Ulvar poczuł, że coś w nim pęka. Jęknął, miał wrażenie bolesnej samotności, kolana się pod nim ugięły i ku swemu wielkiemu zawstydzeniu wybuchnął rozdzierającym płaczem. To te oczy go złamały, te przeklęte oczy pełne współczucia. Czuł bliskość Marca, zorientował się, że ukochany brat pomaga mu wstać i mocno tuli do siebie, nigdy jeszcze Ulvar nie doznał niczego tak wspaniałego, cudownego i… pięknego!
Wrócił do domu!
Kolgrimowi, który osiągnął wiek zaledwie czternastu lat, też popłynęły z oczu łzy. Nie płakał tak rozdzierająco jak Ulvar, raczej jak dziecko, którym nigdy nie przestał być. Szlochał: „Babciu, babciu”. Oszołomiona Sol musiała odnaleźć się w babcinej roli, choć uważała, że jest na to zdecydowanie za młoda. W chwili śmierci miała wszak zaledwie dwadzieścia trzy lata.
To nie może się dobrze skończyć, z niedowierzaniem pomyślał Ian, ale wszystko wskazywało na taki właśnie finał. Obaj chłopcy byli zupełnie wyprowadzeni z równowagi i kiedy Marco wreszcie odważył się na pytanie, co uczynili z Tovą i Gabrielem, Ulvar spróbował zebrać się na odpowiedź.
Słów nie był w stanie z siebie wydusić, ale gestami dał im do zrozumienia, że sam oszołomił oboje.
– A więc uwolnij ich! – W głosie Nataniela nie było cienia wrogości.
Ulvar kilkakrotnie głęboko odetchnął, a potem przesunął dłonią po twarzach Tovy i Gabriela. Ian uklęknął przy Tovie i przytrzymywał ją, kiedy wracała do przytomności, Nataniel zajął się Gabrielem.
Halkatla podczas całego zajścia trzymała się nieco z tyłu, w każdej chwili gotowa do ucieczki. Ulvar jednak potrząsnął głową, dając znak, że nie ma się już czego z ich strony obawiać.
Wreszcie Ulvar zdał sobie sprawę, na co się porwali.
– Jesteśmy straceni! – zawołał. – Kiedy mój pan i władca się o tym dowie…
– Nie dowie się – spokojnie odrzekł Nataniel. – A nawet jeśli tak, to będzie już za późno.
Po cichu zaczął naradzać się z Runem. We dwóch odeszli kilka kroków na bok.
– Oni nie mogą iść z nami, są zbyt niebezpieczni – stwierdził Nataniel. – Musimy też chronić ich przed Tengelem Złym. Ale jak?
– Może Tula? – podsunął Rune.
– Ale nie w miejscu, gdzie byliśmy tamtej nocy, nie możemy zostać odkryci – zastanawiał się Nataniel. Nazwy Góry Demonów nie chciał wymówić na głos.
– Myślałem o tym, by poprosić ją o radę.
– Dobrze, zróbmy tak.
Prędko wezwał Tulę. Potężny huk wstrząsnął powietrzem. Nie przybywała sama.
Ulvar i Kolgrim zdumieni przyglądali się czterem demonom, które zawsze jej towarzyszyły. Ian również cofnął się na ten widok. Co prawda wiele przeżył w ciągu ostatnich dni, ale to już przekraczało wszelkie granice. Poczuł, że serce niepokojąco mocno wali mu w piersi.
– Co to, do stu piorunów…? – wykrzyknął Kolgrim, który nie przeżył nic od momentu śmierci w Dolinie Ludzi Lodu do chwili, gdy został wezwany, by wśród splątanej górskiej wierzby pojmać Halkatlę.
Ulvar także nie zetknął się nigdy z demonami. Owszem, widywał wilki Marca i raz przewiózł łodzią Tengela Złego. Demony natomiast były mu całkiem obce.
A było czemu się przyglądać. Wyniosłe, lodowate, przerażające istoty. Zielonowłosy Astaros, Rebo o rogach wołu, Lupus z uszami płasko przylegającymi do głowy i Apollyon z wygiętymi w piękny łuk rogami jelenia.
Nataniel znów był taki jak zawsze.
– Jak to zrobiłeś? – spytał go Rune, kiedy podążali na spotkanie Tuli.
– Nie było to świadome działanie – odparł Nataniel, także zdziwiony. – Po prostu samo napłynęło. Takie ogromne współczucie dla tych biednych dzieci, urodzonych pod znakiem zła bez ich winy. Tak, widziałem w nich dzieci, bez matki, bo swoim przyjściem na świat odebrali matkom życie. Bliski byłem płaczu z ich powodu. A potem napłynęła miłość, jakiej nigdy jeszcze w takim natężeniu nie doznałem. Miałem wrażenie, że staję się płomieniem czułości i sympatii dla nich. Tylko tyle.
