Grabie terroru co jakiś czas przeczesywały masy „dży”, szeregi „żmijowatych” dostojników, uczonych i „oczu władcy”, pozostawiając niezatarte piętno lęku. Strach przed odpowiedzialnością pozbawiał ludzi inicjatywy. Bojaźń podjęcia ryzyka i związane z nią uzyskiwanie zezwolenia na wszelki wypadek, były głównymi zasadami życia. Stali się ludzką miazgą, podobni tym, co przetrwali katastrofę i nie są w stanie potem działać, jakby traumatyczne przeżycia sparaliżowały ich wolę i zdolność myślenia.
Czojo Czagas nienawidził swego otoczenia, ale nie potrafił znaleźć wyjścia ze ślepej uliczki, do jakiej zaprowadziła go kontynuacja starej polityki z czasów Mądrej Odmowy.
Walnął pięścią w stół. „A po co w ogóle szukać wyjścia? Całe to zamieszanie wywołali przedstawiciele dalekiej ludzkiej praojczyzny. Ziemia jest nieskończenie daleka w czasie i przestrzeni, a przez to nieosiągalna. Kiedy gwiazdolot odleci tam, skąd przybył, wszystko wróci do normy. Niech nie tracą bezpłodnie czasu i wynoszą się jak najszybciej! Dzisiaj rozmarzył się jak jakiś głupi „kży”, i to już nie pierwszy raz! Uroda… i jeszcze coś nieuchwytnego w tej wiedźmie łamie mu wolę… Dosyć! Jeszcze się namyślisz, zakładniczko! Należy wcisnąć guzik wzywający… ale na morskim cyplu wciąż stoi ten diabelski gwiazdolot, a jeszcze jeden ma przybyć z posiłkami… Odesłać ją do miasta? Wątpię, czy to rozsądne. Ze swym bystrym rozumem i szatańskim urokiem, może wielu namącić w głowach. Rozkażę Taelowi, by zawiózł ją do Skarbnicy Historii. Niech zaryje się w górach dokumentów, dopóki jej towarzysze nie zakończą wizytacji. Skarbnica znajduje się w dawnej świątyni, otoczonej ogrodami i wysokim murem, a „oczy władcy” wraz z Taelem zadbają o to, by nie opuściła wyznaczonego miejsca. A jeśli inżynier też podda się jej urokowi? Bzdura, jest zbyt żałosną miernotą, by mógł liczyć na to, że zostanie przyjacielem Rodis! Zresztą, będziemy śledzić oboje. Ktoś ją wcześniej nastraszył. Może właśnie Tael? Skoro zdecydowała się przerwać prezentacje filmowe, to znaczy, że Ziemianie w końcu zrozumieli, kto tu rządzi!”
Wyciągnął dłoń w stronę najbliższej szafki, nacisnął ukrytą sprężynę i wydobył z wysuniętej szufladki czarną, silnie pachnącą kulkę. Włożył ją do ust i zaczął żuć powoli, wpatrując się w głąb kryształowej kuli.
W tym samym czasie Faj Rodis spoglądała na siebie w lustrze z wyrazem niezadowolenia. Wyczuwała śledzące ją oczy. Zaczęło ją drażnić to bezustanne podpatrywanie. Włączyła ekranizację, pogładziwszy czarny korpus SDG, jakby był jedyną bliską i wierną istotą.
„Dość tej zabawy!” Strój magarani zniknął pod pokrywą dziewięcionoga. Faj wzięła jonowy prysznic, pozbywając się poczucia, jakby została skalana. Znowu włożyła wygodną sukienkę z krótką, szeroką spódniczką i z ulgą weszła na rusztowanie. Wziąwszy pędzel do ręki, przez parę minut wpatrywała się w kobiecą postać i stwierdziła, że jest bardzo niezadowolona ze swego dzieła.
Zadźwięczał sygnał wezwania z „Ciemnego Płomienia”.
— Jesteś zmęczona, Rodis? — spytał Gryf Rift.
— Nie. Po prostu zła na siebie. Wszystko mi się miesza. Niewłaściwie pojmuję tutejsze życie i robię błąd za błędem… Och, nie, nic poważnego — dorzuciła zaraz, dostrzegając trwogę na twarzach przyjaciół.
— A u nas wszystko idzie świetnie — stwierdziła Olla Dez. — Godzinę temu pierwszy raz wykąpaliśmy się w tormansjańskim morzu. Wyobraź sobie jednak, że wszyscy mamy dziwne odczucie dyskomfortu, nie wiadomo dlaczego.
— W końcu do tego doszłam — podjęła Nea Holli. — W tutejszym morzu skład i koncentracja soli jest inna, niż na Ziemi.
