Pociągnąłem Końca za rękaw.
„Jastrząb go dorwał” – wyjaśnił Mówca, nadal jeszcze trochę wstrząśnięty.
„Winograda…?”
„Gołębia. Gołąb zginął, a Winograd razem z nim. W pewnym sensie.”
Ogarnęło mnie współczucie. To rzeczywiście musiało być potworne. W jednej chwili cieszyć się słońcem i lotem, a w następnej umierać, rozszarpywany przez ostre szpony. Pozostawała jeszcze śmierć samego gołębia. Jastrzębie żywiły się drobniejszym ptactwem, tak było od zarania dziejów. Ale to nie stanowiło wielkiej pociechy dla Bestiara, który zwierzęta traktował jak osobistych przyjaciół.
***
Gołąb Winograda, nim zakończył życie, zdołał dostać się przez dziurę w wytłuczonym okienku do wnętrza wieży. Bestiar oczami ptaka zobaczył spore, zastawione regałami pomieszczenie. Mroczne, zakurzone, z festonami pajęczyn w każdym kącie. Na półkach piętrzyły się w nierównych stosach stare księgi i walce, zawierające pewnie zapisy na zwojach. Wszystko pokryte było warstwą miękkiego, szarego kurzu, jakby nikt nie dotykał tych przedmiotów co najmniej od dziesiątków lat. Ptak dreptał po półkach i podłodze, zostawiając po sobie gałązki drobnych śladów. Mag liczył regały i zapamiętywał ich ustawienie.
W ten sposób Nocny Śpiewak, czerpiąc wprost z umysłu Winograda, był w stanie narysować mapę pomieszczenia i oznaczyć w nim wolne miejsca. Tam, gdzie Wędrowiec mógłby przenieść się bez szwanku.
Marzenie o tajemniczym księgozbiorze stało się rzeczywistością. Śmieszny, nierealny pomysł zrodzony w niedowarzonej głowie okazał się zgodny z prawdą. Życie potrafi sprawiać niespodzianki.
Nie mogliśmy się wprost doczekać, kiedy na własne oczy przekonamy się, co zawiera ukryta biblioteka. Z pewnością dzieła zakazane, bezcenne skarby ludzkiej myśli. Może nawet bardzo niebezpieczne. Bo z jakiego powodu ktoś miałby je umieszczać w miejscu tak niedostępnym?
„Nawet jeśli to same śmieci, to i tak nieźle się bawię” – pocieszył mnie Nocny Śpiewak.
Tak więc drżeliśmy z niecierpliwości. Tymczasem zbuntował się… Myszka, od którego zależało powodzenie całego przedsięwzięcia. Nie i nie. Nie „skoczy” nigdzie korzystając z mapy wykreślonej na podstawie obserwacji jakiegoś głupiego gołębia. Życie jeszcze mu się nie uprzykrzyło. A my nie mamy pojęcia, do czego go nakłaniamy.
– Myszko, zrobię dla ciebie, co tylko zechcesz – podlizywał się Nocny Śpiewak.
– Jedwabną tunikę? – zainteresował się mały Wędrowiec. – I pawie pióra? I sorbet?
– Całą miskę, tylko dla ciebie – zapewnił Nocny Śpiewak.
– Zastanowię się – powiedział Myszka łaskawie.
– Ja nie poznaję tej Myszy! – zdenerwował się Wino-grad. – Zrobił się strasznie pyskaty. I chciwy. Posłuchaj, ty wredny gryzoniu! Kiedy Kamyk ratował twój tyłek, to nie pytał, co za to dostanie.
– A wiadomo, co dostał – wtrącił się Koniec. – Pięścią w twarz. Dobrze wiesz, Jodłowy, komu z nas najbardziej zależy na tych książkach. Przemyśl to.
Myszka oklapnął jak przeziębione ciasto.
– No dobrze, to tylko sorbet. Ja ryzykuję. Coś mi się w końcu należy…! – powiedział żałośnie.
Nocny Śpiewak powtórzył mi potem tę wymianę zdań, nieco zgorszony zachowaniem Myszki. Ja jednak nie miałem Myszce niczego za złe. Wręcz przeciwnie, uznałem, że nareszcie nabiera troszeczkę charakteru. Dotąd ulegał we wszystkim kolegom. Dobrze się stało, iż tym razem napotkali choć trochę oporu z jego strony. Niech walczy o swoje. To może wyjść mu tylko na dobre.
***
Tradycyjną porą niezwykłych przygód jest noc lub co najmniej zachód słońca. My jednak wybraliśmy jasny dzień, zaraz po zakończeniu zajęć z Kowalem. Jedynymi źródłami światła na zakazanym piętrze były malutkie okienka pod samym stropem, a dobrze by było, gdyby Myszka widział cokolwiek, gdy już tam się znajdzie. Mały Wędrowiec niezwykle poważnie traktował swoją misję. Z dziesięć razy sprawdzał mapę Nocnego Śpiewaka i nanosił na nią swoje własne tajemnicze cyfry i strzałki.
