Margit Sandemo - Odrobina Czułości
Здесь есть возможность читать онлайн «Margit Sandemo - Odrobina Czułości» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Odrobina Czułości
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Odrobina Czułości: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Odrobina Czułości»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
A w samym środku tej walki Tova przeżyła swój pierwszy i być może jedyny romans w życiu…
Odrobina Czułości — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Odrobina Czułości», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Znowu podjęli poszukiwania. Próbowali odnaleźć Tovę w miejscu, gdzie była jeszcze przed chwilą, szukali po bokach i z tyłu, ale teraz już nikogo nie pozostawiali samego. Zniknęło dwoje najniższych, więc pilnie baczyli na Halkatlę, którą od czasu do czasu także całkiem kryły wierzbowe krzewy. Halkatla przyszła wszak na świat wtedy, gdy ludzie na ogół nie osiągali zbyt wysokiego wzrostu. Była też mniejsza od pozostałych z racji płci.
Wreszcie się zatrzymali i rozejrzeli dokoła. Słychać było jedynie ich zmęczone, świszczące oddechy. W swych twarzach mogli wyczytać nawzajem desperację i rozpacz.
– Ulvhedinie! – krzyknął Marco. – Gdzie jest Gabriel? Sol! Gdzie Tova?
Nie doczekali się jednak żadnej odpowiedzi.
Rune starał się zachować spokój.
– Bez względu na to, gdzie jest Tova i Gabriel, ich opiekunowie są z nimi. A zatem, jeśli nas nie słyszą, muszą być gdzieś daleko.
Wszyscy czworo byli bliscy płaczu.
– Nędzni tchórze! – rozległo się nagle ochrypłe wołanie, dochodzące zza ciągnących się przed nimi pagórków. W tym samym momencie zasłona śniegu przesłoniła im widok.
Popatrzyli po sobie.
– Kto to był? – spytał Ian.
Twarz Marca pokryła się kredową bladością, zanim jednak zdążył odpowiedzieć, usłyszeli:
– Chcecie ich? No, to po nich przyjdźcie!
– To był inny głos – stwierdziła Halkatla. – Bardziej dziecinny.
– Idziemy – nakazał Rune.
Podjęli na nowo mozolną wędrówkę. Zmęczeni i przygnębieni przedzierali się przez oporne krzaki, aż wreszcie dotarli do twardego podłoża.
Tam zobaczyli Sol. Stała odwrócona do nich plecami, zajęta rozmową z dwoma niezwykłymi istotami. Kiedy do niej podeszli, odwróciła się. Twarz miała niezwykle surową, ściągniętą powagą. Z jej oczu zniknął zwykły szelmowski błysk.
– Marco, ty i ja daliśmy się złapać w najgroźniejszą w naszym życiu pułapkę. Sami sobie z tym nie poradzimy, przyjacielu. Dlatego wezwano Nataniela, wkrótce powinien tu być.
Ian patrzył na nich zdziwiony. Wydawało mu się, że Marco z tych dwu mężczyzn jest silniejszy. Nataniela traktował jako niepoprawnego marzyciela, nikogo więcej.
Teraz jednak zrozumiał, że i Marco ma swoje słabości. Piękny mężczyzna wpatrywał się w dwie nieduże istoty, oddychając szybko, z trudem. Ian usłyszał, jak szepcze: „Nie, nie, nie mam na to sił!”
– Prawda? – powiedziała do niego Sol.
Dla Iana ostatnie pół godziny było bardzo trudne. Zniknęła Tova i to zmusiło go do zastanowienia się nad uczuciami, jakie dla niej żywił. Jeszcze całkiem niedawno wmawiał sobie, że Tova i on są wyłącznie kompanami, bardzo dobrymi przyjaciółmi, którzy z pewnych szczególnych względów postanowili iść razem do łóżka. Zdecydowali się jednak na ten krok świadomie i na trzeźwo, bez gorętszych uczuć.
Teraz, ku swemu zdumieniu, był napięty jak struna, targał nim lęk o dziewczynę. I ogromnie mu jej brakowało. Pokochał ją! Jak mocne jest to uczucie, nie był w stanie ocenić, ale jasne się stało, że znaczy ona dla niego więcej niż przypuszczał.
A teraz…? Tova i Gabriel leżeli nieprzytomni na ziemi przed dwiema małymi bestiami. Mniejsza z nich przyłożyła wąski, ostry sztylet do niczym nie osłoniętego gardła dziewczyny. Nie było wątpliwości, że go użyje, jeśli uzna, że tak trzeba.
Ian Morahan poczuł, jak żelazna obręcz zaciska mu się wokół serca. Pragnął odzyskać Tovę. Życie bez niej wydało mu się nagle nieznośne.
Nareszcie przyjrzał się dwóm złym istotom. Byli to młodzi chłopcy. Stojąc w bezpiecznej odległości, naśmiewali się z nich pogardliwie. Jeden, niemal rówieśnik Gabriela, jednocześnie brzydki i ładny, miał wyrazistą twarz, z żółtych oczu bił ogrom zła. Obaj młodzi ludzie byli do siebie niezwykle podobni, tylko temu drugiemu, starszemu – może dwudziestolatkowi – brakło choćby śladu fascynującej urody młodszego. Stanowił uosobienie brzydoty, jego ciało wydawało się sękate, jakby pokurczone. Niewysocy, z powodzeniem mogli się obaj skrywać wśród karłowatych wierzb.
