– Oj – szepnęła Vinnie. – Skąd on mógł to wiedzieć?
– Nataniel wiele potrafi. Jak już ci mówiłem, ma teraz cztery lata i sąsiedzi wręcz się go boją. On za dużo wie. Kilka tygodni temu złapał złodzieja, ot tak, po prostu, niczego nie podejrzewając. Lensman odwiedził moich rodziców i opowiadał, że jeden z sąsiadów zgubił portfel. „Ale przecież ma go Stein”, oświadczył Nataniel, szeroko otwierając oczy. Malec nie chciał oczywiście na nikogo donosić, to było po prostu zwykłe stwierdzenie faktu. Lensmanowi pozostawało jedynie iść do domu Steina – innego sąsiada, który wykorzystał okazję w autobusie – i portfel się odnalazł. Chłopiec nigdy wcześniej nie był u Steina. Nie jechał też autobusem, kiedy się to wydarzyło.
– Chce pan… Chcesz powiedzieć, że chłopiec, Nataniel, jest jasnowidzem?
– O, o wiele więcej. Nataniel jest tym, na którego wszyscy czekaliśmy.
Popatrzyła na niego ze zdziwieniem i Rikard zrozumiał, że myślał na głos.
– Tak, wielu w naszym rodzie posiada zdolność jasnowidzenia – odpowiedział niemal przepraszająco. – I wiedzieliśmy, że jeden z nas musi być czymś więcej niż inni.
– Ty też jesteś jasnowidzem? – Ton głosu dziewczyny świadczył o tym, że ani trochę nie wierzy w podobne historie.
– Ja? Nie, ani odrobinę.
Miał wrażenie, jakby z ramion spadł jej jakiś ciężar. Czego ty się bałaś? pomyślał. Że zajrzę w głąb twojej duszy?
Uznał, że opowiadaniem, które w najmniejszym stopniu nie dotyczyło dziewczyny, nadał rozmowie zbyt poufały ton. Wstał onieśmielony. Vinnie także poderwała się z krzesła, starając się zachować obojętnie, ale czy w jej oczach nie kryło się rozczarowanie? Zawód, że Rikard wygadywał takie głupstwa? A może, że przestał je wygadywać? Postanowił tego nie roztrząsać. Podziękował za chęć udzielenia mu pomocy w rozwiązywaniu zagadki zaginionej kobiety i wyszedł.
Nie było mu jednak dane tak prędko opuścić oddziału izolacyjnego.
Dostrzeżono go w hallu.
– Konstablu! – wołała Kamma groźnym tonem, jak gdyby złapała go nad stłuczonym najpiękniejszym wazonem. – Proszę tu przyjść!
Przywołała go ruchem wskazującego palca jak uczniaka. Usłuchał, wzdychając. Czego ona tym razem chce? Z punktu widzenia dochodzenia wcale go nie interesowała.
Jak zwykle chodziło o bagatelkę:
– Konstablu, jak długo mam tu siedzieć? Kto się opiekuje moim domem, podczas gdy jestem tutaj? Mogą zakraść się złodzieje, podpalacze i…
Rikard miał już Kammy po dziurki w nosie i odpowiedział całkowicie zgodnie z prawdą:
– Zrozumiałem, że to dom panny Lavinii Dahlen.
Szyja Kammy poczerwieniała, na policzkach wystąpiły ogniste plamy.
– Mój syn Hans-Magnus Olsen potrzebuje mnie, konstablu. Nie może dłużej przyjeżdżać do pustego domu.
– Pani syn został złapany na gorącym uczynku, kiedy usiłował zniszczyć niekorzystny dla niego i pani testament. Poza tym jest już dość dorosły, by radzić sobie samodzielnie, a w kasynie oficerskim nie dzieje mu się krzywda. Czym jeszcze mogę służyć?
Powoli prostowała i tak już proste plecy i kark, wydawało się, jakby nagle urosła o dobre pół metra. Odwróciła się od Rikarda.
– Nie rozmawiam z podwładnymi. Następnym razem proszę przysłać komendanta.
– Bardzo chętnie – odparł Rikard. – On może nie jest taki ustępliwy jak ja. Ale… – Teraz nadeszła pora, by to jego głos zabrzmiał groźnie. – Jeszcze nie skończyłem z panią rozmawiać, pani Dahlen.
Znów odwróciła się w jego stronę z wyraźną pogardą. Pomiędzy nimi toczyła się walka i Kamma nie miała zamiaru jej przegrać. „Nędzny robaku”, mówiło jej spojrzenie.
