— Wszystko jasne! — stwierdziła Olla Dez, wyłączywszy odbiornik.
— Tak — niewesoło rzekł astronawigator. — Sonda bojowa na satelicie. Działająca sprawnie od trzystu lat. Zuchy ci Cefejanie!
— W ogóle, gdyby nie oni… — zaczęła Olla Dez.
— Nie byłoby nas tutaj — odezwał się Sol Sain, zaśmiawszy się sucho pod wpływem przeżytego napięcia.
Ludzie zaczęli się ruszać i rozmawiać, starając się ukryć wzajemnie przed sobą swoje rozczarowanie.
— Proszę o uwagę — przerwał rozhowory Gryf Rift i zwrócił się do Faj Rodis. — Jaki mamy plan?
— Jak wcześniej, bez zmian — odpowiedziała, znowu stając się poprzednią spokojną i twardą Rodis.
— Czy nadal powinniśmy najpierw zbliżyć się do satelity — zapytał Gryf — skoro komunikat Cefejan potwierdza, że jest niezamieszkana?
— Wciąż jest taka potrzeba. Przy naszym doświadczeniu możemy zobaczyć to, czego mogli nie zrozumieć, a w związku z tym nie zauważyć Cefejanie. Być może na księżycu pozostało uzbrojenie wcześniejszej cywilizacji Tormansa, upadłej pod wpływem inwazji. Na planecie mogła istnieć znacznie starsza cywilizacja, wymarła lub unicestwiona przez obecnych mieszkańców, którzy byli przybyszami…
Gryf Rift przytaknął milcząco skinieniem głowy.
„Ciemny Płomień” przybliżał się powoli do satelity i zrównawszy z nim swoją prędkość orbitalną, zaczął okrążać martwą bryłę o średnicy około sześciuset kilometrów, jak Mimas Saturna. Potężne stereo-teleskopy obszukiwały jego szarą powierzchnię, pociętą miejscami prostymi szczelinami wąwozów i niskimi pasmami gór. Kolejne ujęcia zostawały natychmiast powiększane wystarczająco, by obejrzeć każdy kamień. Dokładny oblot nie wykazał, by na księżycu egzystowały kiedykolwiek rozumne formy życia. Odnaleźli także bojową stację Cefejan, umieszczoną wygodnie we wgłębieniu powstałym w poszarpanym obrywie pęcherzykowatej, jasnej lawy. W to dogodne, bezpieczne od meteorytów miejsce, za drugim oblotem została zrzucona sonda „Ciemnego Płomienia” z informacją w języku Pierścienia, że GPP z Ziemi przybył tutaj z misją specjalną i będzie lądował na planecie. Przedłużenie pracy sondy po pięciu latach od momentu zrzucenia będzie oznaczać zniszczenie gwiazdolotu, o czym planeta ST 3388 + 04ŻF (Ziemia) pragnie być zawiadomiona przy pierwszej sposobności.
— Nie zapomnijmy tylko wyłączyć jej w drodze powrotnej — powiedział z troską Diw Simbel. — Takie rzeczy już się zdarzały podczas ucieczek z niebezpiecznych planet.
— Nasza sonda ma mechanizm zabezpieczający zapewnił Sol Sain — z obwodem uzupełniającym. Kiedy zaczniemy oddalać się od Tormansa i jego księżyca, stacja zacznie nadawać do nas sygnał, dopóki go nie wyłączymy.
— To znaczy, że wszystko gotowe! Pora lecieć na Tormans — zawołał, zrywając się, inżynier pilot.
— Jeszcze zdążymy odpocząć. Faj Rodis uprzedzała, żebyśmy podchodzili do planety jak najwolniej, od strony dziennej, nie posługując się lokalizatorami i nie nadając sygnałów.
— Podkradamy się jak dawni myśliwi na zwierza — rzekł z grymasem niezadowolenia Sol Sain.
— Nie podoba się to panu? — zdziwił się Diw Simbel.
— Jest w tym coś niedobrego: ukrywać się i podchodzić chyłkiem!
— Faj Rodis powiedziała, że nie należy niepokoić mieszkańców Tormansa. Skoro są wrogo nastawieni do gości z kosmosu, przybycie „Ciemnego Płomienia” wywoła wzburzenie, my zaś będziemy musieli orbitować wokół planety miesiąc lub dwa, zanim nauczymy się ich języka i poznamy zwyczaje. Jeśli dowiedzą się o gwiazdolocie krążącym nad ich planetą, nie zdołamy im wyjaśnić, dlaczego tutaj jesteśmy!
— Cefejanie już wyjaśniali!
— Zapewne jednym lub dwoma wyuczonymi zdaniami. I dostali odmowę. My nie powinniśmy jej dostać. Zbyt daleką przeszliśmy drogę, a Tormans jest naszym celem, nie zauważoną mimochodem planetą — odpowiedział Diw Simbel.
