— Pamiętam tę legendę i wiem teraz, że pozostała po naszych prawdziwych przodkach! Tylko u nas opowiada się, że to wino było z roślin wyrosłych na grobie miłości. U was także?
— Tak.
— I to była bogini smutku! A zatem do jutra! Dobrze?
Inżynier Tael sam wyłączył ekranizowanie i wyszedł, nie oglądając się, ostrożnie zamykając za sobą ciężkie, wysokie drzwi.
Faj Rodis położyła się na kanapie, opierając podbródek na splecionych dłoniach. Rozmyślała o swej podwójnej roli na planecie Jan-Jah. Przebiegły władca, czyniąc z niej tajną więźniarkę swego pałacu, odizolował ją tym samym pod mieszkańców planety. Jednocześnie dał jej niechcący możliwość wniknięcia w samą istotę władzy nad planetą, zanalizować bezpośrednio ustrój oligarchiczny, który trudno było pojąć człowiekowi z wyższego systemu komunistycznego bez osobistego doświadczenia. Osnowa oligarchii wydawała się zasadniczo prosta i praktykowana była dawniej na Ziemi w różnych formach, od despotycznych dyktatur w Asyrii, Rzymie, Mongolii i Azji Środkowej do ostatnich przejawów nacjonalizmu na kapitalistycznym Zachodzie, wiodących nieuchronnie do faszyzmu.
Kiedy jakaś grupa społeczna zaczyna przyznawać sobie wyłączną rację, prowadzi to zawsze do niszczenia jawnych wolnomyślicieli, czyli najinteligentniejszej części narodu. By zdławić wolność, oligarchowie zawsze starali się złamać wolę swoich poddanych, okaleczyć ich psychikę. Do urzeczywistnienia tego zadania próbowali wciągnąć uczonych. Na szczęście upadek nauk biologicznych na Tormansie nie pozwolił tego typu „uczonym” osiągnąć znaczących sukcesów w tych złowieszczych gałęziach biologii, które w niektórych ziemskich państwach przeobraziły w swoim czasie ich narody nieomal w tępe roboty, w ślepych wykonawców cudzej woli. Tutaj, na ubogiej planecie, środki łamania psychiki były równie ubogie: terror i głód plus całkowity rozdział nauki od doświadczenia. Duchowe wartości wiedzy i sztuki, gromadzone przez narody całymi tysiącleciami, zostały zaprzepaszczone. Zamiast nich wprowadzono pogoń za fałszywymi wartościami, za rzeczami, które były coraz gorsze w miarę upadku ekonomii, co konsekwentnie wynikało z psychicznego i moralnego upadku gatunku ludzkiego. Na Ziemi, z powodu różnorodności krajów i narodów, oligarchia nigdzie nie zdobyła tak absolutnej władzy jak na Tormansie. W każdej chwili i w każdym miejscu na planecie władcy mogli zrobić wszystko, co chcieli, wydając polecenie. Wyjaśnienie konieczności lub wytłumaczenie tego, co się stało, pozostawiano uczonym na usługach władzy. Władza absolutna często wpadała w ręce ludzi chorych psychicznie. W dawnych czasach na Ziemi ewidentni paranoicy z ich złowrogą energią i fanatyczną wiarą w swoją prawość zostawali politycznymi lub religijnymi przywódcami. W rezultacie wśród słabszych fizycznie zwiększała się liczba ludzi o psychice maniakalno-depresyjnej, której podstawę stanowił strach przed karą, damoklesowy miecz chronicznego lęku, by przypadkiem nie popełnić pomyłki, popełniając zakazany postępek.
Władcy Tormansa nie musieli się lękać sprzeciwu i dzięki temu byli, na szczęście, pozbawieni kompleksu paranoidalnego i manii prześladowczej, co bez wątpienia uratowało życie milionów ludzi.
„Och, te sny o złocistym niebie, o przystani skrzydlatych okrętów!” — wspomniała Rodis wiersz dawnego rosyjskiego poety. Najbardziej lubiła rosyjską poezję tamtych czasów za jej czystość i wierność człowiekowi. Sny spełniły się całkiem inaczej, niż to się marzyło poecie. Wraz z rozwojem cywilizacji technicznej coraz więcej ludzi było wyłączonych z aktywnego życia albo funkcjonowało w bardzo wąskiej strefie swej specjalizacji, niczego więcej nie wiedząc i nie umiejąc.
Aż do Ery Rozbicia Świata przeciętny człowiek na Ziemi był jednostką wszechstronnie rozwiniętą: mógł zbudować własnoręcznie dom lub statek, widział, jak obchodzić się z koniem i powozić, a jeśli trzeba było, walczyć z mieczem w dłoni w szeregach armii.
