— Wróćmy lepiej do poprzedniego stanu — rzekła cicho Rodis.
Czagas opadł na kanapę, sięgając nerwowo po przybory do palenia na pobliskim stoliku.
Faj Rodis spokojnie, bez słowa, przysiadła bokiem na brzeżku kanapy. Oszołomiony mężczyzna zapalił fajkę. Po raz pierwszy od wielu lat nie wiedział, co robić. Udawać, że nic nie zaszło, czy się rozgniewać?
Rodis przyszła mu z pomocą. Gra była skończona, a z magarani pozostało tylko białe sari.
— Czyżby władca planety tak samo podlegał instynktom jak najciemniejszy „kży”? — spytała, posługując się terminologią Jan-Jah.
Czagas odrzucił z oburzeniem taką sugestię.
— Dając się pani oczarować, nie okazałem tego należycie, lecz sama pani jest temu winna!
Faj całą swą postawą wyraziła zdziwienie.
— Naprawdę wystarczy panu spotkać się kilka razy z kobietą niepodobną do innych, by zapałać do niej nieokiełznanym pragnieniem? — spytała tonem namysłu, silnie działającym na władcę. — Mogę zrozumieć ludzi mało inteligentnych, nisko postawionych w waszej hierarchii, ciężko uciśnionych. To dla nich konieczność, ale dla pana!
Oblicze władcy na moment posiniało, lecz zaraz zapanował nad sobą.
— Mówi tak pani, bo nie rozumie moich prawdziwych motywów. Chciałem się upewnić w swoim pociągu do pani i prosić przy tym o jedyną ważną rzecz!
— I co, przekonał się pan?
— Przekonałem. — Znany już uśmieszek skaził na chwilę oblicze władcy, lecz poskromił grymas wyćwiczonym odruchem. — Widzi pani, po raz pierwszy muszę prosić, zamiast rozkazywać…
— To przykre. Władza absolutna niszczy nieuchronnie ludzi. W dzieciństwie i młodości też zawsze pan rozkazywał? Przecież władza nie jest u was dziedziczna?
— Niestety, nie. Wspomnienia doznanych za młodu poniżeń, chociaż znikają z czasem, wracają niekiedy i palą żywym ogniem!
— W istocie! Kompleks urazy i niższości jest nieunikniony u każdego, kto zdobędzie władzę. Czy jednak każda prośba poniża? Nie musiał pan o nic prosić matki, ojca, mentorów i nauczycieli? Pierwszą ukochaną?
— Odbiegamy od tematu. Wróćmy do mojej prośby — rzekł oschle władca. — Pani, ze swą głęboką intuicją i czułą empatią, wydaje mi się najgenialniejsza ze znanych mi kobiet. Nie mówiąc już o wiedzy, sile psychicznej, czy o urodzie, która w końcu także jest ważna.
— Przypominam sobie rozmowę o uwodzeniu — odparła Rodis ze śmiechem. — Czym ma mnie pan zamiar poniżyć?
— Poniżyć? Na Wielką Żmiję! Chcę panią wywyższyć nad całą planetą Jan-Jah i chcę, by się mi pani oddała!
Faj Rodis wyprostowała się czujnie.
Czojo Czagas spokojnie kontynuował:
— Żeby urodziła mi pani syna. Mam nadzieję, że na Ziemi nauczyli się sterować genetyką i może pani urodzić dziecko wybranej płci?
— Dlaczego chce go pan począć ze mną? Ma pan na swoje usługi pół miliarda Tormansjanek!
— Pozostają daleko w tyle za panią, jeśli chodzi o zdrowie, doskonałość ciała i duszy. Nasz syn będzie pierwszym dziedzicem planety Jan-Jah, czy jak tam zechce ją nazwać. Być może nazwie ją pani imieniem!
Na smagłej skórze Rodis rumieniec oburzenia nie był zbytnio widoczny.
— Marzy się więc panu następca? Dlaczego?
— Cel jest oczywisty: ulepszyć życie na planecie. Osiągnięcie go możliwe jest wyłącznie dzięki wzmocnieniu władzy absolutnej. Władca powinien wznieść się wyżej od innych, być bogiem planety i całego ludu!
— Zdaje się, że to się wam udało — odparła Rodis, hamując wzburzenie. — Pan i jego zausznicy stoicie tak wysoko nad masami Jan-Jah, jak to było możliwe na Ziemi tylko w starożytnych imperiach.
Czojo Czagas skrzywił się, ale zaraz pochylił się ufnie ku niej i zaszeptał:
— Proszę zrozumieć, że mój umysł nie jest aż tak wszechwładny, by zmusić do szczerego posłuszeństwa wszystkich moich poddanych!..
