– Wiem – odpowiedział Kaleb. – Ale cały plan wydawał się taki bezpieczny. Obstawiliśmy ludźmi każdy kawałek drogi. Ja leżałem na rozstajach i byłem bardzo zaskoczony, kiedy usłyszałem krzyk Hildy z głębi lasu. Od razu pobiegli tam strażnicy z dołu, ale to zajęło trochę czasu.
Jeden z mężczyzn powiedział:
– Wójt i wszyscy jego ludzie pospali się jak susły.
Hildzie udało się lekko unieść głowę.
– A Andreas?
Popatrzyli po sobie. Zobaczyła jak przez mgłę, że jest też z nimi Brand.
– No właśnie, Andreas – zastanowił się Kaleb. – Miał pilnować domu. Widziałaś go, Hildo?
– Nie.
Dlaczego nie odchodzili? Chciała znaleźć się daleko, jak najdalej stąd!
– To dziwne – w głosie Branda brzmiał niepokój. – Powiedział, że da ci jakiś znak, że tam jest.
– Och, Boże, gdyby tak zrobił – westchnęła Hilda, z wolna odzyskując siły. – Tak bardzo mi było tego potrzeba. Wydawało mi się, że wzdłuż całej drogi nie ma nikogo, wszyscy zachowywali się tak cicho. O Boże! Chodźmy już stąd!
– Pójdę poszukać Andreasa – powiedział Brand.
– Dobrze – zgodził się Kaleb. – Ale weź ze sobą kogoś, nie chodź sam po lesie dziś w nocy! Czy masz już dość sił, Hildo? Spróbujmy dojść do ścieżki.
Potwierdziła skinieniem głowy. Wsparta o Mattiasa, z drżącymi kolanami, wyruszyła tą samą drogą, która przywiodła ją tu w tak dramatycznych okolicznościach. Przez cały czas rozdygotanym głosem opowiadała, co się wydarzyło.
– A więc widziałaś i wilka, i człowieka? Jednocześnie?
– Nie. Musiałam go widzieć akurat w momencie przemiany. Najpierw wilka z błyszczącymi ślepiami. Stał tu, na występie, gotów do skoku. Zamknęłam oczy tylko na moment, a kiedy znów je otworzyłam, stał tam już mężczyzna. Oczywiście to nie był zwyczajny człowiek, to był… to był potwór! Na jego widok odzyskałam siły i przybiegłam tutaj. Znałam tę jamę z wypraw na jagody. Czy nikt za nam nie idzie? – zapytała z trwogą.
– Nie, nie bój się! Bogu niech będą dzięki za to, że tak dobrze znasz swój las – szepnął Mattias.
Doznała nieprzyjemnego uczucia, że jej nie wierzą.
– To wszystko prawda, rzeczywiście to widziałam!
– Nikt nie wątpi w twoje słowa, Hildo – odparł Kaleb poważnie. – Jeden z ludzi wójta był przytomny, kiedy nadeszliśmy, i powiedział, że na poły we śnie widział olbrzymią bestię: gnającego wilka z jęzorem wysuniętym z paszczy.
– Czy on nie wie, dlaczego wszyscy posnęli?
– Tak, przypuszcza, że to z powodu piwa. Wszyscy je pili i wszystkich opanowała nieprzezwyciężona senność. On tylko umoczył usta, dlatego na niego nie całkiem podziałało. Pozostałych nie sposób dobudzić.
– Widzieliśmy też ślady potwora – dodał Kaleb. – Przedziwne ślady…
– Trzynogie? – ostrożnie zapytała Hilda…
– Tak, coś w tym rodzaju – niewyraźnie odparł Kaleb.
Nadal szła wsparta o ramię Mattiasa, kierując się ku ścieżce. Cudownie było czuć jego bezpieczną bliskość.
Nagle Kaleb pochylił się i podniósł z ziemi coś, co dostrzegł dzięki światłu księżyca.
– Co to jest? – zapytał Mattias.
– Też się zastanawiam. Długi cienki rzemień. Czy nie zgubiłaś tego kiedyś, Hildo, gdy zbierałaś jagody?
– Nie, nie wydaje się, by leżał tu od dawna.
– To prawda. Był powiązany w węzły, w wielu miejscach jeszcze widać ślady po supłach.
– Znów czary? – uśmiechnął się Mattias.
– Wątpię, chociaż nigdy nic nie wiadomo. Mam ochotę uciąć sobie pogawędkę z czarownicą, którą jakiś czas temu złapali w sąsiedniej wiosce.
– Jeżeli jeszcze żyje – mruknął Mattias.
– Wy dwaj… Kalebie, i ty, Mattiasie, wydajecie się dobrymi przyjaciółmi? – zapytała Hilda.
