Ewa Białołęcka - wiedźma.com.pl

Здесь есть возможность читать онлайн «Ewa Białołęcka - wiedźma.com.pl» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

wiedźma.com.pl: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «wiedźma.com.pl»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Z nią zdradzicie nawet swój komputer!
Są rzeczy na niebie i ziemi, o których nie śniło się internautom… Jak choćby upierdliwa ciotka w stanie wskazującym na nie-życie.
Obdarza spadkiem Krystynę zwaną Reszką, samotną matkę, redaktorkę z wydawnictwa i netomankę.
Na co dzień przyspawana do laptopa Reszka, musi więc wyrwać się z sieci i rusza do zabitej dechami wsi. W odziedziczonej chałupie udaje jej się nawet rozpalić ogień pod kuchnią.
I TO BEZ POMOCY GOOGLE!
Niestety, zaczyna widzieć na jawie i we śnie: duchy, mary czy trupy, nie tylko w szafie. Sama nie wie, czy szajba to, czy gen, bonus do schedy po ekscentrycznej zołzie…
Horror daleko od szosy i romans daleki od harlequina – mix o idealnie wyważonych proporcjach…
Powieść nominowana do Nagrody Fandomu Polskiego im. Janusza A. Zajdla za rok 2008.

wiedźma.com.pl — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «wiedźma.com.pl», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

O, czyżby dorwał Kobielaka? Biedny doktorek.

– A tu zrobimy garaze.

Nie przeczuwając niczego złego, popatrzyłam przez okno. Jeremi, klęcząc na piachu, z zapałem objaśniał chłopczykowi w niebieskiej bluzce budowę najładniejszego autka ze swej wypieszczonej kolekcji. Zrobiło mi się słabo.

– Jeremi, do domu! – usłyszałam sama siebie jak zza grubej warstwy poduszek. Do diabła, nie mogę przecież teraz zemdleć.

– Chodź szybciej! – wyjęczałam.

– Mama, to jest Dawid. Bawimy się. – Jeremi przyszedł bez oporu, kiwając na nowego kolegę zachęcająco. – Chodź Dawid, to moja mama.

Chłopczyk podszedł parę kroków, patrząc na mnie nieśmiało. W każdej garści trzymał po plastykowym autku. Był chyba w wieku Jeremiego, może rok starszy. Ubrany w płócienną koszulkę z kołnierzykiem, spodenki na szelkach, szare podkolanówki i podniszczone sandałki. Gdyby Jeremi był dorosłym, doświadczonym człowiekiem, pewnie tak staroświecki strój wydałby mu się dziwny i podejrzany, ale z dziecięcą ufnością przyjął nowego towarzysza zabawy z całym dobrodziejstwem inwentarza. Mózg mi pracował na najwyższych obrotach. Co robić? Musiałam jakoś ich rozłączyć. Nie mogłam przecież pozwolić, żeby moje dziecko zadawało się z trupami – to nie był jakiś cholerny „Szósty zmysł”! To było niezdrowe, nienormalne, niemoralne! Wolałam jednak nie robić scen, bo wystraszyłabym Jeremiego. W przypływie natchnienia wygrzebałam z kieszeni pięciozłotówkę.

– Leć do dziadka i kupcie jeszcze cukierków.

– Sam? Fajnie! Dawid, idziemy! – ucieszył się.

– Nie, Dawid zostanie, bo chcę z nim chwilę porozmawiać – sprzeciwiłam się.

– Doobra, to popilnujcie toru wyścigowego. Zaraz wracam – zgodził się Jeremi. Wcisnął autko do kieszeni opadających spodni i poleciał do sklepu, ściskając monetę w garści.

– Nie powinieneś rozmawiać z moim synem. Zabraniam ci tu przychodzić, rozumiesz? – powiedziałam surowo do chłopca w podkolanówkach.

Chyba jednak nie rozumiał. Patrzył tylko na mnie – mały zalękniony duch – a buzia mu się wyginała w podkówkę. O Boże, co ja robię, znęcam się nad siedmiolatkiem.

– Nie, nic ci nie zrobię. Chcę tylko, żebyś sobie poszedł i nie przychodził więcej do Jeremiego. To dla niego niedobre – uderzyłam w ton prośby.

– On się tylko chciał pobawić, proszę pani. – Dziecięcy cienki głos tuż obok odezwał się tak nagle, że aż podskoczyłam. Pod ścianą koło okna stała dziewuszka z kokardami.

– Jak się nazywasz? – zapytałam jak mogłam najspokojniej.

– Ela Weiss, proszę pani. – Dygnęła. – To jest mój brat.

– Co wy tu właściwie robicie, dzieci? To mój dom, nie życzę sobie gości na podwórku, czy to jasne?

Ela zagryzła wargę. Owijała mocno skakankę dokoła ręki, a potem odwijała i zaczynała całą tę operację z drugą.

– Ale my tu mieszkamy – wykrztusiła, zmieszana.

Zdębiałam.

– Tu? Jak to „tu”? Gdzie?

– W piwnicy…

Z duszą na ramieniu poszłam za Elą na tyły domostwa Katarzyny, do komórki na węgiel. Dawid trzymał się z tyłu, milczący i niepewny, wciąż ściskał w rękach samochody Jeremiego.

– Tam jest klapa – powiadomiła mnie dziewczynka, wskazując palcem na stos starych kartonów.