– Nie powiedziała mi pani jeszcze, gdzie przebywała po tym, jak zajęła się pani ubraniem Vinnie, do czasu, gdy pani do nas zadzwoniła. Twierdziła pani, że była sama w domu, ale to nieprawda, zaprzeczają temu sąsiedzi. Vinnie pierwszych dni także nie spędziła w domu, wiedzieliśmy o tym od dawna. Obie więc kłamiecie.
Zirytował się, że zapomniał ponownie spytać o to Vinnie. Jak mogło wylecieć mu z pamięci? No, tak…
– To chyba nieistotne, gdzie przebywałam!
– Przeciwnie. Mogła pani rozsiać maleńkie, niewidoczne gołym okiem zarazki pochodzące z ubrania Vinnie.
– Mój panie! Jestem porządną, schludną kobietą!
– Wcale w to nie wątpię.
– A w dodatku przebywałam w całkowicie bezpiecznym miejscu.
– Żadne miejsce nie jest bezpieczne wobec wirusów, które widać tylko pod mikroskopem. Czy pani nie rozumie, że nie mówiąc nam prawdy naraża pani życie swoje i innych ludzi? Kiedy pani tu przybyła, nie była pani nawet szczepiona!
– Niczego się nie boję. Bóg czuwa nad swymi wiernymi.
– Czy przebywała pani w tym okresie z innym ludźmi?
– I co z tego? Bóg chroni także ich, bo tylko oni zostaną ocaleni, kiedy Dzień Sądu dotknie Halden.
A więc zaczęła posługiwać się cytatami z Biblii.
– Tylko Halden? – spytał nieco złośliwie.
– Tu rozpocznie się karanie grzeszników. Przeżyją tylko wybrani. I to się zgadza, prawda? Dzień Sądu już nastąpił. Jeden z czterech jeźdźców Apokalipsy, Mór, najechał nasze miasto!
Rikard wpatrywał się w nią oniemiały.
– Chwileczkę! – zająknął się zniecierpliwiony. – Chwileczkę, poznaję to…
– Powinien pan. Zapisano to w Objawieniu świętego Jana, rozdział…
– Nie, nie w Biblii! Ten szaleniec, jak on się nazywał? Wspomniała go pani w liście do syna, Hansa-Magnusa. Jak on się nazywał? Słyszałem to nazwisko już wcześniej. Mam! Pastor Prunck? Ten co grzmi, że zbliża się sąd ostateczny? Mój Boże, iluż takich szaleńców przeżyła historia? I ilu głupców daje się omamić ich wywodami?
– Pastor Prunck nie jest wcale…
Rikard przerwał jej:
– Otrzymaliśmy kilka zgłoszeń od krewnych jego uczniów. Podobno ukryli się w bezpiecznym miejscu, by w spokoju przeczekać „dzień sądu”. Nikt jednak nie wie dokładnie, gdzie to jest. Pani Dahlen, czy pani nie pojmuje, co pani uczyniła? Naraziła pani tych ludzi na potworne ryzyko zarażenia. Czy Vinnie również tam była?
– To nie pańska sprawa.
– Owszem, to jak najbardziej moja sprawa. A więc była tam. W jaki sposób się wydostała?
– Została oczywiście wypędzona.
– Dzięki Bogu! A więc pastor miał respekt dla maleńkich bakcyli? A raczej wirusów?
– Wcale nie! Ale Lavinia była szczepiona, a żadnemu z uczniów pastora nie wolno wątpić w siłę Pana. Poddanie się szczepieniu oznacza zwątpienie w jego uzdrawiającą moc.
– No, a pani? Czy panią także stamtąd wyrzucono?
– Ja nie byłam szczepiona.
– Nie o to pytałem. Czy panią wyrzucono?
– Odeszłam dobrowolnie.
– Pani kłamie! Od razu widać, że pani kłamie! Naprawdę pragnie pani chronić tego pastora-szaleńca nawet po tym, jak panią odepchnął? I to tylko dlatego, że mogła pani przywlec zarazę? Czy nie dostrzega pani luk w jego naukach? Przecież on się boi, a powinien być całkiem pewny boskiej opieki.
Wspomnienie upokorzenia doznanego w świątyni, czyli w grocie pastora Pruncka, wypisane było na twarzy Kammy, widoczne w oczach i mocno zaciśniętych ustach.
– Porozmawiam z Vinnie – stwierdził Rikard, szykując się do odejścia.
– Nie!
Zaczekał.
– A więc słucham.
Kamma jeszcze się wahała. Młody policjant zrozumiał, że pastor odebrał od nich świętą przysięgę milczenia.
– Czy chce pani mieć życie tych ludzi na sumieniu, pani Dahlen?
– Oni się nie zarażą.
Читать дальше