— A czy to nie wygląda jak nieskromne podglądanie zza węgła? — nie poddawał się Sol Sain. — Metody godne dawnych ludzi, a nie przedstawicieli wyższej formy społecznej… A oto i nasz socjolog! Co pani o tym myśli, Czedi? — spytał inżynier cybernetyk, streszczając rozmowę.
Zamyśliła się, a potem odparła rezolutnie:
— Byłoby niegodne Ziemian naszej ery, gdybyśmy, zjawiając się tutaj, tylko ich podpatrzyli, a potem odlecieli. Nie uczynilibyśmy im żadnej szkody, ale… to jak szperać w pokoju kogoś bez jego wiedzy… Wyjaśnimy to, gdy wylądujemy na planecie i oni nas zrozumieją.
— A jeśli nie zrozumieją i nas nie przyjmą? — upierał się Sol Sain, mrużąc drwiąco oczy.
— Nie wiem, co bym zrobiła, ale zgadzam się z Rodis.
— Myślę tak samo — oświadczył inżynier pilot. — Tym bardziej, że oboje przegapiacie istotny szczegół. Z ogromnej wysokości, na jakiej możemy orbitować, jesteśmy w stanie zobaczyć tylko ogólne zarysy życia planety. I możemy wyłapywać tylko te komunikaty, które są przeznaczone dla całej planety. Inaczej mówiąc, zobaczymy i usłyszymy tylko powierzchnię życia. Więcej nam jednak nie trzeba, by poznać ich język i normy postępowania.
— Słusznie, Diw! Nie dostrzegłam od razu tej prostej sprawy. Co pan na to, Sol?
Inżynier cybernetyk rozłożył ręce na znak zgody.
— I jeszcze jedno — podjął Diw Simbel. — Nie mają sztucznych satelitów, my zaś nie zakłóciliśmy ich łączności.
— Może nie mają w ogóle łączności satelitarnej, niskiej ani wysokiej? — zasugerował Sol Sain.
— Wkrótce się dowiemy — stwierdził Diw Simbel.
„Prędkość równikowa planety gamma 1 łamane przez 16, czas obrotu 22 godziny ziemskie…” — meldował sumator, nieludzko wyraźnie wymawiając poszczególne słowa. Szeroka taśma zapisu spływała do odbiornika dziennika podróży. Automaty „Ciemnego Płomienia” obserwowały dokładnie Tormans, nie opuszczając żadnego szczegółu.
— Zadziwiająca zawartość dwutlenku węgla w niższych warstwach atmosfery — powiedział Tor Lik. — A ile go rozpuszczonego w oceanach! Przypomina to ziemską erę paleozoiczną, gdy dwutlenek węgla nie był jeszcze częściowo związany z procesami tworzenia węgla.
— Efekt cieplarniany? — zapytał Sol Sain.
— Ogólnie panuje tu klimat łagodny i zrównoważony. Równik Tormansa stoi „pionowo” w stosunku do ziemskiego, to jest prostopadle do płaszczyzny orbity, a oś obrotu pokrywa się z linią orbity. Efektem tego mogłaby być ostra strefowość, lecz Tormans biegnie po orbicie cztery razy szybciej niż Ziemia…
— Niedostatek wody może zniweczyć ową zaletę — wtrącił Gryf Rift, odczytujący sondaże krzywizn powierzchni. — Powierzchnia oceanów zajmuje pięćdziesiąt pięć setnych planety, a średnia głębokość waha się od jednego do dwóch kilometrów.
— To samo przez się nie świadczy jeszcze o niedostatecznej wilgoci — odparł Tor Lik. — Będziemy obserwować bilans parowania, nasycenie parą wodną, rozmieszczenie prądów powietrznych. Nie można oczekiwać większych zapasów lodu na biegunach, toteż ich nie widzimy. Brakuje frontów polarnych i w ogóle silnego przemieszczania się mas powietrza.
Wszyscy wrócili do pracy z przyrządami, rzucając okiem co jakiś czas na peryskop obserwacji wizualnej, który otworzył dla nich Gen Atal. Przechodzący przez grubą ścianę statku i zakończony szerokim oknem z przezroczystego ceramicznego itru, pozwalał za pomocą systemu zwierciadeł obserwować planetę gołym okiem.
W przezroczystym oknie pod gwiazdolotem planeta poruszała się w sposób ledwo widoczny. „Ciemny Płomień” orbitował na wysokości dwudziestu dwóch tysięcy kilometrów odrobinę wolniej od samego obiektu, dzięki czemu łatwiej było oglądać powierzchnię Tormansa. Warstwa chmur, początkowo wydająca się zdumiewająco gęsta Ziemianom, na równiku obfitowała w większe rozdarcia. Płynęły pod nimi ołowiane morza, cynamonowe równiny w rodzaju stepowych albo lessowych, żółte grzbiety i masywy zwietrzałych, niewysokich skał. Obserwatorzy przywykali stopniowo do widoku planety, a drobiazgowe zdjęcia stawały się dla nich coraz bardziej zrozumiałe.
Читать дальше