Później, gdy było coraz więcej ludzi, stali się nic nieznaczącymi dodatkami do swych wąskich i błahych profesji, biernymi pasażerami różnego rodzaju środków transportu.
Gdyby wyobrazić sobie ludzkość w formie piramidy, to im wyższy, tym bardziej spiczasty i odludny wierzchołek, zatrudniający grupę ludzi aktywnych i szersza podstawa. Jeśli wcześniej poszczególna jednostka była wszechstronna i silna, wraz z wzrostem piramid, tracąc ciekawość życia stawała się coraz słabsza i nieudolna. Wielu myślicieli ERŚ uważało brak życiowych zainteresowań za niebezpieczniejszy od wojny atomowej! Jaka by nie była elita warstw wyższych, coraz mocniej uciskała poddanych, pogłębiając inferno. Wobec takiej tendencji, cywilizacja wyrastająca z kapitalizmu technokratycznego musiała upaść. I upadła! Piramida hierarchiczna władzy na Tormansie objawiała się oczom Rodis jako stopniowo rozszerzająca się pryzma kolejnych warstw. Wspierała się na szerokiej „podstawie”, jakimi były miliardy „kży”, niewykształconych, niezdolnych, obdarzonych „szczęściem” śmierci za młodu.
„Nasi uczeni, zwłaszcza mój Kin Ruh, mieli całkowitą rację — pomyślała — gdy mówili o pomnożeniu inferna, przy braku możliwości wyrwania się z niższych warstw piramidy. Powinna zostać zburzona! Chociaż piramida jest najbardziej stabilną budowlą z wszystkich ludzkich gmachów! Utrącenie samego wierzchołka niczego nie zmienia: na miejsce obalonych zjawiają się nowi, wywodzący się z niższej warstwy. Trzeba zniszczyć samą podstawę piramidy, a do tego konieczne jest oświecenie „kży”.
Rodis wezwała „Ciemny Płomień”. Musiała się naradzić z Gryfem.
Rift pojawił się przed nią w, niestety nieprzekraczalnej, odległości trzech kroków, wyraźnie ucieszony nadprogramowym spotkaniem.
Opowiedziała mu o piramidzie i komandor zamyślił się.
— Tak, to jedyne wyjście. Zresztą, jest to klasyczna metoda wszelkich typowych rewolucji. Piramida rozpadnie się tylko wtedy, gdy w niższych klasach dojrzeją siły gotowe do zbudowania nowego społeczeństwa. Twój inżynier musi zrozumieć, że w tym celu niezbędny jest sojusz „dży” i „kży”. Inaczej Tormans nigdy nie wydobędzie się z inferna. Konflikt pomiędzy nimi jest głównym rdzeniem oligarchii. Nie mogą się obejść bez jednych i drugich, sami jednak egzystują dzięki ich antagonizmowi. Jedni i drudzy tak samo szamoczą się w solidnych klatkach, stworzonych wysiłkami obu klas społecznych. Im bardziej są sobie wrodzy, tym klatka się staje mocniejsza. Trzeba dać im nie tylko wiedzę, ale też broń.
— Nie możemy rozdawać broni na oślep — odparła Rodis — a powszechna oświata rozwija się zbyt wolno! Obecnie najważniejsze są dla nich środki obrony, nie ataku, dokładnie środki obrony przed despotyzmem. Dwa silne urządzenia: DPA, wskaźnik psychologii i IKP, indykator krótkiej pamięci, uchronią powstające grupy przed szpiegami, pozwolą im się rozwinąć i umocnić.
— Zgadzam się, lecz informacje trzeba inaczej rozpowszechniać — stwierdził Gryf. — Na początku zadziałaliśmy naiwnie, tworząc niebezpieczną sytuację. Proponuję zawiadomić władców o zakończeniu pokazów filmowych. Powiesz im prawdę, my zaś tymczasem przygotujemy milion nagrań, których setka bez trudu pomieści się w kieszeni każdego. Zamiast kontynuować seanse, zaczniemy rozdawać nagrania z informacjami wideo na każdy ważny dla nich temat. Ci, którzy oglądali filmy, potwierdzą, że te informacje są realnie prawdziwe, zebrane dla błądzących w ciemnościach.
— Zrozumiałam dzisiaj, że oprócz DPA konieczny jest trening psychologiczny, który uwolni ich od strachu przed prześladowaniami i od fetyszyzacji władzy. Zbyt szeroko rozeszły się tutaj związki ludzi z państwem. Wisi ono nad nimi jak złowieszcza, wszechmocna siła. Najwyższy czas, aby zrozumieli, że w normalnym społeczeństwie jednostka i naród stanowią jedność, nie antagonizm. Przejście od jedności do wielości i odwrotnie jest właśnie tym, czego nie rozumieją, myląc cele i środki, wiedzę z techniką, ilość z jakością.
Читать дальше