— Żeby osiągnąć to, co nie udało się przodkom!
— I marzy pan o genialnym potomku, któremu powierzy planetę? — spytała cicho.
— Dokładnie tak! Szczytny cel! Wierzycie, że przybyliście tutaj dla dobra moich ludzi. Oto prawdziwa możliwość dobrego uczynku! — Czojo Czagas oblizał wargi w szczerym uniesieniu.
— Strasznie jest pan naiwny, władco planety! — zagrzmiała w odpowiedzi Faj.
— Co?!
Rodis wyciągnęła ku niemu dłoń uspokajającym gestem.
— Przepraszam za krzywdzącą ostrość stwierdzenia. Nie może pan wydobyć się z noosfery Jan-Jah. Wszelkie uprzedzenia, stereotypy i wrodzony człowiekowi konserwatyzm myślowy władają także najwyżej postawionym człowiekiem w państwie. Myśli, refleksje, marzenia, idee, obrazy nawarstwiają się w ludzkości i towarzyszą nam niewidzialne, całymi tysiącleciami wpływając na kolejne pokolenia. Wraz z jasnymi wizerunkami nauczycieli, twórców piękna, rycerzy króla Artura czy ruskich bohaterów mroczna fantazja kreowała także krwiożercze demony, sataniczne kobiety i okrutników. Byty w rodzaju zastygłych kadrów, form myślowych w noosferze, mogły funkcjonować nie tylko na zasadzie halucynacji, ale też wywoływać konkretne rezultaty, wpływając poprzez psychikę na ludzkie zachowania. Oczyszczenie noosfery z kłamstwa, sadyzmu i maniakalnie złowieszczych idei wymagało wielu trudów ze strony ludzkości. Tu, u was, niemal fizycznie odczuwam kolczastą noosferę agresji i zawziętości. Zapewne i w tym zawinili uczeni, których tak pan nie lubi. Próbując zmienić człowieka w maszynę, popełnili niebezpieczny błąd, rozprzestrzeniając w noosferze jednostronny, linearnie logiczny ciąg myślenia, uznany za istotę rzeczy.
— Niech i tak będzie! Tym bardziej potrzebny nadczłowiek!
— Nie! Ludzki mózg zmienia się bardzo wolno pod względem fizycznym. Długotrwałość nawet naszej ziemskiej cywilizacji jest znikoma i dlatego nie wniosła do niego istotnych zmian. Wszelki postęp zależy od okoliczności.
— Od warunków otoczenia?
— Nie tylko. Zginęły miliony zdolnych ludzi, nie dając światu tego, co mogli, tylko dlatego, że zabrakło harmonii między ich zdolnościami, potrzebami społeczeństwa i poziomem ogólnej świadomości. To dlatego nie mogę sobie wyobrazić swojego syna w roli władcy na tak niskim poziomie wiedzy.
— Jak to niskim?!
— Tak, panie przewodniczący, żądza władzy, wywyższania się nad innymi, pomiatania ludźmi to jeden z najbardziej prymitywnych instynktów, najbardziej jaskrawo ujawniających się u samców pawianów. Emocjonalnie to najniższy i najbardziej mroczny poziom uczuć!
— Chce pani powiedzieć…
— Dodam jeszcze, że gdyby rzeczywiście miał pan syna, przyszłego dziedzicznego władcę o wyróżniającym się intelekcie, z pewnością przyniosłoby to nieszczęście. Zgodnie z prawem Strzały Arymana…
— Co znowu za Strzała?
— Nazywamy tak umownie tendencję źle zorganizowanego społeczeństwa z moralnie obciążoną noosferą pomnażania bólu i zła. Każde działanie, choć pozornie humanitarne, owocuje w nim cierpieniem dla poszczególnych jednostek, większych grup i całej ludzkości. Idea głosząca dobro, w trakcie urzeczywistniania ma tendencję nieść ze sobą coraz więcej zła, stając się złowrogą. Społeczeństwo niższe typu kapitalistycznego nie może się obejść bez kłamstwa. Zbawienne kłamstwo tworzy też własne demony, zatruwające wszystko: przeszłość, a właściwie jej wyobrażenia, teraźniejsze działania i przyszłe rezultaty tych przedsięwzięć. Kłamstwo jest największym nieszczęściem degradującym ludzkość, jej szczytne zamierzenia i światłe marzenia.
— Widzę, że niczego u was nie zrobiono, by stworzyć system chroniący przed kłamstwem i oszczerstwem, bez tego zaś społeczeństwo czeka nieuchronnie upadek moralny, tworzący podglebie dla uzurpacji władzy, tyranii lub fanatycznego i maniakalnego „przewodnictwa”. Już nasi dawni przodkowie odkryli prawo niekorzystnych zbieżności lub prawo Finnegana, jak nazwali pół żartem poważną tendencję wszelkich procesów społecznych okazujących się porażką, pomyłką i ruiną z punktu widzenia człowieka. Oczywiście to tylko częściowe odzwierciedlenie wielkiego procesu wypośrodkowania, zgodnie z którym niższe lub wyższe struktury odrzucają owe zjawiska. Człowiek całe wieki próbował dokonać postępu, nie tworząc dlań odpowiedniej bazy, pragnąc budować na piasku. Rozwój w przyrodzie opiera się na ślepej walce o byt. Natura w rozwoju swoich struktur rzucała już tryliony razy kostkami do gry, a człowiek pyszni się swymi pierwszymi próbami, jak mądrym eksperymentem. Trzeba całego mnóstwa doświadczeń, by dorównać jej złożoności i znaleźć odpowiedzi na wiele problemów.