– Bo nimi jesteśmy. Pamiętasz, jak wspominałem o kopalni? Tam właśnie spotkaliśmy się wiele, wiele lat temu. Ten czas złączył nas nierozerwalnie.
Zwróciła się do Kaleba:
– Czy ty też masz ranę w duszy taką jak Mattias?
Kaleb odpowiedział z powagą:
– Ten, kto by jej nie miał, musiałby być zrobiony z drewna.
Byli koło ścieżki. Przed nimi dotarł tam już jeden z mężczyzn i usiłował teraz obudzić wójta i jego ludzi. Niektórzy z wolna wracali do przytomności.
Poproszono Mattiasa, by ich obejrzał, a kiedy pochylał się nad mężczyznami, Hilda trzymała się kurczowo jego ręki. Ciepło, choć ze zdziwieniem popatrzył na nią.
– Przepraszam – szepnęła, natychmiast go puszczając – zachowuję się jak histeryczka.
– To nic. – Mattias uspokoił ją uśmiechem. – Trzymaj mnie za kaftan, jeśli ci to pomaga!
Odważyła się wtedy na nieśmiały uśmiech.
Mężczyźni budzili się jeden po drugim. Brand i człowiek, który z nim poszedł, wrócili prowadząc między sobą chwiejnie stąpającego, na wpół uśpionego Andreasa. Wójt ocknął się rozwścieczony na wszystko i wszystkich, a zwłaszcza na Hildę.
– Jak mogłaś pobiec w las, dziewczyno? – wrzeszczał groźnie, zbliżając twarz do jej twarzy. – Miałaś przecież iść ścieżką w kierunku drogi! Wtedy byłabyś uratowana. A my pojmalibyśmy potwora.
– Ale ja… – Znów wybuchnęła płaczem, wciąż roztrzęsiona. – Ta… bes… tia mnie… powstrzymywała. I… zgubiłam… ścieżkę.
– Uspokójcie się – ostro odezwał się do wójta Mattias. – Hilda przeżyła wstrząs, bardzo głęboki wstrząs, i absolutnie nie wolno jej ganić za to, czemu nie mogła podołać.
– Przepraszam – wymamrotał wójt. – Ale wcale nie jest zabawne zostać wyłączonym z gry przez jakiegoś idiotę podczas wypełniania tak ważnych zadań. Nie myślę o was, panienko – teraz wyraźnie starał się okazać Hildzie uprzejmość. – Chodzi mi o tego, który nas oszołomił. Jak to się, do diabła, mogło stać?
– To musiało być piwo – orzekł Kaleb. – Andreas wziął je z domu, na pewno było dobre, bo po trochu posmakowaliśmy. Ktoś musiał wsypać do niego środek nasenny czy oszałamiający, i to wtedy, kiedy stało w lesie. Gdzie je trzymaliście?
– Baryłka stała tu, wśród drzew, niedaleko ścieżki – wyjaśnił jeden z mężczyzn.
– Czy któryś z was leżał w pobliżu?
– Nie, chyba nie.
– Ktoś więc mógł przekraść się i wsypać coś do baryłki?
– Tak, to było całkiem możliwe.
– Kiedy piliście piwo?
Odpowiedział wójt:
– Najpierw obeszliśmy cały odcinek i wskazałem, gdzie kto ma się położyć. Potem zebraliśmy się wszyscy po raz ostatni tuż przed tym, jak miała pojawić się Hilda. Wtedy każdy wypił po łyku i powtórzyliśmy, co należy zrobić, gdyby pojawił się wilkołak.
– Andreas był wtedy z wami?
– Byli wszyscy, którzy mieli obstawiać las i zagrodę. Z tych, co leżeli w zbożu, tylko dwóch, może trzech. Ci ze stanowisk najbliżej lasu. Nie mogliśmy przecież posłać po tych przy gościńcu i dalej. Żartowaliśmy sobie nawet, że nie dostaną piwa. I dzięki Bogu, że tak się stało!
– Tak – powiedziała Hilda – bo myślę, że wystraszyły go krzyki. Mattiasie, a twój koń?
– Koń? O co ci chodzi?
– A jeżeli go zaatakuje?
– Boisz się, że wilkołak rzuci się na konia? Zostawiłem człowieka na straży. Są na skraju lasu, tam gdzie zaczyna się żyto.
– To dobrze.
Nagle wójt zaczął podejrzliwie przyglądać się Mattiasowi.
– No właśnie, jak tam, doktorze? Wy znacie się środkach nasennych, czyż nie tak?
– Tak, ale nie wiem, co zastosowano w tym przypadku. W każdym razie środek musiał być mocny.
Читать дальше