Cywilizacja zachodnich kontynentów. Niepopularne treści i wywrotowe poglądy.
Historia wojny domowej na Nowej Ziemi.
Dokonaliśmy ze Słonym dość nieszczęśliwego wyboru, biorąc coś na chybił trafił, bez żadnych rysunków w środku.
Tymczasem Myszka pławił się w obfitości map całego świata. Był bardzo szczęśliwy, choć wiele z nich było już prawie całkowicie nieczytelnych. Koniec szukał dalszych rejestrów i zapisów historycznych (tych, które nie wybielały bohaterów), a Winograd razem ze mną przeglądał jeden zakurzony foliał po drugim, wynajdując materiały o smoczej rasie.
Odłożyliśmy wiele tomów na bok, do zabrania w świat zewnętrzny, gdzie jeszcze raz ucieszą chętne do czytania oczy. Nazbierał się tego spory stos. Gdy myliśmy się potem w komnacie Nocnego Śpiewaka, sterta ksiąg leżała na podłodze, wzbudzając lekki niepokój swymi rozmiarami. A tyle jeszcze ich pozostało w wieży do przejrzenia, odczytania… i ukradzenia, niestety. Co zrobić z tym nieoczekiwanie zdobytym skarbem? Jak go ukryć, gdzie przechować? Ani jedne drzwi należące do „połówki” nie miały czegoś takiego jak zamek, całkiem jakbyśmy nie potrzebowali nawet szczypty intymności. Służba wchodziła bez przeszkód podczas naszej nieobecności, by umyć okna, pościerać kurze czy zabrać odzież do prania. Przy okazji węszyła po kątach i robiła bałagan w naszych notatkach. Jedno, jedyne pomieszczenie wolne było od tej plagi, choć z początku nikt jakoś nie chciał wspomnieć jego mieszkańca. Pierwszy odezwał się Koniec, z pewną niechęcią:
– Moglibyśmy… Ostatecznie moglibyśmy wtajemniczyć Promienia.
Wszyscy spojrzeliśmy na siebie ze zmieszaniem. Co prawda Promień od pewnego czasu zachowywał się jak normalny chłopak, a nie „cholerny arystokrata”, lecz nie mogliśmy powiedzieć w pełni szczerze, że można mu ufać. Kto wie, co może przyjść mu do głowy? A jednak byłoby to całkiem zadowalające rozwiązanie problemu.
Komnata Promienia stała się „ziemią niczyją”, od kiedy zamieszkała z nim Miętówka. Wielka, srebrzyście nakrapiana kocica zdumiewająco trafnie rozpoznawała wszystkie „połówki”, pozwalając wchodzić do środka kolegom Iskry. Cała reszta była wstrętnymi wrogami, czyhającymi na jej pana i przedmiotem mniej lub bardziej udawanych ataków. W ten sposób już od tygodni przez próg Promienia nie stąpnęła noga służącego. Wewnątrz panował swojski nieład, a w kątach zalegały kłaczki kurzu nabitego kocią sierścią. Można tam było schować tygrysa i dwa jednorożce na dodatek, a nie tylko trochę zakazanych ksiąg. Rozmowy z Promieniem podjął się Nocny Śpiewak, który pozostawał z Iskrą w lepszych stosunkach, niż każdy z nas pozostałych. Zaczął bardzo ostrożnie, z początku dając tylko do zrozumienia to i owo, ale Promień szybko przerwał mu przydługie wywody, pytając trzeźwo i konkretnie:
– Czyj to trup, kto go zabił i dlaczego to ja mam go chować pod łóżkiem?
Wtedy Nocny Śpiewak musiał już się przyznać, że nie chodzi o nieboszczyka w sensie „cielesnym”, tylko raczej duchowym. Promień z zainteresowaniem wysłuchał całej historii, po czym rzekł, uśmiechając się szelmowsko:
– Biorę ten towar.
Nocny Śpiewak wrócił z dobrymi wiadomościami. Promień miał umieścić wszystkie rękopisy u siebie w skrzyniach na ubrania, jeśli tylko pomożemy mu pozbyć się całego tego eleganckiego kramu, którego nie chce już nosić. W zamian żądał wejścia do grona szperaczy, na pełnych prawach, a więc łącznie z możliwością nieskrępowanego dostępu do odnalezionych przez nas manuskryptów. Odpowiadało to wszystkim. Nie mogło być lepszej gwarancji na milczenie Iskry niż uczestnictwo w występku.
