– Może była w Halden tylko z wizytą? – podsunął najmłodszy.
Rikard skierował wzrok na niego.
– Chyba czyta gazety i słucha radia bez względu na to, gdzie jest?
Zmarszczył czoło i w zdumieniu przyglądał się młodemu policjantowi.
– Co się stało? – spytał chłopiec ze zdziwieniem. – Dlaczego tak na mnie patrzysz?
– Czyżby pamięć aż tak mnie zawodziła? Gotów bym przysiąc, że miałeś na szyi czerwony szalik!
Chłopak opuścił głowę.
– Ale przecież… co to, do licha…
Funkcjonariusz stwierdził w osłupieniu:
– Przecież ten szalik jest całkiem szary!
Rikard spojrzał w górę na latarnię.
– To żółte światło! Żółte światło, dlaczego nie wpadliśmy na to wcześniej? W jego blasku wszystkie kolory wydają się szare! Prawdopodobnie brązowy też wygląda jak szary, tak, popatrz na swoje rękawiczki, były brązowe, prawda?
– Tak – odparł chłopak. – A teraz są szare?
Przez chwilę stali w milczeniu.
– A więc to jednak była Agnes Johansen! – zawyrokował funkcjonariusz.
– Teraz najważniejsze, by ją odnaleźć. Ją i jej psa. Wydaje się, że zapadli się pod ziemię. Ale teraz wiemy przynajmniej, kogo szukamy!
Tej nocy sen nie był pisany Rikardowi Brinkowi i jego kolegom.
Należało zmobilizować wszystkie siły, by ustalić, gdzie znajduje się Agnes Johansen.
Najpierw jednak Rikard postanowił wygospodarować trochę czasu i zatelefonować do szpitala. Wiedział, że osoby odizolowane podlegają surowym restrykcjom, wolno im było poruszać się tylko w obrębie oddziału i nie mogły korzystać z telefonu, wspólnego dla wszystkich. Wiedział też jednak, jak bardzo rozmowa z kimś potrzeba jest Vinnie. Szalonemu pastorowi naprawdę udało się ją zastraszyć. Tego dnia wszak świat miał przestać istnieć, a ona znalazła się poza bezpiecznymi bramami świątyni pastora.
Nie interesowało go, co myśli i czuje Karen Margrethe Dahlen, ona miała dość sił, by samodzielnie dać sobie z tym radę. Vinnie natomiast sił nie miała, pozbawiła ją ich Kamma.
Pielęgniarka pełniąca nocny dyżur z początku nie chciała pozwolić Vinnie na odebranie telefonu, zwłaszcza że dziewczyna popadła w niełaskę, ośmielając się zadzwonić do Rikarda po południu. On jednak jakoś zdołał przekonać siostrę, że rozmowa z nim ma istotne znaczenie dla stanu pacjentki, i Vinnie wreszcie podeszła do telefonu. Musiała tylko owinąć słuchawkę ręcznikiem, by jej przypadkiem nie zakazić.
– Jak się miewasz, Vinnie? – zapytał ciepło. – Słyszałem, że do mnie dzwoniłaś.
– Boję się – wyznała żałośnie; Rikard potrafił nawet wyobrazić sobie, jak drży jej dolna warga.
– Boisz się, że się zarazisz?
– Nie, że świat się kończy. Dzisiaj. A ja zostałam odrzucona. Ciotka Kamma i ja jesteśmy wyklęte.
– Co na to ciotka Kamma?
– Nie wiem. Zamknęła się w swoim pokoju. Próbowałam z nią rozmawiać, ale ona nie chciała. Powiedziała, żebym poszła do diabła.
– Kochana Vinnie… Posłuchaj mnie uważnie! – poprosił Rikard stanowczo. – Owszem, grozi ci niebezpieczeństwo, nie będę temu zaprzeczać. Ale to niebezpieczeństwo jest znacznie bardziej realne, niż bzdury wygadywane przez jakiegoś samozwańczego pastora! Jest już po dziesiątej, Vinnie, na to, by jego szaleńcze proroctwa się urzeczywistniły, nie zostało więcej niż dwie godziny. Zapomnij o tym, on tylko blefuje, od początku do końca!
– Ale on sam w to wierzy – zaszlochała. – Doznał objawienia.
– To nonsens! Prawdopodobnie coś mu się przyśniło, może jakiś anioł, który mu to obwieścił. Ale czy ty sama nie miałaś proroczych snów, które jednak się nie spełniły?
– Tak.
Głos dziewczyny zabrzmiał tak żałośnie, że Rikarda ogarnęła ochota, by przytulić ją mocno i trzymać w ramionach do chwili, aż przepowiadany dzień sądu upłynie. Tego jednak nie wolno mu było robić.
