We wnętrzach budynków mieściły się składy książek. W centrum każdej sali stały wysokie płyty z szarego i czerwonego, ziarnistego kamienia, przyozdobionego zawiłymi wzorami starych napisów. Przed nimi znajdowały się kamienne stoły ofiarne.
Boczne kaplice na wyższych piętrach były zastawione szafami i regałami pełnymi książek. W przerwach pomiędzy nimi piętrzyły się stosy na wpół zetlałych rękopisów, gazet, reprodukcji lub sztychów. Był to obraz dobrze znany Rodis: na planecie Jan-Jah nie było specjalnie zbudowanych archiwów, posługiwano się zatem byle jak przystosowanymi starymi budynkami. Nie było także prawdziwych muzeów ze stałymi ekspozycjami, dioramami optycznymi, odpowiednio oświetlonymi, chronionymi przed kurzem i zmianami klimatycznymi.
Na górnych piętrach znajdowały się też liczne, różnej wielkości pokoje niewiadomego przeznaczenia, wąskie korytarze, chybotliwe balkony i antresole.
Kiedy „żmijowaty” oprowadzał Rodis, by wybrała dla siebie pokój mieszkalny, inżynier Tael, jak zwykle towarzyszący ziemskiej „władczyni”, zdążył jej szepnąć, by uparła się na piąty budynek od bramy. „Żmijowaty” przypuszczając, że przybyszka zechce zakwaterować się bliżej głównego wejścia, wyraźnie się ucieszył, lecz zapytał po chwili z tchórzliwą ostrożnością, czemu spodobał się jej akurat piąty chram.
— Najlepiej zachowany budynek — odparła bez namysłu — a do tego na podeście schodów znajduje się najwspanialsza żmija.
— W rzeczy samej, w samej rzeczy! — zgodził się „żmijowaty”.
Faj Rodis nie żartowała. Rzeźba żmii w piątym chramie rzeczywiście odróżniała się od dwóch typów wizerunków występujących na całej planecie. Zazwyczaj wyobrażano żmiję unoszącą się z szerokich pierścieni w groźnej postawie atakującej kobry lub stojącą na końcu ogona niczym rozciągnięta sprężyna z paszczą wzniesioną ku niebu. Oba typy przedstawień wyrażały gniew i gotowość bojową.
W piątym chramie bezimienny rzeźbiarz wykonał ogromną, żeliwną żmiję w pozie rozpaczy: niesymetryczne, jakby wyłamane w konwulsjach pierścieniowate zwoje, odchylona do tyłu w udręce górna część tułowia, wąski pysk rozwarty w niemym krzyku. Gadzina odczuwała niewolę podobnie jak ludzie i próbowała się z niej wyrwać. Twórca, bez wątpienia, przedstawił koncepcję inferna.
Rodis zaprowadzono do dwóch urządzonych naprędce, niewielkich pokojów, pachnących kurzem i starym papierem, mieszczących się na mansardzie piątego budynku. Wcześniej wniesiono przywiezione umeblowanie. Faj chciała wybrać dwa wygodne, kwadratowe pokoje w tych samych rozmiarach, lecz znowu Tael, znalazłszy odpowiedni moment, doradził jej urządzić się w dwóch asymetrycznych w kształtach pokoikach, w pobliżu szczytu dachowej krzywizny. „Żmijowaty” nakazał „liliowym” wnieść wszystkie rzeczy (cały dobytek Rodis składał się, jak wiadomo, z SDG i torby z zapasowymi bateriami) i zaczął się żegnać, informując, że będzie odwiedzał od czasu do czasu władczynię Ziemian, by sprawdzić, czy ma wszystkie wygody.
— Wielki i mądry — dodał, gnąc się w zwyczajowym ukłonie — polecił mi przekazać, by ze względu na własne bezpieczeństwo nie opuszczała pani Skarbnicy Historii. Tutejsza straż jest odpowiednio wyszkolona, by odeprzeć atak. Na ulicach miasta zawsze jest niebezpiecznie, a władca — kolejny ukłon — jest pewien, że odmówi pani licznej ochrony.
— Odmówię!
— Wielki Czojo Czagas przewidział wszystko! Teraz już pójdę. Pozostaje do pani pomocy, jak wcześniej, inżynier Honteelo Tollo Frael.
„Żmijowaty” niedbale skinął głową inżynierowi i wyszedł. Drewniana podłoga i schody skrzypiały pod ciężkimi krokami. Potem w starej świątyni zapadła cisza.