— To znaczy, że Tormansjanie także nie mogą cieszyć się morzem — stwierdziła Faj. — Przecież ich krew, tak jak nasza, zachowała skład wody ziemskiego Oceanu. Mają ziemskie morze we krwi i zapewne tęsknotę za nim…
Krótkie spotkanie skończyło się. Rodis, nie osiągnąwszy zwykłego wewnętrznego spokoju, znów wzięła się do malowania, wykańczając postać silnej i mądrej kobiety, symbolizującej Miarę. Kobieta pochylała się nad ludźmi z wyciągniętą ręką, gotowa podnieść pierwszego, który do niej dotrze. W jej twarzy była ta sama pewność zwycięstwa, co u Taela. Ujrzawszy niedawno nową wersję, inżynier powiedział Rodis, że Miara upodobniła się do niej.
Faj pracowała niemal całą noc, nie podejrzewając, jak szybko przyjdzie jej opuścić Ogrody Coama.
Czedi Daan wciąż jeszcze nie przywykła do hałasu panującego w tormansjańskiej stolicy. Nieoczekiwane dźwięki przebijały się do jej maleńkiego pokoiku na czwartym piętrze domu w dolnej części Ośrodka Mądrości. Zbudowane z tandetnych materiałów nieszczelne ściany i sufity huczały od tupotu ludzi mieszkających piętro wyżej. Docierała też ostra, nieharmonijna muzyka. Czedi usiłowała zlokalizować, skąd dochodzi ten niestrojny szum i dlaczego ludzie tak hałasują, skoro wiedzą, że w tak fatalnie skonstruowanym budynku przeszkadzają sąsiadom. Cały dom rezonował, zewsząd raniły słuch stukoty, skrzypienia, gwizdy i pojękiwania rur kanalizacyjnych w cienkich ścianach.
Czedi zrozumiała, że domy stawiane były byle jak, nieprzygotowane na tylu mieszkańców. Ulica, zaplanowana bez uwzględnienia rezonansu, jeszcze bardziej wzmagała hałasy. Próby osłabienia ich poprzez przejście na wewnętrzną percepcję spełzały na niczym. Tylko Czedi była zdolna oddzielić się od niestrojnego chóru dźwięków, wciąż atakujących ucho ostrymi lub głuchymi uderzeniami. Trzaskano też drzwiami w domach i samochodach, przy czym dla niewychowanych Tormansjan zdawało się bardzo szykowne uczynić to jak najgłośniej. Ziemiance rzucało się przede wszystkim w oczy, że mieszkańcy planety wciąż nie umieli dostosować się do ciasnoty miejskiego życia i zachowywali się tak, jakby dopiero co opuścili szerokie stepy.
Podeszła do okna wychodzącego na ulicę. Cienkie, nierówne szyby wypaczały kontury przeciwległego domu, zakrywającego niebo mroczną bryłą. Jasne oczy Czedi dostrzegły opar gazów nasyconych tlenkami węgla i ołowiu, unoszący się z podziemnych tuneli, przeznaczonych dla ciężkiego transportu miejskiego.
Po raz pierwszy nie tylko w wyobraźni, jak na lekcjach historii, ale też na całym ciele odczuła ciasnotę, duchotę i niewygodę miasta, zbudowanego tylko po to, by jak najtaniej nakarmić i zaopatrzyć w najniezbędniejsze rzeczy niewyobrażalną masę ludzi, abstrakcyjną liczbę łaknących wody i jedzenia.
Nie było co nawet myśleć o skupieniu i wypoczynku, dopóki nie znalazło się sposobu na wyłączenie się z tej nigdy niesłabnącej kakofonii.
Trzeba było także przyzwyczaić się do nowego ubrania. Czedi nastawiła wszystkie mięśnie swego ciała, by masowały skórę, swędzącą pod materiałem. Na wierzchnią odzież nie można było się skarżyć. Bluza stalowej barwy z wysokim kołnierzykiem, ściągnięta miękkim czarnym paskiem i szerokie spodnie z tego samego materiału, całkiem się jej podobały. Musiała jednak także założyć spodnią odzież: kompletnie nieznany mieszkankom Ziemi biustonosz i sztywną opaskę na biodra. Nowi przyjaciele Czedi zapewniali ją, że pojawienie się na ulicy bez tych dziwnych elementów może wywołać skandal.
Czedi podporządkowała się i siedziała półobnażona, podczas gdy gospodyni i jej siostra krzątały się, dopasowując ubrania. Jej popielate włosy jeszcze w Ogrodach Coama zamieniły się w smoliście czarną czuprynę, jaką dziewczęta Jan-Jah lubiły nosić w nieładzie lub zaplecioną w dwa krótkie warkocze. Soczewki kontaktowe zmieniły kolor oczu. Obecnie, gdy Czedi spoglądała w lustro, widziała w nim obce i dziwnie odpychające oblicze. Obie gospodynie nie przestawały się jednak nią zachwycać, przepowiadając wielkie powodzenie u mężczyzn. Akurat na tym najmniej zależało dziewczynie. Pełne powodzenie misji zależało od zachowania postawy niezależnego obserwatora.
Читать дальше