Kiedy je odrzuciłam, ujrzałam wpuszczoną w ceglaną podłogę żelazną kwadratową płytę z klasycznym kolistym uchwytem. Próbowałam ją dźwignąć, ale zdołałam unieść tylko na kilkanaście centymetrów, mając przy tym wrażenie, że pęka mi kręgosłup.

– Dłu-długo tu… mieszkacie? – zająknęłam się, drżąc.

Ela znów owijała skakankę dokoła dłoni.

– Długo. Długo.

– Sami?

– Rodzice poszli po jedzenie. Ale jeszcze nie wrócili. Czekamy na mamę i tatę.

Splotłam palce, zaciskając je mocno, aż zabolało.

– Ta klapa jest ciężka. Jak wyszliście?

Na twarzy dziewczynki odbił się wyraz niepewności.

– Nie wiem – szepnęła bezradnie.

Odetchnęłam parę razy głęboko. To tylko dzieci. Po prostu zagubione dzieci.

– Elu. Wyjeżdżamy z Jeremim jeszcze dzisiaj. Za godzinę, może półtorej. Dawid, jeśli Jeremi się do ciebie przyzwyczai, będzie tęsknił i będzie mu smutno jak odjedziemy. Lepiej, żebyście już się nie bawili. Do widzenia…

Wyminęłam rodzeństwo Weissów i poszłam z powrotem na frontowe podwórko. Nie poszli za mną. Nie zastanawiając się nad tym co robię, udałam się prosto do domu Andrzeja. Dławiło mnie w gardle i wręcz potwornie chciało mi się palić.

* * *

– Chwila. Moment. Jakie dzieci w piwnicy? Przestań płakać, bo ja nic nie rozumiem. I usiądź, bo zaraz się przewrócisz! – Andrzej zdjął z najbliższego krzesła stos książek. Witryny były częściowo wybebeszone, a stary gabinet zarzucony stertami literatury. Zastałam doktorka przy sprzątaniu, albo – co bardziej wiarygodne – czegoś szukał. Usiadłam, nadal rycząc jak bóbr. Już sama nie wiedziałam, czy jestem bardziej zdenerwowana czy zawstydzona. Kobielak wyszedł i wrócił po chwili, niosąc kraciasty ręcznik.

– Po… co to? – wydukałam.

– Nie mam ani jednej czystej chustki do nosa.

Bez komentarza. Wzięłam ręcznik, wytarłam oczy i nos, odsuwając od siebie myśl, jak mogę wyglądać.

– No dobrze… – Doktorek przykucnął przede mną na wytartym dywanie. – A teraz referuj od początku, to może załapię.

– Co tu jest do załapywania? Mam dwa nowe duchy w domu. W piwnicy.

– To tam jest piwnica?

– Jezu, tam podobno mieszkał twój ojciec, czego jeszcze nie wiesz? Wejście jest w komórce. Tak, dokładnie tam, gdzie poniosło w nocy Jeremiego. Dwójka dzieciaków, tak z siedem i dziesięć… może jedenaście lat. Mała powiedziała, że czekają na rodziców, którzy poszli po jedzenie i nie wracają. Nie wracają od pół wieku, od czasów okupacji!

– No dobrze, ale nie rozumiem, dlaczego nagle wpadasz w psychozę. To tylko dzieci i jak sama mówiłaś, tutejsze duchy wyglądają całkowicie normalnie. Nie reagowałaś tak na słoje Nowotnego.

– Ze słoikami nie da się rozmawiać! – wrzasnęłam histerycznie, aż doktorek gibnął się z zaskoczenia i usiadł na podłodze.

– Jeszcze nie rozumiesz? – ciągnęłam. – Ta klapa jest ciężka jak diabli. Skoro ja nie dałam rady jej otworzyć do końca, to na pewno nie mogło jej podnieść dziecko! A to znaczy, że nigdy stamtąd nie wyszli. Te dzieci tam umarły z głodu!

Andrzej w końcu załapał i na moment zamarł z otwartymi w szoku ustami. Otrząsnął się.

– Moment. Uważasz, że…

– Że mam pod podłogą ciała dwójki małych Żydów – dokończyłam dobitnie oraz ponuro i wytarłam ponownie nos w ręcznik.

Andrzej potrząsnął głową.

– Nie, nie, nie…

– Negacja jakby nie pomaga.

– Mnie to nie pasuje. Szyftowa mieszkała w tym domu od bardzo dawna. Na pewno wiedziała o piwnicy. A skoro wiedziała, to tam nie może być żadnych zwłok.

– Tak sądzisz?

– Ta baba była aż niezdrowo pedantyczna. Owszem, mogłaby nawet rozwalić ci głowę siekierą, ale miałaby zawczasu przygotowane ścierki i zaczęła sprzątać w pięć minut później. Przecież nawet w tym pieprzonym bunkrze wszystko ma poukładane alfabetycznie. Trupy pod podłogą za bardzo by drażniły jej poczucie estetyki.

Brzmiało to logicznie.

– Uspokój się. Cokolwiek się tam dzieje, jednego jestem absolutnie pewien. Nie masz – w domu – żadnych – trupów. Przysięgam. – Patrzył mi przy tym w oczy tym absolutnie uczciwym, prostolinijnym, ach-jakże-ja-wszystko-rozumiem, wzrokiem. Ciekawe, czy studenci medycyny dostają jako zadania domowe ćwiczenia min przed lustrem.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «wiedźma.com.pl»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «wiedźma.com.pl» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «wiedźma.com.pl»

Обсуждение, отзывы о книге «wiedźma.com.pl» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x