– Najwidoczniej dość – stwierdził Rune.
Przywitali się z Tulą i zrelacjonowali ostatnie wydarzenia.
– Wiemy już o tym – odrzekła Tula. – Obserwowaliśmy wszystko i cała nasza piątka miała nadzieję w końcu się włączyć. A więc chcecie ich gdzieś umieścić, tak aby nie dosięgła ich zemsta Tengela Złego? To bardzo rozsądne, oni bowiem nie mogą uczestniczyć w decydującej bitwie.
– Właśnie. Ale nie możemy umieścić ich… tam, gdzie przebywają dzieci Ludzi Lodu?
– To absolutnie niemożliwe! Ale mamy inne miejsce równie dobrze ukryte przed wiecie kim.
Porozmawiała po cichu z czworgiem swych skrzydlatych przyjaciół. Demony pokiwały głowami i wszyscy razem wrócili do Ulvara i Kolgrima, którzy wyglądali na śmiertelnie przerażonych.
– Zostaniecie teraz zaprowadzeni do miejsca, gdzie Tengel Zły was nie odnajdzie – powiedział Nataniel. – Nie, nie bójcie się, demony nie chcą was skrzywdzić. Ruszajcie wraz z nimi bez strachu. A gdy nastanie czas, zostaniecie wypuszczeni.
Nikt nie wypowiedział tego, o czym wszyscy myśleli: jeśli godzina wolności kiedykolwiek wybije.
Rune spytał cicho:
– No tak, bo chyba nie trzeba ich całkowicie wyeliminować?
– Nie – uspokoił go Nataniel, zerkając na Sol i Marca. – Nie, teraz nie możemy tego zrobić.
Widzieli łzy w oczach Sol i Marca. Widzieli błagalną prośbę, by uchronić ich najbliższych krewnych przed zemstą złego przodka.
Ulvar i Kolgrim nadal z nieskrywanym przerażeniem przypatrywali się czterem demonom.
– Możecie z nimi bezpiecznie iść – uśmiechnęła się Tula. – A raczej lecieć.
I zanim Ulvar i Kolgrim zdążyli się obejrzeć, już unosili się w powietrzu, niesieni między skórzastymi skrzydłami, oddalając się od górskiego pustkowia.
– No, to by było na tyle – rzekła Tula, która spokojnie stała na miejscu. – Co teraz robimy, jakie mamy możliwości?
– Sądziłem, że twoi przyjaciele nigdy cię nie opuszczają – zdziwił się Nataniel.
– Bo to prawda. Demony niedługo wrócą. Wszyscy jesteśmy spragnieni udziału w walce z Tengelem Złym.
– Ale czy ty nie powinnaś się zajmować dziećmi Ludzi Lodu?
– Dzieci mają się świetnie. Demony o końskich głowach opiekują się nimi tak troskliwie, jakby były ich własnym potomstwem. Mam wolną rękę i mogę robić co mi się podoba. Jak się mają sprawy?
– Przyznam, że rysuje się przed nami jaśniejsza perspektywa – stwierdził Nataniel. – Wyeliminowaliśmy sporo jego popleczników. Erlinga Skogsruda. Ulvara i Kolgrima. Halkatla przeszła na naszą stronę. Oddział hiszpańskich najemników został rozrzucony na cztery wiatry, ich los podzieliły także małe diabły, olbrzymie nietoperze i najprawdopodobniej również większość jego żyjących sprzymierzeńców, tak zwana piechota. Pokonaliśmy nawet Shamę!
– To rzeczywiście nieźle brzmi – uśmiechnęła się zadowolona Tula. – Droga przed nami powinna być wolna. Zbliżamy się do celu, przyjaciele.
W oczach zapłonęła im nadzieja. Poradzili sobie z najgorszym.
Tylko Rune nie dał się ponieść emocjom. Spojrzał w górę na niebo.
– Noc niedługo zapadnie.
– Ee – skrzywiła się na to Halkatla. – Wieczory są teraz jasne.
– Ale Gabriel ma za sobą ciężki dzień – wtrącił Ian.
– Spałem w samochodzie – pospiesznie zapewnił Gabriel.
A więc postanowione. Pójdą dalej, nie mają nic do stracenia. Miejsce, w którym się znajdowali, było ponure.
Zebrała się ich teraz dość liczna gromada, bowiem Sol. i Ulvhedin towarzyszyli swym podopiecznym już otwarcie, z czego wszyscy bardzo się cieszyli.
Читать дальше