***
Nie obyło się jednak bez kłopotów. Z jednej strony – odkrywaliśmy coraz to nowe fascynujące rzeczy. Na przykład, obaj z Winogradem coraz bardziej byliśmy pewni, że smoczy gatunek wywodzi się od jednej pary powstałej przed tysiącami lat z rąk Stworzyciela lub Stworzycieli, może nawet potężniejszych niż legendarny Buron. Tak można było wnioskować z najstarszych, zagadkowych przekazów – zagadek. Z drugiej strony jednak – mieliśmy coraz większe kłopoty z nauką. Wyprawy na wieżę przeciągały się nieraz i niejednokrotnie pracowaliśmy potem u Promienia, aż do późnej nocy. Cała nasza szóstka miała oczy czerwone jak smoki. Byliśmy ciągle niewyspani, a przez to nieuważni. Było oczywiste, że wcześniej czy później zwrócimy na siebie uwagę Kowala. I tak też się stało. Najpierw zaczął nas obserwować. Potem pojedynczo wypytywać. Pierwszą zasadą postępowania z Mówcami jest: pod żadnym pozorem nie kłamać. Wszyscy jak jeden twierdziliśmy to samo. Uczymy się i czytamy po nocach. I była to czysta prawda. Kowal, ze swoimi nienagannymi manierami, nie próbował zagłębiać się w nasze umysły, szukając szczegółów. Upomniał nas tylko. Nie pomogło. Potem już była ostra nagana za niedbałe opisywanie zadanych tematów. A gdy nieludzko wykończonemu Myszce zdarzyło się zasnąć na lekcji, Kowal rozgniewał się nie na żarty. Wyrzucił nas wszystkich za drzwi ze stanowczym poleceniem: Natychmiast iść spać! Za godzinę sprawdzi, a jeśli nie zastanie całej czerwonookiej gromadki w łóżkach… Jeżeli następnego dnia nie zobaczy porządnie odrobionych zadań (bo wyraźnie czytamy nie te pozycje, co trzeba)… Jeśli ktoś jeszcze raz przyjdzie na zajęcia, wyglądając jak śnięta przed tygodniem ryba… to on, Kowal, osobiście pośle go „pod ścianę”.
Były to czcze groźby, bo Kowal brzydził się przemocą i na nikogo by nie podniósł ręki. Niemniej, potraktowaliśmy te ostrzeżenia poważnie. Badanie starożytnego księgozbioru nie mogło odbywać się kosztem snu i innych zajęć. W żadnym wypadku nie powinniśmy się teraz rzucać w oczy.
Z tego powodu liczba szperaczy urosła do siódemki, gdyż po głębokim namyśle i burzliwej naradzie, postanowiliśmy wtajemniczyć drugiego Wędrowca i tym sposobem odciążyć Myszkę. I tak dołączył do nas Wężownik. Nastąpił podział na dwie grupy, które działały na przemian. Skończyliśmy też z przesiadywaniem do białego rana. Spiskowcy przyczaili się, wszystko wyglądało normalnie. Kowal był zadowolony i my także.
***
Aż nadszedł ten nieszczęśliwy dzień, gdy nastąpiła katastrofa. Od rana już zaczęły się drobne nieprzyjemności, jakby zapowiadając, że będzie coraz gorzej. Urwałem sznurówkę od sandała i nie mogłem znaleźć zapasowej. Na śniadanie podano nam zalewankę. (Nieświadomym szczęśliwcom wyjaśniam: jest to czerstwy chleb krojony w kostkę, zalany rosołem zabielonym mlekiem, z wielką ilością przypraw. Może to zjeść tylko południowiec i to niewybredny.) Kowala niespodzianie odwołano z wykładu i nie dowiedzieliśmy się, jak toczy się dalej frapująca opowieść o łowcach wielkich białych węży. Potem okazało się, że nie dostanę w bibliotece niezbędnego mi słownika, gdyż ubiegł mnie ktoś inny.
Wreszcie zaszyliśmy się wraz z Winogradem u mnie, mając nadzieję na spokojne popołudnie, które spędzimy odrabiając ćwiczenia i jedząc konfitury z czereśni. Nie było nam to dane. W pewnej chwili drzwi otwarły się gwałtownie, uderzając o ścianę, a w progu stanął zadyszany Gryf, za plecami mając równie zdyszanego Końca. Widziałem, jak Gryf wyrzuca z siebie słowa, a Winograd zrywa się z miejsca, zmieniony na twarzy.
„Straż ujęła Nocnego Śpiewaka!” – dotarło do mnie od Mówcy.
To był szok. Przez chwilę zamiast żołądka miałem kamienną bryłę, a w głowie tylko jedną myśl: „Tajna biblioteka!” Dopiero potem nadeszły pytania: „Kiedy? Jak? Dlaczego?”
Читать дальше