wiele mówił o właścicielu. Naturalnie Hilda tu i ówdzie dostrzegała rękę Irji, ale wyraźnie objawiał się gust Mattiasa. Stała tam półka na książki, pełna grubych tomów. Hilda nigdy nie widziała tak wielu książek, nie wiedziała nawet, że aż tyle ich istnieje. Wyglądało na to, że Mattias jest porządny. To dobrze, bo to także jej cecha, ale czy nie kryje się w tym odrobina lękliwej pedanterii? Zauważyła nagle, że w rogu pokoju stoi koszyk, a w nim leży mały szczeniak. Serce Hildy natychmiast stopniało. Długą chwilę spędziła na pieszczotach ze spragnionym miłości pieskiem, który uszczęśliwiony lizał ją po twarzy. W klatce na oknie siedział zraniony szpak.
Pokój urządzony był ze smakiem. Wszystko zostało starannie dobrane i przemyślane. Kolory, meble i obicia idealnie do siebie pasowały. Otwarte drzwi do pomieszczenia w głębi pozwoliły dostrzec półki zastawione medykamentami.
Szczeniak uspokoił jej nerwy. Podczas gdy Mattias dyskretnie czekał pod drzwiami, umyła się i rozebrała i spokojnie wślizgnęła pod piękną haftowaną kołdrę. Mattias odstąpił jej swoje łóżko, sam miał położyć się na ławie pod oknem.
Więcej nie należało się spodziewać, pomyślała.
Dał jej jakiś środek na sen, choć nie tak mocny, jak ten, który zaaplikowano mężczyznom w lesie. Kiedy na dole w salonie Mattias uprzedził, że Hilda dostanie środek nasenny, a on sam też coś zażyje, by nie przeszkodzić jej Swymi koszmarami, Tarald ironicznie zapytał, jaki sens wobec tego ma spanie w tym samym pokoju. Liv jednak uciszyła syna. Mattias miał zawsze piękne i szlachetne zamiary i należało je uszanować.
Kiedy świece zostały już zgaszone i Hilda czuła, że ogarnia ją coraz większy spokój, powiedziała zamyślona:
– Mattiasie, jest coś, czego nie pojmuję. Czy mogę cię o coś zapytać, choć boję się, byś mnie źle nie zrozumiał?
– Oczywiście. O czym myślisz?
– Powiedziałeś kiedyś… wtedy, gdy siedzieliśmy na łące, że nie możesz się ożenić, ponieważ dręczą cię koszmary. Ale niemal jednocześnie poprosiłeś, bym przyszła do ciebie, gdy poczuję, że ogień, który jest we mnie, chce mnie spalić. Co chciałeś przez to powiedzieć? Że mam zostać twoją kochanką?
Mattias oparł się na łokciu.
– Nie, najmilsza, to musiało okropnie zabrzmieć, dopiero teraz to rozumiem. Chodziło mi o to, że jeśli musiałabyś się poddać zmysłom, to żebyś nie pozwoliła nikomu innemu ugasić swojej żądzy. Wiem, że to brzmi bardzo egoistycznie. Nie wiedziałem, co mówię.
Hilda milczała. Ziewała, ale starała się przemóc senność. Jeszcze nie skończyła tej rozmowy.
– Mattiasie… Jaki jest prawdziwy powód tego, że nie znalazłeś dotąd dziewczyny?
Długo leżał, nic nie mówiąc. I on także stłumił ziewnięcie.
– No cóż, Hildo – westchnął. – Przejrzałaś mnie.
Koszmary nocne to tylko jeden z powodów. Ale najpierw pytanie: czy nadal nie jesteś pewna, co do mnie czujesz?
– Czy mam powiedzieć prawdę?
– Musisz.
– Dobrze. Kocham cię. Mocno i bezwstydnie, na wszystkie sposoby. Odkryłam to dzisiaj na końskim grzbiecie, i później w domu, wśród twojej rodziny, kiedy mówiono o nas i naszych przyszłych dzieciach. Wtedy opanowała mnie gorączka.
Odgadła, że się uśmiechnął. Zaraz jednak spoważniał.
