– Tak. Pamiętasz, co powiedział Ulvhedin w Górze Demonów? Że kiedyś ujrzał coś w witrażu Benedykta, coś, czego nie mógł do końca zrozumieć. Jesteś jedyną dotkniętą, która po nim zamieszkała w Lipowej Alei. Ulvhedin zresztą był tu wtedy tylko z wizytą. Czy ty coś zauważyłaś?
– Tak – odparła Benedikte bez wahania. – Natychmiast zareagowałam, słysząc słowa Ulvhedina. Przypomniałam sobie, że od czasu do czasu widywałam jakiś ruch za tym oknem, ruch czegoś, czego tam nie dostrzegałam. Kiedy bowiem przystawałam, chcąc przyjrzeć się uważniej, nic tam nie było. Doszłam więc do wniosku, że to tylko odbicia światła.
– Najprawdopodobniej tak właśnie jest. Ale i ja spróbuję na to zerknąć.
– Uważam, że powinieneś tak zrobić. Zostawię cię teraz samego. Do zobaczenia, Natanielu.
Benedikte zniknęła. Nataniel powoli podszedł do witraża. Szesnasty wiek, pomyślał. Dzieło kościelnego malarza, podarowane jednemu z jego uczniów, niezwykle uzdolnionej Silje córce Arngrima…
Co mógł skrywać taki witraż?
Za szklaną taflą roztaczał się widok na aleję lipową, starą, kochaną aleję. Widać też było kawałek płotu, fragment lasu i nowe domy w parafii.
Wszystko bardzo zwyczajne.
Nataniel oddalił się trochę, a potem przeszedł mijając witraż tak, jak musiała to robić Benedikte.
Tak!
Coś tam było!
A więc musiało chodzić o zmienne odbicie światła, kiedy przesuwało się po nim wzrok. Nic więcej.
Ale Nataniel tak łatwo się nie poddawał. Czy nie był siódmym synem… i tak dalej, i tak dalej? Jeśli ktoś miał tu się czegoś dopatrzyć, to był to właśnie on!
Tym razem podszedł bardzo blisko do szklanej mozaiki. Zaglądał kolejno w poszczególne kolorowe fragmenty.
Jeden po drugim.
Tutaj.
Czy tu czegoś nie ma? W tym narożniku?
Coś zamigotało, nerwowo, i zniknęło jakby przerażone.
Teraz jednak jego uwaga jeszcze bardziej się wyostrzyła.
– Potrafię to zobaczyć – przekonywał sam siebie, monotonnie powtarzając słowa. – Potrafię to zobaczyć, potrafię to zobaczyć, potrafię…
Znów się ukazało! Tym razem wyraźniejsze, ale tylko w dolnym lewym rogu.
Twarz? Czyżby to była jakaś twarz?
Ale tło za nią było inne niż w rzeczywistości.
– Pokaż się jeszcze – szepnął. – Wróć!
Jakie to dziwne! Dostrzegł teraz tło, to nierzeczywiste. To był… to był… górski płaskowyż?
Obraz znów zniknął.
Naprawdę był to górski płaskowyż, tylko jakby widziany z góry.
Twarz! Ponownie się ukazała. Nataniel starał się ją przytrzymać, ale prędko zamigotała i znów zniknęła. Dostrzegł, że była zwrócona w górę! W górę, w stronę kolorowej szybki. Jak gdyby ściana z witrażem umieszczona była poziomo, a Nataniel patrzył w dół na górski płaskowyż i na stojącego na nim człowieka, spoglądającego w górę. Widział zadartą głowę i ramiona.
– Wróć! Pokaż się jeszcze raz! – prosił.
Nie musiał długo czekać. W narożniku witraża znów pojawiła się twarz. Oblicze kobiety o ciemnych, rozszerzonych przerażeniem oczach. Zdążył to zobaczyć, zanim obraz zniknął.
Z początku, wiedziony próżną nadzieją, sądził, że to Ellen, ale nic się niestety nie zgadzało. Dziewczyna ukazująca się na witrażu miała ciemniejsze włosy, oczy i skórę. I była znacznie młodsza…
Postanowił jeszcze zaczekać. Tym razem zajęło to więcej czasu.
Górski płaskowyż? Ona patrzyła w górę. W górę na róg witraża.
Obraz nie chciał powrócić, Nataniel przez kolorową szybkę widział teraz tylko pejzaż wokół Lipowej Alei.
Błagalny wzrok?
Prośba o pomoc.
Odszedł od okna i usiadł na staroświeckiej kanapce w hallu. Próbował systematycznie odtworzyć historię szklanej mozaiki.