— Ludzkie społeczeństwo jest tworem ludzi, a nie przyrody, dlatego nie mogło sobie pozwolić na miliony prób i prawo Finnegana dla struktur socjalnych przemienia się w Strzałę Arymana z ukierunkowaną tendencją eliminowania mniejszości, to znaczy ideałów. W przyrodzie dobór naturalny następuje na ogromnej przestrzeni czasowej, dlatego że natura dokonuje go, tworząc w organizmach wielokrotnie powielane mechanizmy obronne i odpornościowe.
— Przeobrażenie w ludzkim społeczeństwie prawa Finnegana w Strzałę stanowi tragedię, ponieważ uderza wprost w wyższe dążenia człowieka, we wszystko, co ambitne i wzniosłe, w tych, którzy dążą do postępu, przy czym mam na myśli prawdziwy postęp, polegający na wydostaniu się z inferna.
— Jak uniknęliście tej Strzały?
— Dokładnymi rozważaniami i przemyśleniami przed podjęciem każdego działania, chroniącymi przed ślepą igraszką losu. Powinniście zacząć od wychowywania odpowiednio dobranych ludzi, tworząc dla nich systemy ochronne.
Czojo Czagas pokręcił głową.
— To niemożliwe. Zbyt daleko zaszło skarlenie ludu Jan-Jah. Uszkodzenie genotypu spowodowało słabość fizyczną i doprowadziło do duchowego konformizmu. W naszych warunkach konieczna jest szybka wymiana pokoleń. Sama pani mówiła: im częściej rzucasz kostkami, tym większa szansa wygranej.
— Natura nie liczy się z ofiarami w drodze do celu. Mądry człowiek tak nie postępuje. — Faj Rodis wstała, widząc jałowość tej rozmowy.
— Więc pani odmawia? — spytał z ukrytą pogróżką.
— Oczywiście. Gdyby mogło to odmienić los ludności Jan-Jah, gotowa byłabym oddać własne dziecko, chociaż matce ciężko zostawić je w dalekim i obcym świecie. Nigdy jednak nie powołam na świat przyszłego władcy i nieszczęsnego ciemiężyciela.
Czagas podnosił się powoli, jakby zastanawiając się, co dalej robić.
— Do widzenia, panie przewodniczący! — rzekła Rodis, czytając mu w myślach. — Zawsze jestem gotowa omawiać z panem porównania naszych dwóch planet, doradzać i prezentować filmy. Dopóki moi towarzysze będą w mieście, dopóty będę tutaj. Pan nawet nie mógł się obejść bez zakładniczki. Proszę samemu osądzić poziom waszego państwa. Teraz zaś nie należy przedłużać tego, co zbędne!
Czojo odchylił się na kanapę i zaciągnął fajczanym dymem. Rodis odwróciła od niego plecami i podeszła do drzwi. Rozwiązanie szyfru zamka zajęło jej dwie minuty. Drzwi otworzyły się i kobieta poszła korytarzem do zielonego pokoju. Dwaj strażnicy nawet nie drgnęli, traktując ją jak powietrze.
Czagas patrzył za nią ze swej mrocznej alkowy. Niemal fizycznie czuł jej kroki. W lśniącym białym sari, pod którym wyraźnie rysowały się kształty jej ciała, wydała mu się nieosiągalna, siebie zaś ujrzał poniżonym i ośmieszonym. Wbrew sobie rzucił się do korytarza. Strażnicy zerwali się, wytrzeszczając przestraszone oczy, czym jeszcze bardziej rozzłościli władcę. Tłukł ich po pyskach tak długo, dopóki nie otrzeźwił go ból w zaciśniętych dłoniach. Opanowawszy się, wszedł do zielonego gabinetu, wciąż prześladowany przez obraz władczyni Ziemi. Siadł za stołem, podpierając głowę rękami. Odczuwał wokół siebie beznadziejną pustkę, która pojawia się zawsze, gdy z najbliższego otoczenia usunie się porządnych ludzi, niegodzących się z niesprawiedliwością. Nieunikniony jest wówczas proces zamieniania ich na miernoty i ciemniaków, gotowych pochwalać każdy postępek przywódcy. Doradcy, ochroniarze, wszystko to ludzka mierzwa. Ich wierność okupiona jest tylko dawanymi im ochłapami i przywilejami. Brak przyjaciół i duchowego oparcia, coraz bardziej postępująca obawa przed wrogim spiskiem.
Читать дальше