Vinnie oniemiała. Rikard niemal mógł czytać w jej myślach. Miał do czynienia z kobietą nienawykłą do rozmowy. Otworzyć się przed obcym w rozmowie telefonicznej to jedno, a stanąć twarzą w twarz z osobą, której się zwierzyło, to zupełnie coś innego.
Przez głowę niczym błyskawica przemknęło mu wspomnienie z dzieciństwa, kiedy wyznał coś któremuś z dorosłych. „To zostanie między nami” – zapewnił go wtedy tamten człowiek, a Rikardowi słowa te przyniosły ulgę i poczucie bezpieczeństwa.
– Vinnie, do tego, co jest między nami, nikt inny nie może się wtrącać. Wiedz, że nie powtórzę nikomu, o czym mówiliśmy, a więc, na miłość boską, nie bój się mnie! Sprawiłabyś mi tym naprawdę ogromną przykrość. I zobaczymy się tylko na moment, jeśli w ogóle znajdę taką fotografię i przyjdę. Czy zgadzasz się na to?
– Taak – odszepnęła.
– Ale tylko jeśli nie będzie za późno – powtórzył. – W przeciwnym razie zjawię się rano. Dobranoc, Vinnie, i uważaj na siebie!
– Dobranoc – usłyszał jej szept. – Dziękuję!
Rikard westchnął i po odłożeniu słuchawki jeszcze przez chwilę stał przy telefonie. Przyszła mu do głowy myśl o „złamanej duszy” i ogarnęła go ochota, by wytrząsnąć cały egoizm z ciotki Kammy.
Wkrótce potem wyruszyli do domu sióstr Johansen.
W środku zastali wnętrze, jakiego Rikard się spodziewał. Umeblowane konwencjonalnie, nieco po staroświecku, bez wyraźnego stylu, z brokatowymi obiciami w salonie i wszechobecnymi haftami na ścianach, stołach i poduszkach. Wyczuwał jednak, że mieszkały tu dwie osoby o bardzo różnych charakterach, jedna staranna i ostrożna, druga beztroska, korzystająca z uciech życia.
Ciało Olavy zostało już usunięte, jej zgon zresztą akurat w tej chwili nie interesował Rikarda, chciał jedynie odnaleźć jakiś ślad, zorientować się, gdzie zniknęła Agnes z psem.
Na komodzie w saloniku znalazł fotografię obu sióstr z rodzinami. Widać było, że nie jest najświeższa, ale wsunął ją do kieszeni. Rozpoczęli drobiazgowe poszukiwania.
Było to niełatwe zadanie. Agnes wydawała się tak anonimowa, że nikt nie zwrócił uwagi na jej parodniową nieobecność.
Pastor Prunck zaczął się niepokoić. Dochodziła już jedenasta, a żaden z członków sekty nie zdradzał ochoty, by udać się na spoczynek. Wszyscy w napięciu oczekiwali godziny zwycięstwa.
– Sądzi Pan, że to już się stało, pastorze? – spytała młoda Bjorg, która przez cały czas starała się trzymać blisko mistrza.
– Co takiego? – Pastor okazał zniecierpliwienie, bo akurat w tej chwili myśli zaprzątały mu jej obfite kształty.
– Unicestwienie, rzecz jasna – odparła, odrobinę zdziwiona.
– Nie wiem – odrzekł. – Nie wyjdziemy, by się o tym przekonać, dopóki ta doba nie upłynie.
– Och, oczywiście, to może być niebezpieczne – kiwnęła głową ze zrozumieniem.
Nie starał się nawet podjąć walki z pokusą przywołaną bliskością dziewczyny.
– Przyjaciele! – zawołał pochlebczo do ludzi zgromadzonych w sali. – W tej godzinie ważą się losy ziemi. Strzeżmy radości, jakie ofiaruje nam życie! Chwalmy Pana, radując się z bliskimi, którzy są tu z nami! A ty, kochana Bjorg, aż do ostatniej chwili pozostałaś nieufna, tak, tak, widzę to, chodź ze mną, pomodlimy się wspólnie o twoje zbawienie!
– Ależ ja wierzę w pana naukę, pastorze – zaprotestowała Bjorg, kiedy znaleźli się już w samym sercu schronu, czyli w ciasnym składziku.
– O, nie, dobrze wiem, że byłaś niegrzeczną dziewczynką. – Pastor Prunck żartobliwie trzepnął ją po palcach. – I za to twój mały tyłeczek dostanie lanie!