– Dziękuję ci, najmilsza! Ty także masz prawo wiedzieć wszystko. Boję się, Hildo! Przez całe swe dorosłe życie noszę w sobie ogromny lęk: że się nie sprawdzę. Z tego powodu unikałem dziewcząt i dopiero teraz, kiedy spotkałem ciebie, dałem się złapać w sidła miłości, jeśli pozwolisz mi się wyrazić tak kwieciście. A teraz jestem śmiertelnie przerażony!
– Nie do końca rozumiem, czego się boisz!
– Skąd miałabyś to wiedzieć, przez całe życie byłaś odizolowana. Podejrzewam, że ten nieszczęsny czas spędzony w kopalni zniszczył moją zdolność do kochania.
Powieki były ciężkie niczym z ołowiu. Z całych sił zmuszała się, by je podnieść.
– Do kochania? – powiedziała niewyraźnie. – Ale przecież… powiedziałeś… że mnie kochasz?
– Chodzi mi… o akt miłosny.
Hilda na moment zaniemówiła. Teraz świadomie zamknęła oczy.
– Och – powiedziała po chwili szeptem. – Myślę, że rozumiem. Ale czy wiesz to na pewno?
– Nie, to tylko przypuszczenia. – Końcówka zdania rozpłynęła się w ziewnięciu. Mattias wziął się w garść i mówił dalej: – Ale ja dobrze to sobie zapamiętałem. Przed wielu laty, jeszcze podczas zabawy w Tybindze, jakaś dziewczyna siadła mi na kolana, zaczęła tulić mnie i pieścić. Była śliczna i ponętna, a ja niczego nie czułem. Nie było żadnej reakcji. Później nie schodziło mi to z pamięci, unikałem więc dziewcząt. Nie chcę bowiem potwierdzenia, że nie nadaję się do niczego, na to jestem zbyt wielkim tchórzem. Stałem się „dobrym Mattiasem, stworzonym dla całej ludzkości”. Tak czuję się bezpieczniej.
Hilda zapadała już w sen, zmusiła się jednak, by jeszcze przez chwilę zachować przytomność. Niewyraźnie, jakby była pijana, wymamrotała:
– A mimo wszystko… poprosiłeś, żebym… najpierw przyszła do ciebie… jeżeli będę kogoś… potrzebować?
– Nie mogłem znieść myśli o tobie w ramionach innego. To cała przyczyna.
Poskarżyła się żałośnie:
– Mattiasie, dlaczego podałeś nam obojgu środki nasenne? Chciałabym, żebyś teraz do mnie przyszedł, bym mogła ci dać całą moją miłość. I moglibyśmy sprawdzić, czy to, co powiedziałeś, jest prawdą.
– Ależ, najdroższa… nie chciałbym cię zhańbić, rozumiesz to chyba?
Hilda mówiła teraz tak niewyraźnie, że musiał domyślać się sensu słów.
– Czy nie byłoby lepiej sprawdzić ten szczegół przed, a nie po zawarciu małżeństwa? Czy może chciałbyś, by małżeństwo ze mną nie było ziemskie, lecz zbudowane na przyjaźni, głaskaniu po głowie i niczym więcej? Ale ja chyba nie mówiłam teraz o żadnym spełnieniu? Ale ty przecież sam zauważasz, czy… chcesz czy…
Usnęła.
Mattias jeszcze przez chwilę leżał wsparty na łokciu i wsłuchiwał się w jej równy, coraz głębszy oddech, po czym wstał i na palcach zbliżył się do łóżka. Księżyc świecił nadal, mógł więc dojrzeć jej rysy w pięknym niebieskawym świetle: spokojne, łagodne. Usiadł i delikatnie pogładził ją po twarzy, a później miękko, czule ucałował jej usta. Przesunął dłonią po pięknych włosach.
Przez moment jego dłoń zawahała się na skraju kołdry, jak gdyby chciał odsłonić jej ramiona. Spojrzenie jego padło jednak na delikatne koronki, którymi obszyte było wycięcie nocnej koszuli; i przyjął to za znak, iż powinien uszanować jej niewinność. Chciał, co prawda, tylko zobaczyć ramiona i zaokrąglenie piersi, ale uznał i tę pokusę za świętokradztwo, więc otulił Hildę starannie kołdrą, pocałował w czoło i wrócił na swoje posłanie.
Długo leżał, wpatrując się w księżycowe cienie, zanim wreszcie środek na sen zaczął działać.
Читать дальше