Catherine Coulter
Godzina śmierci
Tytuł oryginału Eleventh hour
FBI tom: 7
Tłumacz: Gerasimiuk Katarzyna
SAN FRANCISCO
Nick siedziała skulona w ławce pośród nocnej ciemności kościoła, z twarzą ukrytą w dłoniach. Była tutaj, bo ksiądz Michael Joseph błagał ją, by tu przyszła. Błagał, żeby pozwoliła sobie pomóc. Chyba tyle mogła dla niego zrobić? Chciała przyjść nocą, kiedy wszyscy już dawno spali, a ulice były puste, a on się zgodził i nawet się uśmiechnął. Był dobrym człowiekiem i bardzo dbał o swoich parafian.
Będzie czekała? Westchnęła na myśl o tym. Dała słowo, wymógł to na niej, jakby wiedział, że może to ją tutaj zatrzyma. Patrzyła, jak podchodzi, uważnie obserwowała, jak nagle zwalnia kroku, zatrzymuje się na chwilę i kładzie rękę na małej klamce drzwi konfesjonału. Patrząc na niego, odniosła wrażenie, że wcale nie chciał otwierać tych drzwi, nie chciał tam wchodzić. Ale w końcu, jakby przywołał się do porządku, otworzył drzwi i wszedł do środka.
W wielkim kościele panowała całkowita cisza. Powietrze zamarło po tym, jak ksiądz Michael Joseph zniknął w tej ciasnej, dusznej klitce. Ciemne cienie czaiły się nie tylko po kątach kościoła, ale zakradły się nawet do głównej nawy i pochłonęły także ją. Tylko mała smuga księżycowego światła wdzierała się nieśmiało przez witrażowe okno.
Zdawałoby się – oaza spokoju, ale wcale tu nie było spokojnie. Coś było w kościele, coś niespokojnego i wcale nie duchowego. Nasłuchiwała uważnie.
Usłyszała, jak drzwi do kościoła otwierają się. Odwróciła się i ujrzała człowieka, który najwyraźniej poczuł nagłą potrzebę spowiedzi i energicznie wkroczył do środka. Wyglądał dość zwyczajnie, był szczupły, miał krótkie czarne włosy i ubrany był w długi trencz. Zatrzymał się, rozejrzał wokół, ale nie mógł zobaczyć jej pośród ciemności. Widziała, jak podchodzi do konfesjonału, gdzie czekał ksiądz Michael Joseph, otworzył drzwi i wśliznął się do środka.
W kościele znowu zapanowała głucha cisza. A ona siedziała tak, wtopiona w cień i spoglądała w stronę konfesjonału pogrążonego w mglistym, niewyraźnym świetle. Ale nic nie usłyszała.
Jak długo może trwać spowiedź? Była przecież protestantką, skąd mogła to wiedzieć? Przyszło jej do głowy, że musi być jakiś związek pomiędzy liczbą grzechów a długością spowiedzi. Nawet ją to rozśmieszyło.
Poczuła nagły powiew zimnego powietrza na długo przed tym, zanim naprawdę się poruszyło. Pomyślała, że to dziwne, i dokładniej okryła się swetrem.
Spojrzała na ołtarz, jakby w poszukiwaniu natchnienia, może jakiegoś znaku i poczuła się głupio.
Co powinna zrobić, kiedy ksiądz Michael Joseph skończy spowiadać? Złożyć rękę w jego wielkich dłoniach i wszystko mu wyznać? Jasne, jakby kiedykolwiek wcześniej to robiła.
Podniosła oczy wyżej: łagodny kształt ołtarza rozmazywał się w mglistym świetle, a cienie miękko czaiły się za jego krawędziami.
Może ksiądz Michael Joseph chciał, żeby posiedziała tutaj całkiem sama. Przyszło jej nawet do głowy, że chciał, żeby ona raczej porozmawiała sobie z Bogiem, a nie z nim. Ale ona nie czuła potrzeby modlitwy. Może była gdzieś w głębi jej serca, ale tam stanowczo nie zamierzała zaglądać.
Tak wiele się wydarzyło, a jednocześnie tak niewiele. Nieznane jej kobiety nie żyły. A ona tak. Przynajmniej na razie. On miał tyle możliwości, tyle oczu i uszu; ale teraz była bezpieczna.
Zdała sobie sprawę, że teraz, siedząc w ciszy i ciemności kościoła, nie była już tak przerażona jak jeszcze dwa i pół tygodnia temu. Stała się bardziej czujna. Przyglądała się twarzom ludzi mijających ją na ulicy. Jedne ją przerażały, inne nie robiły na niej żadnego wrażenia, tak jak ona nie robiła wrażenia na nich.