Milczący dotąd z obojętnym licem Tael ożywił się. Nakazując gestem milczenie Rodis, wydobył tabliczkę do notowania, nakreślił parę znaków i podsunął jej. Przeczytała: „Czy SDG może być detektorem urządzeń elektronicznych i trucizn chemicznych?” Kiwnęła potwierdzająco głową i włączyła dziewięcionoga. Robot wysunął migoczącą, zielonkawą latarenkę, której promień omiótł pomieszczenie, nie zmieniając koloru. Za to krawędź czarnej kulki lokalizatora w mig pokryła się smużkami, wskazując dwa kierunki w pierwszym pokoju i cztery w następnym. Kierując się tymi wskazówkami, Tael znalazł w umeblowaniu, w szafie i framudze okna sześć pojemników z ciemnego drewna. Zgodnie z niemą sugestią inżyniera, Rodis poraziła każdy z nich potężnym ultradźwiękiem. Operacja trwała zaledwie parę minut. Tael odetchnął z ulgą i poprosił Faj, by włączyła pole ochronne.
— Teraz można swobodnie rozmawiać — oświadczył, siadając na tapczanie.
— Po co te środki ostrożności? — spytała z uśmiechem Ziemianka. — Niech sobie słuchają i zapisują.
— W żadnym wypadku! — zawołał entuzjastycznie inżynier. — Zaraz wszystko pani zrozumie! Czagas, wybierając tak odosobnione miejsce, popełnił pierwszy poważny błąd. W starych świątyniach są całe labirynty sekretnych komnat, zapomnianych z biegiem czasu i nieznanych władcom, ponieważ dalekowzroczni uczeni, historycy i architekci, zdołali zachować je w tajemnicy dla nas, „dży”. W dwóch podobnych miejscach, w Wieży Lustrzanej na tylnej półkuli i w Kopule Białych Gwiazd w stolicy, duplikują teraz przyrządy DPA i IKP… A ta Świątynia Czasu zbadana została niedawno. Mój przyjaciel architekt, specjalista od starych budowli, znalazł przypadkiem stare plany. Jest tu pani całkowicie swobodna. W każdej chwili może pani opuścić Skarbnicę Historii pod nosem „liliowych” albo spotkać się tutaj, z kim pani ma ochotę.
— Ważniejsza jest druga sprawa — odpowiedziała uradowana Rodis — mianowicie bezpieczeństwo odwiedzających mnie ludzi. Nie potrzebuję wychodzić teraz do miasta. Śledzona, mogę ściągnąć na kogoś kłopoty. A w ogóle mogę zawsze, kiedy zechcę, przejść między strażami „liliowych”.
— Naprawdę? — spytał Tael ze zdumionym podziwem. — Jak to możliwe?
— Zobaczy pan — obiecała. — Kiedy możemy zobaczyć te plany?
— Jutro przyprowadzę architekta, a teraz pokażę pani podziemne przejście. Muszę wkrótce odejść, żeby nie ściągać na siebie podejrzeń, zbyt długo rozmawiając z panią bez świadków… Tak to wygląda.
Inżynier wszedł do tylnego pokoju, przeznaczonego na sypialnię, uklęknął obok ściany nośnej i ująwszy stopę Rodis, ustawił jej czubek naprzeciwko niemal niezauważalnej szpary w podłodze. Lekko naciskając na piętę, sprawił, że nacisnęła ukrytą zapadkę. Mocne sprężyny odsunęły na bok długą i wąską płytę. Z pionowej szczeliny zaleciało zaduchem podziemi. Inżynier wszedł w ciemną jamę, prowadząc za sobą Rodis. Zapalił latarkę i wskazał zardzewiałą dźwignię, za której naciśnięciem wejście się zamykało.
— Tędy można tylko wejść, a wraca się inną drogą. W tamtych czasach automatyka była niedoskonała, nie ocalałaby zresztą w ciągu wielu stuleci — powiedział.
Zeszli po wąskich schodach między grubymi murami, dwa razy skręcili i zaczęli wchodzić do góry. Na najwyższym stopniu sterczała ze ściany sierpowata rękojeść. Faj nacisnęła ją i mimo woli zmrużyła oczy od światła, znalazłszy się w swojej sypialni, tyle że z drugiej strony.
Tael podskoczył, uchwycił za krawędź gzymsu nad oknem i zręcznie uwiesił się na nim, zamykając ścianę.
— Jeśli ktoś niechcący obróci rączkę, przejście i tak pozostanie zamknięte. — Tormansjanin cieszył się jak chłopiec, który znalazł skarb. — Jutro będziemy czekać na panią za ścianą o tej samej porze. Jeśli pojawi się jakaś przeszkoda, proszę nadać sygnał ultradźwiękowy SDG. Jedzenie będą pani dowozić z pałacu Coama. Proszę niczego nie jeść, sami dostarczymy pani pożywienie. Znając pani dobry smak, nie sądzę, by uznała pani nasze jedzenie za niejadalne. Dziś jednak proponuję pościć.
Читать дальше