Ewa Białołęcka - wiedźma.com.pl

Здесь есть возможность читать онлайн «Ewa Białołęcka - wiedźma.com.pl» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

wiedźma.com.pl: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «wiedźma.com.pl»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Z nią zdradzicie nawet swój komputer!
Są rzeczy na niebie i ziemi, o których nie śniło się internautom… Jak choćby upierdliwa ciotka w stanie wskazującym na nie-życie.
Obdarza spadkiem Krystynę zwaną Reszką, samotną matkę, redaktorkę z wydawnictwa i netomankę.
Na co dzień przyspawana do laptopa Reszka, musi więc wyrwać się z sieci i rusza do zabitej dechami wsi. W odziedziczonej chałupie udaje jej się nawet rozpalić ogień pod kuchnią.
I TO BEZ POMOCY GOOGLE!
Niestety, zaczyna widzieć na jawie i we śnie: duchy, mary czy trupy, nie tylko w szafie. Sama nie wie, czy szajba to, czy gen, bonus do schedy po ekscentrycznej zołzie…
Horror daleko od szosy i romans daleki od harlequina – mix o idealnie wyważonych proporcjach…
Powieść nominowana do Nagrody Fandomu Polskiego im. Janusza A. Zajdla za rok 2008.

wiedźma.com.pl — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «wiedźma.com.pl», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Drgnęłam. Zaskoczył mnie, na moment zapomniałam, że siedzi obok.

– Jak spędzasz wolny czas? Masz jakieś hobby?

No, już lepiej.

– Dużo czytam. Mamy w domu stosy literatury jeszcze po dziadku.

Zanim jednak temat się rozwinął, zadzwoniła moja komórka, wyświetlając TATA.

– Cześć, tato. Ja się już pakuję…

Przerwał mi.

– Reszka, nie pakuj się. Krótko, bo prowadzę. Jesteśmy z Jeremim już za Białogardem i za jakieś dwie, trzy godziny będziemy u ciebie. To pa!

– Ale tato…!

Rozłączył się. Zastygłam z telefonem przy uchu jak żona Lota. Wytrzeszczałam oczy gdzieś przed siebie, ale niewiele widziałam. Przed oczami zaczęły mi latać żółte płatki. Andrzej wyłuskał mi aparat z ręki, złapał za kark.

– Głowa między kolana! Już. I oddychaj!

Nie miałam siły się opierać. Złożona jak scyzoryk, odzyskiwałam normalny wzrok i jakie takie zmysły.

– Słuchaj, trochę mi niewygodnie się oddycha w tej pozycji – wykrztusiłam. – Mogę wstać?

Pozwolił łaskawie.

– Zrobiłaś się biała jak kreda. Mało nie zemdlałaś. Coś się stało?

– Owszem. Mój ojciec zrobił mi siurpryzę. Wziął wnuka i wybrali się na wycieczkę tutaj, do Czcinki. Będą niedługo. O Boże, jeszcze to, zwariować można…

– A to jakiś problem? – zapytał Andrzej.

No nie, on kompletnie niczego nie rozumiał. Jęknęłam.

– Duchy, nawiedzony dom, pentagramy na drzwiach obórki, trupy w szafie… A mój cholerny ojciec przywozi tu dziecko!

– Chwila. Moment. Duchy widzisz tylko ty, prawda?

– Prawda – przyznałam.

– Jakie są szanse, że zobaczą je oni? – indagował.

Przypomniałam sobie, co powiedziała o moim ojcu Katarzyna. Nie nadawał się – być może chodziło o tę ciekawą zdolność widzenia niewidzialnego, jaką miałam ja, a jemu widocznie los jej odmówił.

– A trupy siedzą nadal w szafie i nie mam najmniejszego zamiaru ich pokazywać komukolwiek – dodał Kobielak stanowczo. – Non problem. Oprowadzisz gości po okolicy, a wieczorem pojedziecie do domu. Albo jutro rano. I jeśli ci zabraknie łóżek, mogę pożyczyć materac.

Zaczęłam się z wolna uspokajać. Miał rację, przesadzałam. Chyba właśnie w ten sposób uwolniło się napięcie, jakie odczuwałam od dłuższego czasu.

– Dzięki. Tylko jedno mnie niepokoi. Pojawiło się coś nowego. Kiedy w nocy wracałam do siebie, cały ten dom był oblepiony świetlikami.

– W sensie robaczków świętojańskich? – upewnił się Andrzej.

– W sensie ogników. Coś jakby strzępki świecącej mgły. Nie duchy – niebieskie płomyczki, jak ognie na bagnach. Było ich mnóstwo.

– Trzeba było wrócić i mi powiedzieć.

– Po co? Co byś zrobił, spryskał je muchozolem? Pewnie nawet byś ich nie zobaczył! Nie właziły do środka, więc nie zawracałam sobie nimi głowy.

Skrzywił się, pocierając nawykowym ruchem zarośniętą szczękę.

– Zaczynam się poważnie martwić – wyznał.

– O, rany – mruknęłam. – Dopiero teraz? Ja się martwię od samego początku. A jak tu zjedzie Młody i mój tata, to się chyba powieszę na lejcach.