Bjorg z początku niczego nie mogła pojąć, ale kiedy ramię pastora otoczyło ją, niby po przyjacielsku, i przełożyło przez kolana, zachwycona zaczęła brać udział w zabawie.
– Nnie, myślę, że pan nie zdaje sobie sprawy, o czym pan mówi, pastorze – rzekła na wpół ze śmiechem wypinając się, by łatwiej mógł uderzać. Pastor podciągnął spódnicę dziewczyny i wymierzył jej kilka lekkich razów.
Zachichotała głośno, aż musiał ją uciszać, bał się, że któraś ze starych bab jeszcze się obrazi.
– Ależ, pastorze – powiedziała Bjorg wstając. – musimy chyba zachować powagę w godzinie, w której ważą się losy świata.
– Oczywiście, oczywiście – odparł popychając się ku stołowi. Za wszelką cenę nie chciał myśleć o zbliżającej się wielkimi krokami klęsce, nie chciał pamiętać, że do północy pozostała zaledwie godzina. – Oczywiście jestem poważny, ale teraz, kiedy świat ma zginąć, musimy wykorzystać tę chwilę szczęścia, jaka jest nam dana…
– Ale my przecież przeżyjemy – zauważyła Bjorg odrobinę rozsuwając nogi, by ułatwić dostęp dłoni pastora. Ułożył dziewczynę na stole, a ona chętnie na to przystała.
– Nic nam o tym nie wiadomo, Bjorg, nic nam o tym nie wiadomo – mamrotał. Pocąc się ściągał z niej solidne majtadały. – Nikt nie zna dróg Pana, a jeśli to jest nasza ostatnia chwila, musimy uczcić jego dzieło… Aaach!
– Oooach! – szeptała Bjorg. – O, pastorze!
Bjorg nie była dziewicą, chętnie pozwalała, by chłopcy w ciemne i chłodne wieczory dostawali to, czego chcieli, po bramach i mrocznych zaułkach między domami Halden. Pastor nie bardzo miał jej czym zaimponować, ale podniecająca była sama myśl, że oto bierze ją autorytet, mężczyzna poważany i szanowany. Było to bardzo szczególne, ekscytujące uczucie.
Pastor nie mógł prawie uwierzyć w swoje szczęście, że śliczna, cudowna Bjorg tak prędko uległa jego zalotom. Zorientował się, że moment ekstazy jest już blisko, napierał stękając, przed oczami zawirowały mu czerwone plamy, pot płynął strumieniem, stół trzeszczał, aż w pewnej chwili runął z okropnym, ogłuszającym hałasem. Bjorg zawyła i oboje zwalili się ciężko na podłogę w plątaninie rąk, nóg i połamanego drewna.
– Dzień Sądu! – zawołał ktoś w sali i drzwi do składziku zostały otwarte.
Oniemiali członkowie sekty wpatrywali się w kłębowisko na podłodze.
Sytuacji nie dawało się zrozumieć opacznie, była nad wyraz oczywista. Nogi Bjorg sterczały w górze, a między nimi tkwił Prunck. W oczy rzucał się jego jasnoróżowy tyłek, spodnie plątały się wokół łydek, pod kolanami obnażyły się mało romantyczne podwiązki, a szelki wiły się po podłodze niczym węże. Pastor na sekundę odwrócił głowę ku wyjściu, po czym z jękiem ukrył twarz.
Ktoś okazał się na tyle miłosierny, by zamknąć drzwi.
Nieduży atrybut pastora utracił swą prężność, przypominał teraz rozgotowaną kluskę. Oboje błyskawicznie poderwali się z ziemi i nie patrząc na siebie doprowadzili do ładu ubrania. Bjorg wybiegła i starając się nie dostrzegać szyderczych spojrzeń współwyznawców, schowała się w swojej przegrodzie. Pastor został w składziku, próbując dojść do siebie. Ominęło go spełnienie, ale nie to było najgorsze. Jak teraz będzie mógł występować z godnością wobec swoich uczniów?
O rozpaczy, cóż to za dzień!
Jedyne, co mogło go jeszcze uratować, ta zagłada zewnętrznego świata.
Czas jednak płynął, a nic się nie działo.
Ukradkiem jak najciszej nastawił radio.
– Bądź miłosierny, spraw, aby Dzień Sądu już się rozpoczął – mamrotał, osobliwie rozumiejąc pojęcie miłosierdzia.
Usłyszał jednak tylko słowa pożegnania na dobranoc i powtórzenie komunikatu. Poszukiwano Agnes Johansen, ostatnio widzianej z biało-brązowym szorstkowłosym terierem.
Nic mu to nie mówiło.
Читать дальше