Ku swemu wielkiemu zdziwieniu wyraził głośno to, co właśnie pomyślał.
– Naprawdę chciałbyś to zrobić? – spytała zdumiona, jak gdyby stwierdziła, że słońce spadło na ziemię. – I zostałbyś przy mnie? Och, dziękuję, mój drogi, jesteś taki życzliwy. Nie wiedziałam, że istnieją tacy dobrzy ludzie.
Rikard nie wiedział, czy potraktować określenie „dobry” jako komplement, czy też powinien poczuć się urażony. Tak bardzo chciał przecież być wielkim, silnym mężczyzną, opiekunem, ale dobry…? To brzmiało tak jakoś miękko, zupełnie niemęsko.
– Choć pastor oczywiście także był dla mnie dobry – wyszlochała, kiedy udało jej się stłumić kolejny atak płaczu.
– Doprawdy? – Rikard był sceptyczny w tej kwestii.
– Tak, on… – Zastanowiła się. – Nie, chyba jednak nie – stwierdziła. – Wydawało mi się, że jest dobry, bo w ogóle zauważał, że istnieję. Patrzył na mnie. Mówił do mnie. Zwłaszcza gdy dowiedział się, że…
Znów nie mogła mówić. Rikard słyszał, że wyciera nos. Już wcześniej opowiedział jej o testamencie, Vinnie rozmawiała też o tym z Kammą. Ciotka głośno, triumfalnie oznajmiła, że pastora nic a nic nie obchodziła Vinnie, tylko jej pieniądze.
– Gdy dowiedział się, że to ty dziedziczysz wszystko po babci? – dopowiedział Rikard.
– Tak. Ach, jak to boli!
– Boli, że tak się na nim zawiodłaś?
Vinnie oddychała głęboko, najwidoczniej starała się nad sobą zapanować.
– Nie – odpowiedziała wreszcie. – Ale był jedynym człowiekiem, który się do mnie odzywał.
– Czy ty… czy ty byłaś w nim zakochana?
– W pastorze Pruncku? Nnie, chyba nie – odparła z namysłem. – On mnie… przytłaczał.
– Bardzo trafnie się wyrażasz, Vinnie.
– Naprawdę? – zdumiała się. – Ciotka Kamma zawsze powtarza, że nie potrafię się wyrażać jak należy!
– Twoja ciotka postanowiła za wszelką cenę cię zniszczyć, czy tego nie rozumiesz?
– Tak, chyba zaczynam to dostrzegać, po tym jak i ona została tak źle potraktowana przez tego… tego…
– Powiedz to wreszcie, zobaczysz, ulży ci!
– Przez tę nadętą bułę! – powiedziała Vinnie z przekonaniem.
– Brawo! Tak to powinno brzmieć.
Głos dziewczyny znów posmutniał, zgasł jak zwiędły kwiat.
– Ale Bóg odwrócił się ode mnie.
W głosie Rikarda pojawiła się czułość.
– Nie wolno ci tak myśleć! Jeśli ktoś się od ciebie odwrócił, to Prunck, na pewno nie Bóg.
Vinnie znów zaczęła pociągać nosem i wytarła go. Zajęło to nieco czasu, musiała pewnie otrzeć także łzy. Potem powiedziała schrypniętym ze wzruszenia głosem:
– Wiesz, nigdy nie było nikogo, z kim mogłabym porozmawiać. Nigdy też nie umiałam rozmawiać, tak jak teraz z tobą.
Próbowała się roześmiać, ale udało jej się to tylko w połowie.
– A nie wiem nawet, jak ty się nazywasz!
– Przepraszam, nie pomyślałem o tym! Mam na imię Rikard. Rikard Brink. A jeśli chcesz poznać moje pełne nazwisko, to brzmi ono Rikard Brink z Ludzi Lodu.
– O? – wyraźnie jej zaimponował. – Jakie to piękne nazwisko!
Pierwszy raz ktoś określił jego nazwisko jako piękne. Najczęściej spotykał reakcje w rodzaju: „Z Ludzi Lodu? Jakie to dziwne! Co to znaczy?”
Ale Vinnie powiedziała tylko: „Jakie to piękne nazwisko!” Bardzo go to wzruszyło.
– Vinnie – rzekł szybko. – Muszę teraz iść, bo nareszcie ustaliliśmy, jak nazywa się kobieta, którą spotkałaś na przystani. Ale jeśli uda mi się znaleźć jej fotografię, przyjdę do szpitala, o ile pora nie będzie zbyt późna. Może będziesz mogła na nią zerknąć i stwierdzić, czy ją poznajesz.
Читать дальше