Zrozumiał bowiem, że ujrzał coś naprawdę niezwykłego.
Zawołał Andre i Mali. Kiedy przyszli, opowiedział o tym, co go spotkało, i jakie ma przypuszczenia.
Andre z powagą kiwał głową.
– Uważasz więc, że coś na trwałe wryło się w szkło. Obraz dziewczyny wpatrującej się w leżącą szybę. Podobnie jak na całunie turyńskim odcisnęła się twarz cierpiącego Chrystusa?
– Coś w tym rodzaju – odparł Nataniel. – Dlatego właśnie zastanawiam się teraz nad historią witraża. Kiedy leżał poziomo? I na tyle wysoko, by mógł się pod nim zmieścić człowiek? Nieduży człowiek. Dziewczyna, którą ujrzałem, była bardzo delikatnej budowy.
– Witraż został zabrany do Doliny Ludzi Lodu – przypomniała Mali. – Załadowany na…
– Nie! – wykrzyknął Andre. – Owszem, masz rację, Mali, ale myślę, że to nie wtedy się stało. Bo wówczas wszędzie był śnieg, a ty przecież śniegu nie widziałeś, prawda, Natanielu?
– Nie, to mogło być dość późne lato. Ale trudno to określić. Chcesz powiedzieć, że…
– Tak. Podczas ucieczki z Doliny Ludzi Lodu, wtedy witraż leżał na grzbiecie konia.
Nataniel w jednej chwili go zrozumiał.
– A to wyjaśnia, dlaczego widać jej obraz tylko w jednym rogu witraża. Tylko tyle wystawało poza grzbiet zwierzęcia.
– Czy to Sol zobaczyłeś? – zastanawiała się Mali. – Czy też Silje? A może małą Liv?
– Nie, to nie była żadna z nich. Najbardziej przypominała Sol, ona przecież była ciemna jak noc, ale Sol miała wówczas zaledwie sześć lat i to się nie zgadza. Dziewczyna, którą widziałem, musiała być co najmniej o dziesięć lat starsza.
Mali podsumowała:
– Tak więc jakaś młodziutka dziewczyna, delikatnej budowy, zwróciła się do nich o pomoc, kiedy uciekali z Doliny podążając ku przełęczy między szczytami…
– Tak, miałem wrażenie, że płaskowyż leżał dość wysoko w górach.
– A błaganie było tak intensywne, że jej obraz wraził się w szkło…
– Ale oni jej nie widzieli – wtrącił Andre.
– Może powinniśmy wezwać Tengela Dobrego i jego zapytać? – zastanawiała się Mali.
Nataniel siedział milczący.
– Nie – stwierdził w końcu cichym głosem. – Nie, oni jej na pewno nie widzieli. Nie mogli jej zobaczyć. Ale mam ochotę wezwać kogoś innego…
– Masz rację – przytaknął mu Andre, który zaczął rozumieć, do czego zmierza Nataniel. – Zrób to, Natanielu, ty, który potrafisz.
– Ale jeśli coś się nie powiedzie? Jeśli ona się już nie ukaże?
– Nie potrafiłbyś narysować tej twarzy?
Nataniel zmieszał się.
– Marny ze mnie rysownik. Obawiam się, że próba zakończyłaby się niepowodzeniem.
– Wezwij ich – życzliwie doradziła Mali. – Myślę, że jeśli tego nie zrobisz, będzie im przykro. Przygotujemy ich na ewentualne rozczarowanie.
Nataniel pokiwał głową. Mógł wezwać duchy przodków bez pośrednictwa Tengela Dobrego, ale postanowił tego nie wykorzystywać.
Opowiedzieli Tengelowi o swoich przypuszczeniach, a on natychmiast się tym zainteresował.
– Nigdy jej nie widzieliśmy – potwierdził. – Ale ta teoria jest ciekawa. Spróbujmy. Poproszę ich o przybycie.
Wkrótce dołączyli do nich Targenor i Dida, w małym hallu zaczęło się robić ciasno.
– Może Andre i ja powinniśmy wyjść? – zaproponowała Mali.
– Nie, nie – uspokoił ich Tengel Dobry. – Jest jeszcze dość miejsca.
Nataniel powitał Didę i Targenora, a potem opowiedział im, co ujrzał. Wyjaśnił także, że Ulvhedin i Benedikte także coś widzieli, lecz bardzo niewyraźnie, a wtedy Tengel przypomniał sobie, że i on kiedyś dostrzegł coś w witrażu, ale, jak wszyscy inni, przypuszczał, że to jakaś nierówność w szkle, która migoce, gdy zmieni się kąt patrzenia na mozaikę.
Читать дальше