Zebraliśmy się u Nocnego Śpiewaka.
– Masz dziesięć minut – pouczał Myszkę Koniec, gdy chłopiec był już gotowy. – Skaczesz, rozglądasz się i wracasz. I koniecznie zabierz ze sobą jakąś książkę. Pamiętaj, dziesięć minut. Po piętnastu zawiadamiamy Kowala, że coś ci się stało.
Myszka przybladł i zaczął głęboko oddychać. Koniec odstąpił od niego na trzy kroki, zwolnił zapadkę kulkowego zegara, stojącego na stole. Na dany znak Myszka przekręcił trzymaną w ręku klepsydrę, zamknął oczy i zniknął.
Skupiliśmy uwagę na zegarze. Koniec poruszał wargami, licząc upływający czas. Drobny śrut sekund sypał się na czerpaczek, a ten opadał, zwalniając mechanizm dozujący grubsze kuleczki minut. Nocny Śpiewak przygryzał wąsy. Winograd wyłamywał palce, nie odrywając wzroku od zegara. Już dziewięć kulek spoczywało na dnie ozdobnej miseczki. Czekaliśmy. Spadła dziesiąta. Potem jedenasta. Myszka nie wracał. Winograd, blady jak płótno, zerwał się z miejsca. Złapałem go za rękę.
„Spokój! Ma jeszcze cztery minuty. Koniec, «sięgnij» do niego.”
Koniec skinął głową. Po chwili na jego okrągłą twarz wypłynął wyraz ulgi.
„Nic mu nie jest. Chyba, że udusi się z podniecenia. Prosił o jeszcze trochę czasu. Wróci za moment.”
Czekaliśmy w napięciu. Myszka pojawił się na starym miejscu. Trzymał w objęciach kilka wielkich ksiąg, uginając się pod ich ciężarem. Był zarumieniony z wysiłku, na włosach miał pajęczynę, a jego rękawy wyglądały tak, jakby czyścił nimi bardzo brudną posadzkę. Upuścił księgi na podłogę, aż podniósł się obłok kurzu i wszyscy zaczęliśmy kaszleć. W jednej chwili Myszka stał się ośrodkiem huraganu zachwytów. Zniósł jakoś pół minuty potrząsania i duszenia w objęciach. Potem zajęliśmy się księgami. Wytarliśmy je ręcznikiem, który w mgnieniu oka przestał być biały. Myszka z ogromną dumą wręczył jeden z tomów Nocnemu Śpiewakowi. Na pociemniałej ze starości skórze okładki był wytłoczony znak Kręgu i Płomienia, z resztkami złoceń. Nocny Śpiewak otworzył księgę na pierwszej stronicy i znieruchomiał oszołomiony, wpatrując się w nią jak zaczarowany. Wszyscy, prócz Myszki, stłoczyliśmy się wokół niego. Pośrodku strony tytułowej zobaczyliśmy dwa namalowane cienkim pędzelkiem znaki. Tusz musiał być bardzo dobrej jakości, gdyż nie zrudział z upływem lat. Przeczytałem: „Buron Stworzyciel”.
Patrzyliśmy na ten napis, wzruszeni, a jednocześnie pełni niedowierzana. Pamiętnik legendarnego maga sprzed prawie czterech wieków. Skarb wręcz niewyobrażalny. Nocny Śpiewak wodził palcami po stronicach, zapisanych starodawnym krojem pisma.
„Matko Świata! Na wieczny Krąg! Kamyk, czy to mi się śni? On zginął w pożarze, myślałem, że to także się spaliło!”
„Wszyscy tak myśleli, prócz tych, którzy wiedzieli. Ciekawe, czemu schowali jego pamiętnik w wieży? Są przecież ludzie, którzy daliby sobie uciąć rękę za możliwość przeczytania autentyku. Zamiast tej późniejszej wersji, spisanej przez jakiegoś «żółwia».”
„Nie dam sobie niczego uciąć. I nie dam sobie też tego odebrać. Zaraz zaczną czytać i nie przerwę, aż skończę. Choćby przez całą noc.”
(Wyprzedzę nieco wydarzenia. Nocny Śpiewak po skończonej lekturze skomentował: „Nieprzyjemny typ. Cholernie zdolny. Piekielnie inteligentny, zimny jak wąż i obrzydliwie cyniczny. Co za ulga, że już nie żyje.”)
Drugi rękopis traktował o kulcie Wielkiego Węża, o czym przekonaliśmy się po pobieżnym przejrzeniu tekstu. Myszka wybrał go, dziecinnie zainteresowany winietami, przedstawiającymi krwawe rytuały, i ornamentami w kształcie gadów. Przypomniało mi to materiały
Читать дальше