Czekała. Spoglądała na ukrzyżowanego Chrystusa i doznała dziwnego uczucia bólu, pomieszanego z nadzieją. Czekała dalej. Powietrze jakby się poruszyło, ale nadal panowała martwa cisza, nie słychać było choćby szeptu dochodzącego z konfesjonału.
Tymczasem w konfesjonale ksiądz Michael Joseph powoli i głęboko odetchnął, aby odzyskać równowagę. Nie chciał nigdy więcej widzieć tego mężczyzny. Kiedy ten zatelefonował do księdza Binneya i powiedział, że może przyjść tylko późno w nocy, przepraszał, ale twierdził, że grozi mu niebezpieczeństwo i że musi się wyspowiadać, a ksiądz Binney zgodził się. Mężczyzna powiedział księdzu Binneyowi, że musi widzieć się z księdzem Michaelem Josephem, i tylko z nim – ksiądz Binney zgodził się i na to.
Ksiądz Michael Joseph bał się, bo wiedział, dlaczego ten mężczyzna znowu tutaj przyszedł. Podczas poprzedniej spowiedzi udawał skruszonego, cierpiącego człowieka, który chce przestać zabijać i szuka duchowego wsparcia. Kiedy zjawił się tutaj drugi raz, przyznał się do kolejnego morderstwa, i przyszło mu to z taką łatwością, jakby wcześniej sobie wszystko przygotował, mówił płynnie i bez zająknięcia, ale ksiądz wiedział, że nie żałuje on za grzechy, że… no właśnie – co? Ksiądz nie mógł pojąć, że mężczyzna chciał napawać się świadomością, że ksiądz nie może zrobić nic, by go powstrzymać. Oczywiście ksiądz Michael Joseph nie mógł powiedzieć księdzu Binneyowi, dlaczego nie chciał widzieć tego grzesznika. Tak naprawdę nigdy nie wierzył w ludzkie zło. Aż do strasznych wydarzeń z 11 września i do spotkania z tym człowiekiem. Po raz pierwszy przyszedł dziesięć dni temu, potem w ubiegły czwartek i dziś w nocy znowu. Ksiądz przeczuwał, że ten człowiek był zły, nie miał wyrzutów sumienia, i był pozbawiony ludzkich uczuć. Zastanawiał się, czy kiedykolwiek naprawdę czegoś żałował. Raczej nie. Ksiądz usłyszał, jak mężczyzna naprzeciw niego głęboko odetchnął, a następnie przemówił łagodnym, jednostajnym głosem:
– Wybacz mi, Ojcze, bo zgrzeszyłem.
Wszędzie rozpoznałby ten głos, nawet w snach go słyszał. Nie wiedział, czy jest w stanie go znieść. Wreszcie przemówił cienkim, słabym głosem:
– Wyznaj swoje grzechy.
Zaczął modlić się do Boga, aby nie usłyszeć wyznania o kolejnym morderstwie.
Mężczyzna zaśmiał się szyderczo, a ksiądz Michael Joseph w tym śmiechu usłyszał obłęd.
– Ja też witam księdza. Wiem, co ksiądz myśli, i to prawda. Owszem, zabiłem tego żałosnego fiuta. Udusiłem go garotą. Wie ksiądz, co to jest garota?
– Wiem.
– Próbował włożyć ręce pod obrożę, poluzować ją, uwolnić się i złagodzić nacisk, ale drut był tak rozkosznie mocny. Nic nie mógł zrobić. Trochę go poluzowałem, by dać mu nadzieję.
– Nie słyszę skruchy w twoim głosie, żadnych wyrzutów sumienia, ale zadowolenie z popełnionego zła. Zrobiłeś to dla przyjemności…
– Ale nie znasz jeszcze całej historii, ojcze – odpowiedział mężczyzna niskim, poważnym głosem.
– Nie chcę już niczego słuchać.
Mężczyzna roześmiał się głębokim, dźwięcznym śmiechem. Ksiądz Michael Joseph milczał. W konfesjonale było zimno i duszno, ciężko się oddychało, cały zlany był zimnym potem, a sutanna przyklejała się do skóry… Cz u ł woń własnego potu, strachu i obrzydzenia do tego potwora.
Dobry Boże, spraw, aby to monstrum teraz odeszło i nigdy nie powróciło.
– Kiedy tylko poczuł, że poluzowałem drut wystarczająco, aby mógł oddychać, znowu zacisnąłem go mocno, tak szybko, że przeciął jego palce aż do kości. Umarł z rękami zaciśniętymi wokół własnej szyi. Proszę o rozgrzeszenie, ojcze. Czytał ksiądz gazety? Jak nazywał się ten mężczyzna?
Читать дальше