Zebrani drgnęli. Skąd on może wiedzieć, czy to będzie chłopiec, czy dziewczynka?
Marco pożegnał się już ze wszystkimi. Stanął jeszcze na moment przy zwłokach brata.
– Zajmiemy się nim – powiedział Viljar. – Będzie miał godny pogrzeb. I spocznie wśród swoich przodków.
– Dziękuję – odparł Marco i ruszył w stronę lasu.
– A nie zabierzesz swoich rzeczy? – zawołała za nim Malin, pociągając nosem.
Odwrócił się i potrząsnął głową, a jego czarne loki tańczyły wokół twarzy. Nigdy nie widzieli nic równie pięknego jak ten uśmiech, który posłał im na pożegnanie.
Wkrótce zniknął za zabudowaniami.
W lesie na wzgórzach czekały na niego dwa czarne anioły.
– Bądź pozdrowiony, Marco – powiedziały. – Twoi rodzice są bardzo z ciebie zadowoleni.
– Ale musiałem zabić własnego brata – rzekł z rozpaczą.
– To było nieuniknione. Ulvar miał w swoich żyłach zbyt dużo krwi Tengela Złego. Nie mogliśmy go pokonać, bo był wybrańcem złych mocy. A Tengel jest silny, wiesz o tym. Silniejszy niż większość mocy na tym świecie i poza nim.
– Mimo to moje serce jest ciężkie.
– Wiemy o tym. Twoi rodzice również są w żałobie.
– Dlaczego pozwoliliście mu działać tak długo?
W ciemnych oczach jednego z czarnych aniołów pojawił się wyraz zamyślenia, jakby spoglądał w przyszłość.
– To dziecko, które dziewczyna nosi, będzie miało wnuka…
– Ach, tak – rzekł Marco po krótkiej pauzie. – A wtedy godzina wybije?
– Wtedy Ludzie Lodu uzbroją się do walki z Tengelem Złym. Jak więc widzisz, czas się zbliża.
– Ale Ludzie Lodu nie będą musieli walczyć sami?
Czarny anioł uśmiechnął się tajemniczo.
– Nie. Nie będą musieli walczyć sami. Ale też pomoc będzie niezbędna. Nigdy ten świat nie widział równie potężnej i strasznej siły jak Tengel Zły, ten, który był dość odważny i wytrwały, by dotrzeć do Źródeł Życia i napił się tam wody zła.
Milczeli przez chwilę. Tu w górze las szumiał ponuro.
Marco westchnął.
– A ja? Co ja mam teraz robić?
– Teraz zaczyna się twój czas nauki, Marco.
Młody człowiek wyprostował się.
– Jestem gotów. Prowadźcie mnie tam, gdzie macie życzenie!
A na dole w Lipowej Alei Henning otwierał drzwi przed zdruzgotaną Agnetą.
Przeżyli długie i bardzo trudne chwile na drodze do Christianii. Przesiedzieli ponad godzinę nad rowem, przekonując się nawzajem, obwiniając siebie samych o to, co zrobili lub czego nie zrobili, tłumacząc szeptem trudne sprawy. Wiele łez zostało wylanych w ciągu tej godziny. Okazano wiele wyrozumiałości i ciepła. Rumieńce wstydu wypływały na policzki Agnety i znikały, samotność i rozpacz pojawiały się na przemian z zakazaną, ale coraz silniejszą nadzieją.
Teraz Henning zapraszał ją serdecznym gestem, by weszła do domu w Lipowej Alei.
Agneta pochyliła głowę i starała się odwzajemnić jego uśmiech. Czuła dla niego bezgraniczną wdzięczność, lecz akurat w tej chwili nie była w stanie okazać innych uczuć oprócz rozpaczy.
Razem z Agnetą ten próg przekraczała wnuczka Sagi. To był jej dom, Lipowa Aleja, stara siedziba rodu.
***