* * *

Jedną z głównych cech mego ojca był upiorny optymizm i życzliwość emanująca na wszystkie strony. Czasem człowiek po prostu ma ochotę pogrążyć się w depresji, popielęgnować zbolałą duszę, posnuć się po domu w szlafroku, z kubkiem niedopitej kawy i szlugiem w zębach, obowiązkowo szurając kapciami. Przy Krystianie Szyfcie takie numery nie przechodziły. Ze współczującą miną wysłuchiwał narzekań, z talentem zawodowego psychoterapeuty wyciągał na zwierzenia, a następnie… opowiadał dowcip.

Rozważyłam teoretyczną sytuację zamieszkiwania mego rodziciela oraz doktora Kobielaka pod jednym dachem i dałam temu drugiemu maksimum tydzień, zanim by nie emigrował lub udusił współlokatora stetoskopem.

Tatuś nadjechał swoim żabiozielonym golfem równo półtorej godziny po telefonie. Z eskortą w postaci znajomej mi już parki dzieciaków – malca w niebieskiej bluzeczce i smarkuli obwiązanej w pasie skakanką. Oboje z podnieceniem wymalowanym na buziach, zachłannie przyglądali się niecodziennemu widokowi. Z bocznego okna wychylał się Jeremi, machając już z daleka ręką i pełnym głosem kablując:

– Mamaaaa! Maaamaaa! A dziadka policja złapała!

Jego jasna grzywka fruwała na wietrze i z daleka było widać, że ma malinowe wypieki.

– Twój syn, jak mniemam? – odezwał się Andrzej półgębkiem. Stał obok mnie przed mostkiem jako część komitetu powitalnego. Reszta komitetu – po części żywa, a częściowo nieżywa – pętała się dokoła, właziła niemal pod koła, wychylała się z okien i zza płotów, a nawet zwisała z gałęzi. Przypuszczałam, że ostatni raz widziano tu auto ładne parę lat temu, być może w latach sześćdziesiątych.

Młody wyleciał z samochodu jak z procy, zanim jeszcze ojciec zdążył go na dobre zatrzymać.

– Mama!

Sześciolatki jeszcze są w tym uroczym wieku, kiedy rzucają się matkom na szyję, nawet w miejscach publicznych. Jeszcze mogłam go przytulić, wymyziać i wycałować, ciesząc się czereśniową miękkością dziecięcych policzków. Za rok czy dwa pewnie zostanę uhonorowana ledwie uściskiem dłoni i niedbałym „cześć”. Panta rhei i nieuniknione konsekwencje tegoż.

– Jeremek, to jest pan doktor Kobielak. Przywitaj się – poleciłam wychowawczo, odklejając się od swego potomstwa.

Jeremi badawczo zlustrował Andrzeja, podciągnął bojówki i z powagą wyciągnął przybrudzoną łapę.

– Ceść, panie doktoze – wygłosił poprzez brak przednich jedynek. – Jestem Jeremi Wiśniowiecki!

Zaczęło się.

– Wiśniewski – sprostowałam.

– Wcale ze nie! – zaprzeczyło moje upiorne dziecko. – Wiśniowiecki! Jak ten król, co wbijał ludzi na słupy!

O Jezu…

– Tato, co ty mu ostatnio czytałeś?! – spytałam strasznym głosem.

Mój ojciec tymczasem postanowił się ratować i zaczął potrząsać kordialnie prawicą oszołomionego Andrzeja.

– Nic, córcia, nic… Miło mi poznać. Krystian Szyft, mów mi Krystian, albo Krystek, he, he… W końcu jesteśmy prawie jak rodzina…

– Niezupełnie – bąknął Andrzej, nie odrywając wzroku od Jeremiego, który szarpał mnie za skraj koszulki, dzieląc się świeżo zdobytą wiedzą historyczną. – To tylko powinowactwo i to bardzo dalekie.

– Psywiązywali im nogi do koniów i ciągneli po ziemi – trajkotał Jeremi. – Byli tacy z wąsami i takie skiny, tez z wąsami. Tylko na filmie nie mówili cy skiny byli źli. Wiśniowiecki był rycezem i ządził Polską kon… kon… konweryjnie! – wypalił w końcu tryumfalnie.

Wojna z Kozakami w wersji dla uczniów zerówki. Kozacy jako skini i „konweryjny” król Jarema Wiśniowiecki.

– Jeremi, masz szlaban na Discovery! – jęknęłam. – A z twoim dziadkiem to ja sobie jeszcze porozmawiam! Normalne dzieci oglądają Atomówki!

– Atomówki są dla dzieeeeewcyn! – oświadczył mój syn z bezbrzeżną pogardą.

– Tato, co to za historia z policją? Znów mandat?

– Chodźmy obejrzeć dom! – zaproponował szybko ojciec i z pośpiechem ruszył przodem, minimalnie wyprzedzany przez wnuka.

– Moja rodzina… – mruknęłam, patrząc na Andrzeja i znacząco poruszając brwiami. Wyglądało jednak na to, że niezbyt się przejął sposobem bycia męskiej części rodziny Szyftów.

– Fajny dzieciak – ocenił.

– Ale nie wtedy, jak ma się go dwadzieścia cztery godziny na dobę. Potrafi wykończyć brygadę komandosów. I ciesz się, że moja matka została w domu.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «wiedźma.com.pl»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «wiedźma.com.pl» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «wiedźma.com.pl»

Обсуждение, отзывы о книге «wiedźma.com.pl» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x