1 rzeźby pozostawione na Jaszczurze.
Trzeci tom był zapisany różnymi charakterami pisma. Na pierwszy rzut oka wyglądał mało interesująco. W czterech kolumnach umieszczono: daty sprzed około stu lat, imiona i gdzieniegdzie miana rodów, jakieś liczby i krótkie komentarze, czasem skwitowane jednym tylko znakiem. Czytaliśmy, zaglądając sobie wzajemnie przez ramię.
Dziesiąty [dzień] żniwnego, rok Lwa; Ostry z Kamiennej; 164; za szlaki.
Piętnasty żniwnego, rok Lwa; Powój, zarządca okręgu Bykowiec; 2000; transport srebra, stal dla Zwierciadlanych.
Osiemnasty żniwnego, rok Lwa; cichoręki od Czarnego; 1500; likwidacja Kotów, udana.
Dwudziesty żniwnego, rok Lwa; cichoręki od Czarnego; 1200; wino dla księcia; udane.
Trzydziesty drugi żniwnego, rok Lwa; Orzeł z Podgórza; broń i ziarno za Krew Bohaterów; podbija stawką, kłopotliwy.
Obok tego wersu ktoś dopisał: „układać się, sprzątanie w ostateczności”.
„Nic z tego nie rozumiem” – napisałem iluzyjnymi znakami na marginesie.
„A ja, owszem” – odparł Koniec, zamykając księgę jednym palcem, jakby dotykał czegoś wstrętnego. – „Prawdopodobnie jest to stary rejestr łapówek i opłat dla skrytobójców. Czy ktoś jeszcze chce być magiem?”
Spojrzeliśmy po sobie niepewnie.
„No to mamy zdechłą mysz w cieście” – podsumował Nocny Śpiewak. – „Zjadamy ją razem z resztą czy wieszamy kucharza?”
„Ja jestem za tym, by odkroić ten kawałek z myszą. Reszta da się przełknąć” – odparłem. Moi koledzy wstydliwie spuścili oczy. Fale się złoszczą, a galera płynie nadal.
Koniec zdjął rejestr ze stołu i wsunął go pod łóżko, które kiedyś było moje, a teraz zamieniło się w magazyn papierów. Humory zwarzyły nam się tylko chwilowo. Nocny Śpiewak przystąpił do produkowania sorbetu dla Myszki, w ilości zdolnej doprowadzić do wymiotów tuzin łakomych dziesięciolatków. Oczywiście jedliśmy wszyscy, bo Myszka po prostu nie potrafił nie dzielić się.
***
Pamiętnik Burona, który przywłaszczył sobie Nocny Śpiewak, nasunął mi (nie po raz pierwszy) myśli o moim mistrzu – Białym Rogu. Poszedłem do biblioteki. „Żółwie” pracowały do późna, nadal była otwarta. Poprosiłem o dostęp do starych pamiętników „błękitnych”. Z początku Strażnik krzywił się i na różne sposoby dawał mi do zrozumienia, że powinienem zrezygnować. Tom zapisany ręką Białego Roga należał do najcenniejszych. Nalegałem jednak i w końcu się zgodził. Pozwolił mi przejrzeć księgę w czytelni.
Tom był podobny do diariusza, który prowadzę. Podobne okucia i klamra. Karty sygnowane imieniem właściciela. „Biały Róg, syn Fali, z ojca Liścia Dębu, z domu na Kozich Wzgórzach”. Teraz te wzgórza nosiły nazwę Iluzyjnych.
Z niezbyt dobrego portretu wiszącego na ścianie biblioteki spoglądał sztywny, jakby nadąsany mężczyzna w średnim wieku, o pospolitej, nieciekawej twarzy. Natomiast w pamiętnik tuż na przedzie wklejono niewielki prostokąt pergaminu, na którym nieznany rysownik nakreślił tuszem wizerunek młodego chłopca. Rzadkie włosy spadały mu na czoło i uszy, twarz miał pociągłą, jeszcze nie poznaczoną bruzdami, jakie rzeźbią lata. Miał strasznie smutne oczy i usta dokładnie wytarte z uśmiechu.
Krągłe znaki układały się w zapis losów człowieka, który żył przed stuleciem.
Nazywam się Biały Róg, mam piętnaście lat i jestem Tkaczem Iluzji. To lepiej niż być Obserwatorem, bo ludzie nie lubią, jak im zaglądać do głów. A ja mogę wymyślać różne rzeczy i wtedy się tak bardzo nie nudzę. Ten mag, który mnie sprawdzał, a potem dał ten pamiętnik i szarfę, powiedział, że pewnie spełniło się marzenie mojego życia. A to nie jest prawda. Bo najbardziej bym chciał paść kozy na pastwiskach należących do mego ojca. Powiedziałem to człowiekowi Kręgu, a on się śmiał. Ale tylko przez chwilę, bo potem się domyślił, o co mi chodziło. Jakbym był pasterzem, to by znaczyło, że mogę chodzić i biegać i mam prawdziwe nogi, a nie takie chude patyki. Ale skoro nie ‘mogę być pasterzem, to będę magiem. To też jest jakieś zajęcie.