— Ale jest pan wystarczająco mądry, by to zrozumieć. Zrozumieć niemożność ogarnięcia przez jednego człowieka kolosalnej sumy wiedzy, jaka jest potrzebna, by naukowo władać planetą. Ma pan jednak uczonych, którzy pomogą. Szkoda, że im pan nie ufa, jak zresztą nikomu.
— Tak, tak! Nie mogę się bez nich obejść, bez tych „dży”, ale im nie dowierzam. Uczeni to kłamcy, tchórze i nikczemne sługusy. Całe pokolenia okłamywali władców i lud Jan-Jah, a o ile wiem, podobnie było w przeszłości na Ziemi. Obiecywali, że planeta może wykarmić nieograniczoną ilość ludzi i nie sprawdzili dokładnie, jaka liczba przekroczy ten próg. Nie uwzględnili szkodliwości nawozów sztucznych, zatruwających gleby i roślinność, lekceważyli konieczność odpowiedniej przestrzeni życiowej dla każdego człowieka. Ignorując te fakty, mieli czelność wygłaszać twierdzenia kategoryczne. W rezultacie sprowadzili na nas straszną katastrofę. Osiemdziesiąt lat Głodu i Mordu! Co prawda, zapłacili za pomyłki i zbytnią pochopność sądów. Tysiące uczonych powieszono głowami w dół na bramach miejskich lub przed ich instytutami. Zawsze okłamywali władców, szczególnie matematycy i fizycy, w kwestii realnych postępów, których nie znał nikt oprócz nich. Podobnie postępowali niegdyś na Ziemi magowie i kapłani. Dlatego nie lubię uczonych. Miałcy i próżni ludzie, zepsuci wygodnym życiem, którzy myślą, że pozjadali wszystkie rozumy!
Faj Rodis, zaciekawiona jego szczerością, uśmiechnęła się w zamyśleniu.
— Cała ich wina polegała na braku dwustronnego myślenia, prawdziwej dialektyki. Nie rozumieli, że wobec nieogarnionej różnorodności świata, metody matematyczne przypominają ludzką mowę. Mowa jest także jednym z najbardziej logicznych tworów ludzkiego myślenia. Można igrać słowami, dowodząc wszystkiego, czego się tylko zapragnie, a dowody matematyczne można dopasować do każdej tezy. Takimi sztuczkami nieraz zabawiali się ziemscy uczeni.
— Bezkarnie?
— Jak można karać za umysłowe igraszki? Proszę nie odbierać wszystkiego na serio, nie traktować jako powodu do obrazy. Sam pan przypomina matematyka, wydając dekrety i nakazy, wierząc w to, że zmieni słowami rozwój społeczeństwa i bieg historii.
— Kto więc może to zrobić?
— Tylko sami ludzie!
— Przecież wpływamy na ludzi!
— Nie tak! Każda przemoc nieuchronnie rodzi opór, który będzie rozlewał się niepowstrzymanie, a objawi się nie od razu, lecz z czasem, w zupełnie niespodziewanym momencie.
— Może pani dać przykład?
— Jest ich wiele. Weźmy awans społeczny w systemie opartym na rangach i stopniach. Taki ustrój rodzi automatycznie niekompetencję na wszystkich szczeblach hierarchii.
— Właśnie chciałbym ulepszyć system, zaczynając od samej góry. Mówiłem o uczonych, by pani zrozumiała, że chcę dać Jan-Jah władcę przewyższającego siłą umysłu naszych uczonych chłystków. Wyłudzają ode mnie wielkie środki, obiecując wysokie osiągnięcia techniczne. W praktyce okazuje się, że każdy krok na drodze nowych odkryć jest potwornie kosztowny i okazuje się bezużyteczny dla planety. Nie bez powodu zakazano u nas lotów kosmicznych. Nauka wiedzie nas w ślepą uliczkę, ja zaś nie jestem w stanie przewidzieć wszystkich pomyłek i kantów. Mogę jedynie utrzymywać swoje uczone sługi w ciągłym strachu, że w dowolnym momencie pchnę na nich masy „kży”, które rozprawią się z nimi tak bezlitośnie, że pamięć o tym pozostanie na wieki.
— Taka pamięć już pozostała na Jan-Jah i na Ziemi po upadku chińskiego pseudo-socjalizmu — wtrąciła Faj.
— Historia się powtarza.
— Pan ją powtarza, ale zdaje pan sobie sprawę, że to wielki błąd ludzkości. Po co go znowu powtarzać?
Читать дальше