– Ach, tak?
– Kolgrim spoczywa w Trondelag, w Dolinie Ludzi Lodu. Kolgrim był jednym z naprawdę przeklętych.
Tę informację Volden pozostawił bez komentarza.
– A tu, jak widzę, mamy Irję Meiden, matkę Mattiasa…
– Tak, to wspaniała kobieta bardzo prostego pochodzenia. Z Eikeby.
– A Sunniva Meiden? Kto to taki?
– Córka Sol. Pierwsza żona Taralda, matka Kolgrima. Zmarła przy jego urodzeniu, podobnie jak wiele innych nieszczęsnych matek, które wydały na świat dzieci obciążone dziedzictwem Ludzi Lodu. Kolgrim przez całe swoje czternastoletnie życie był nieszczęściem dla rodziny.
Volden nie odpowiedział.
– A tu leży Mattias – powiedział, wskazując kolejną trumnę.
– Mattias był lekarzem. I miał takie wspaniałe oczy, w których odbijało się całe dobro świata. Tutaj spoczywa jego żona, Hilda. Córka miejscowego hycla.
– Dosyć mieszane towarzystwo, muszę powiedzieć.
– Hilda była niezwykłą osobą i bardzo dobrą żoną. Wraz z Mattiasem wymarł ród Meidenów, bo on i Hilda mieli tylko jedną córkę, Irmelin. Wyszła za mąż za innego z naszych przodków, Niklasa.
Wyszli na zewnątrz, odetchnęli czystym jesiennym powietrzem. Malin postarała się, żeby iść przodem, i zdążyła dostrzec pokraczną sylwetkę Ulvara, kryjącą się za narożnikiem kościoła.
– A cóż to za pompatyczne groby? – zapytał Volden kierując się do najbliżej położonych grobowców.
– Tu leżą Paladinowie – wyjaśniła Malin. – Margrabiowie, książęcego rodu. Większość członków tego rodu spoczywa w Danii. Tutaj najstarszy jest grób Cecylii. To siostra Taralda, obdarzona była niezwykle silnym charakterem, można powiedzieć, że była równie silna jak brat słaby. Poślubiła Alexandra Paladina.
– A więc to w ten sposób państwo weszli w koligację z tym znakomitym rodem?
Malin była teraz napięta.
– Paladinowie byli rzeczywiście znakomitym rodem i mam tu na myśli przymioty ich serc i umysłów, a nie ich wysokie pochodzenie.
Volden nie lubił być tak bez ogródek osadzany w miejscu.
– A ten tutaj? Kim był Tristan Paladin?
– To nieszczęsny wnuk Cecylii. Dopiero tutaj, w tej parafii, odnalazł swoje szczęście. Był bratem mojej praprababki, Leny.
Volden spojrzał na nią z ukosa.
– To pani ma w sobie książęcą krew?
Malin roześmiała się głośno.
– Nie, moja książęca krew musiałaby być bardzo rozwodniona! Zmieszana z krwią panny kuchennej, kaprala i Bóg wie kogo jeszcze.
Poszli dalej.
– Ulvhedin Paladin z Ludzi Lodu…
– Oj, oj – westchnęła Malin. – To był bardzo skomplikowany człowiek!
– Małżonka Elisa Larsdatter. O, mezalians, jak widzę.
– W żadnym razie. Ulvhedin był obciążony. To Elisa sprawiła, że górę wzięła w nim jego ludzka natura. No, może nie ona sama, ale mimo wszystko!
Minęli groby kilkorga innych Paladinów i Malin ostrożnie, ale konsekwentnie prowadziła go w stronę bardzo starego kamienia nagrobnego.
Napis na kamieniu musiał być niedawno odnowiony. Volden czytał z łatwością:
– „Tengel Dobry z Ludzi Lodu. Urodzony w roku 1548. Zmarł w 1621. Małżonka Silje…” Aha, to tu leżą ci, o których pani wspominała.
– Tak. To jest samo jądro Ludzi Lodu – rzekła Malin. – Nasi przodkowie ochraniają swoich potomków, a najpierwszym z opiekunów jest właśnie Tengel Dobry.
Volden patrzył na nią tak, jakby uważał, że rozum jej się pomieszał. Malin zdawała się tego nie zauważać. Wskazała napis u dołu kamienia.
On odczytał w milczeniu, a potem skomentował:
– To tutaj leży owa Sol, o której pani tyle razy wspominała. Kim ona była?
– Bardzo ważną postacią w historii Ludzi Lodu… Miała zostać stracona przez ludzi króla. Została skazana na śmierć za czary. Chyba sprawiedliwie.
Volden patrzył na Malin.
– Miała zostać stracona, mówi pani?
– Tak, ale Ludzie Lodu sami ją zgładzili. Żeby uniknęła tortur i cierpienia z powodu nietolerancji…
– Ona również pochodziła z Ludzi Lodu?