– Coście zrobili Tovie? – zawołał zrozpaczony Morahan. – I małemu Gabrielowi?
Jeden z młodzieniaszków brutalnie dźgnął Tovę czubkiem buta.
– Macie tu te swoje śmiecie. Możecie je dostać. Za Halkatlę.
– Oczywiście! – Halkatla natychmiast zrobiła krok do przodu.
Rune mocno złapał ją za ramię i przytrzymał.
– Nie idź tam! Tengel Zły wyśle cię do Wielkiej Otchłani.
– Ale…
Rune gestem nakazał jej milczenie.
Marco sprawiał wrażenie kompletnie niezdolnego do działania. Ian nigdy jeszcze nie widział człowieka, na którego twarzy malowałaby się taka rozpacz.
Spostrzegł jednak coś jeszcze. Na pagórku za dwiema okropnymi istotami stał Ulvhedin, opiekun Gabriela. Wydawało się jednak, że olbrzym nie śmie niczego przedsięwziąć, obawiając się ryzykować życie chłopca.
I wtedy zjawił się Nataniel. Wyłonił się z zamieci śnieżnej, szalejącej między szczytami.
Jego przybycie najwyraźniej nie poruszyło wrogów, ale z piersi Marca wyrwało się westchnienie ulgi.
– Nie będę pytał, skąd przychodzisz – rzekł. – Ale wiedz, że jesteś naprawdę wytęskniony.
– Rozumiem – odparł Nataniel, obrzucając wzrokiem dwóch groźnych młodzieniaszków.
Zwrócił się bezpośrednio do jednego z chłopców.
– Ulvarze! Wysłuchaj mnie!
– Dlaczego miałbym cię słuchać, ty durniu – odezwał się starszy chłopak chrapliwym, wyrażającym najwyższą pogardę głosem. – Niech Marco po nich przyjdzie, jeśli ma dość odwagi!
Marco zasłonił twarz dłońmi.
– Dobrze wiesz, że nie może tego zrobić – spokojnie odpowiedział Nataniel. – Wiesz, że nigdy nie przeżył nic straszniejszego niż to, że musiał cię wtedy zabić, swego własnego brata bliźniaka. Nigdy nie potrafił się z tym pogodzić i nigdy nie będzie mógł jeszcze raz wystąpić przeciwko tobie.
– Wiem, wiem – zachichotał Ulvar. – Tengel Zły nie przewidział, jaki szczęśliwy zbieg okoliczności nas czeka.
– A ty, Kolgrimie – Nataniel zwrócił się do mniejszego z chłopców. – Wiesz chyba, że jesteś jedynym wnukiem Sol?
– Pewnie, że wiem – agresywnym tonem odparł chłopak. Głos jego świadczył, że akurat przechodzi mutację.
– Dlatego Sol nie może wyrządzić ci krzywdy.
– No właśnie… Więc dawajcie Halkatlę – zimno nakazał Ulvar.
Marco odsłonił twarz.
– Ulvarze – poprosił. – Czy nie możesz mi wybaczyć tego, co ci zrobiłem?
Ulvar nie odpowiedział. Patrzył na brata lodowatym wzrokiem. Zawieja dotarła już do nich, niesiony wichrem śnieg ciął po policzkach, ciała Gabriela i Tovy pokryły się warstewką białego puchu.
Nataniel podszedł o krok bliżej.
– Kolgrim…Kogo podziwiałeś najbardziej na świecie?
– Tengela Złego, to przecież jasne!
– Nie. Był ktoś, kogo wielbiłeś ponad wszystko, choć nigdy nie poznałeś tej osoby. Była nią twoja babka, czarownica Sol.
– Eee – drwiąco odparł Kolgrim, ale czy w jego głosie nie dało się wyczuć odrobiny niepewności?
– A kto pomógł ci odnaleźć skarb Ludzi Lodu? Właśnie Sol. Przypominasz to sobie?
– Głupia gadka – prychnął Kolgrim, ale unikał wzroku Nataniela. Nie chciał też spojrzeć w oczy Sol.
Piękna wiedźma natomiast wybuchnęła jak beczka prochu.
– Słuchaj no, mój mały łobuziaku! Czy to nie ja strzegłam cię przez całe twoje życie? Czy nie ja byłam z ciebie dumna, gotowa zawsze spieszyć z pomocą bez względu na to, jak haniebnie się zachowałeś? A teraz spotykam małego podłego tchórza, który jest chłopcem na posyłki Tengela Złego! Widziałeś go? Widziałeś ten ohydny jęzor, wąchałeś cuchnący oddech? Gdybyś przyłączył się do nas, poznałbyś fantastyczne, baśniowe istoty, przeżył niesamowite przygody. Ty jednak musiałeś go usłuchać, a on pogrążył cię we śnie, w którym trwałeś przez ponad trzysta lat. W tym czasie ja i wszyscy inni żyliśmy sobie w wolnym świecie duchów, doskonale się przy tym bawiąc.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Odrobina Czułości»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Odrobina Czułości» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Odrobina Czułości» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.