Czytałem aż do zapadnięcia zmroku. Biały Róg miał smutne życie. Tym bardziej doceniał i cieszył się każdą przyjemnością. Pogodnym dniem, dobrą książką, tęczą, ptakiem na gałęzi, wizytą przyjaciela…
Czego ja chcę? – pytałem sam siebie.
„Błękit to władza i bogactwo… Zastanów się, czy aby na pewno tego chcesz?” – przypominałem sobie przekaz Słonego.
Czego ja chcę? Czy wygodnego życia w Zamku? Łatwego spełniania zachcianek? Czego z kolei oczekuje ode mnie Krąg? Posłuszeństwa, lojalności, wdzięczności za łaski? A czego ja oczekuję od życia?
Borykałem się z tym jakiś czas. Odpowiedź przyszła, jakby czekała tylko na znak, gdyż nosiłem ją od dawna w sobie.
„Chcę wrócić na wyspy. Chcę być z tymi, których kocham. Chcę przyjaźni Pożeracza Chmur. Chciałbym robić to, co potrafię najlepiej i co lubię. I jeszcze znaleźć kobietę cierpliwą i wyrozumiałą, mieć rodzinę, jak Słony.”
Odniosłem wrażenie, że wszystkie te rzeczy naraz trudno pogodzić z interesem Kręgu.
***
Następnym razem Myszka przeniósł do południowej wieży nas wszystkich. Buszowaliśmy wśród zakurzonych półek, z zachwytem dokonując nowych odkryć. Nocny Śpiewak odnalazł jeszcze jedną część dokumentacji Burona. Tym razem luźny plik „zagęszczonych” kart, umieszczony w drewnianych okładkach ze skórzanym grzbietem. Przejrzał je od razu w wieży i dostał szału. Wymachiwał trzymanymi w garści papierami, podniecony i wściekły, aż piana drobnymi płatkami osiadła mu na krótkich wąsach. Chłopcy musieli go uciszać.
„Czy ty wiesz…? Czy ty wiesz, co to jest?!” – zwrócił się do mnie. Oczy miał straszne. – „To jest twój słuch!”
Nie rozumiałem.
„Buron dokonywał przemian «z żywego w żywe», a także prowadził próby nad stwarzaniem istot żywych. Potrafił odtwarzać tkankę nerwową! Wiedział, jak to się robi! Nie rozumiesz? Od czterech wieków leży tu przepis na rzeczy, o których marzą wszyscy Stworzyciele! Zaginiona wiedza, którą posiadali nasi przodkowie! Po prostu leży i pokrywa się kurzem!”
„Ale to chyba bardzo niebezpieczne. Poza tym, u mnie przywrócenie słuchu oznaczałoby utratę talentu.”
„To nie takie pewne. O ile dobrze się orientuję, zapis wspomina także coś o przenoszeniu funkcji do różnych rejonów ośrodka nerwowego. Zaraza i czerń, Kamyk, mam ochotę kogoś zabić! Mógłbym wyglądać jak człowiek, a nie jak wilkołak, gdyby któremuś z tego stada zaskorupiałych padalców chciało się kiwnąć palcem!”
Ogarniałem rozmiary jego gniewu. Sam czułem podobny, choć nie tak wielki. Z drugiej strony pojmowałem, czemu dokonania Burona – ostatniego z największych magów Stworzycieli, zostały wygnane do tego ponurego miejsca. Wciąż jeszcze żyły na świecie błędy (a może świadectwa chwały?) naszych poprzedników: mantikory, syreny, wydrzaki i lamie, ostatnie centaury, trójrogi, półkrwi gnomy, drapieżne lotniaki… i inne, mniej znane stworzenia. A smoki? Któż wie, skąd właściwie wzięły się smoki? Nocny Śpiewak miał w ręku klucz do groźnej wiedzy, tym groźniejszej, że dostała siew ręce godnego następcy Burona.
Znalazłem też wszystkie trzy tomy z Jaszczura – czyjaś ręka położyła je na wierzchu innych tomów na zapełnionej półce. Jakiś Strażnik Słów wetknął za okładki kartki z krótkimi objaśnieniami przetłumaczonej treści.
Zakazane kulty. Rytualne okaleczenia. Ofiary dla węży. Zbyt charyzmatyczne.
Читать дальше