– Była siostrzenicą Tengela. I przybraną córką.
– A zatem Tengel i Silje wychowali troje dzieci?
– Czworo. Tutaj leży czwarte. Ich rodzony syn, Are. Odziedziczył Lipową Aleję. To był bardzo dobry człowiek. Stał obiema nogami mocno na ziemi.
– Małżonka Meta.
– Córka wiejskiej ladacznicy.
– Boże, odpuść – mruknął Volden.
– Ludzie Lodu zawsze opiekowali się biednymi i opuszczonymi. Tutaj zostali pogrzebani dwaj z ich trzech synów. Trzeci poległ w czasie wojny trzydziestoletniej.
Volden poczuł zawrót głowy, słuchając opowieści z tak odległych czasów.
– Tarjei Lind z Ludzi Lodu – czytał.
– Tak. On był przeznaczony do wielkich rzeczy. większych, niż jesteśmy w stanie sobie wyobrazić. To on miał podjąć walkę z Tengelem Złym. Lecz Kolgrim, narzędzie Złego, zabił go, zanim jego siła zdążyła się ujawnić.
– Zaraz, chwileczkę – zaprotestował Volden. – To wszystko zaczyna być zanadto skomplikowane. Kim był Tengel Zły?
Malin położyła palec na wargach.
– Nie tutaj – powiedziała pospiesznie, przestraszona, że Ulvar może to usłyszeć. – Nie na poświęconej ziemi – dodała wyjaśniająco.
Volden patrzył na nią zdezorientowany, lecz odwrócił się i rzekł:
– Tutaj mamy jeszcze jeden nagrobek, tuż obok Tarjeja.
– To jego syn, Mikael. Na tym się zresztą tutaj kończy ta linia rodu, bo syn Mikaela, Dominik, wyprowadził się do Szwecji.
Poszli dalej, odczytywali napisy na grobach rodziny Lindów z Ludzi Lodu, aż doszli do wysokiego i bardzo pięknego nagrobka.
– Ten wygląda na stosunkowo nowy – powiedział Volden.
– Owszem – potwierdziła nieoczekiwanie wzburzona. – A jeśli ten grób zniszczycie, to nigdy wam tego nie darujemy! Nigdy!
Volden odczytał:
– „Heike Lind z Ludzi Lodu…” Tak, o nim to ja słyszałem! Czy on też nie był nieco… specjalny?
– O, można tak powiedzieć. On był jednym z największych wśród Ludzi Lodu. To jeden z tych, którym się naprawdę udało pokonać to, czym obciążyło ich przekleństwo. Nigdy nie przestaniemy mu dziękować za walkę, którą prowadził.
– Ale ja słyszałem jakąś okropną plotkę. Że mianowicie sprowadził na świat różne duchy i upiory, które później opanowały Grastensholm.
Uśmiechnął się krzywo, kiedy to mówił, jakby chciał podkreślić, że on sam zachowuje dystans wobec tego rodzaju bajek.
Ale Malin potwierdziła jego słowa skinieniem głowy i powiedziała:
– Tak, to prawda. Heike i jego ukochana Vinga sprowadzili na świat szary ludek, bo po prostu inaczej nie byli w stanie odzyskać Grastensholm. Gorzko tego potem żałowali. Szare stwory nie chciały opuścić Grastensholm, dopóki nie przyjechała tutaj Saga i nie przepędziła upiorów. Ale oznaczało to też koniec dla samego dworu. Nawiasem mówiąc Saga była matką naszych bliźniaków.
– Była, mówi pani?
– Tak. Saga urodziła obciążone dziecko. A kobiety, które rodzą takie dzieci, muszą to prawie zawsze przypłacić życiem.
Wiedziała, że Ulvar słyszy jej słowa. Ale nie sądziła, że to akurat jest specjalnie niebezpieczne. Istnienie skarbu i magiczne zdolności, to trzeba utrzymać w tajemnicy, o tym nie wolno jej wspomnieć.
Ach, jak niewiele Malin wiedziała o Ulvarze! Pojęcia nie miała o podejmowanych przez niego w lesie próbach odgadnięcia, co w nim jest szczególnego. Od czasu do czasu udawała mu się przez przypadek jakaś magiczna sztuczka, choć nie zdawał sobie sprawy, skąd mu się to bierze ani jak zdołał tego dokonać. Od czasu do czasu widywał też istoty niewidoczne dla innych albo wiedział o czymś, o czym nikt mu nie mówił. Nie potrafił jednak w żaden sposób uporządkować ani skoordynować tych obcych i przerażających zjawisk. I właśnie dlatego był podwójnie niebezpieczny! Uczeń czarnoksiężnika, który nie panuje nad swoją sztuką, może być śmiertelnie niebezpieczny dla innych.
Читать дальше