— Tak, ale nauka nie zdołała nawet wyjaśnić sensu istnienia człowieka — przerwał wicedyrektorowi nowy orator z wąską, rzadką bródką, o mongolskich rysach twarzy. — Ludzie pojmują cel swego życia nie bardziej, niż paskudne stwory lądowe i oceaniczne, które dawno zniknęły z oblicza planety Jan-Jah, toteż nie jestem skłonny triumfować, jak nasz wielce szanowny szef. W oczach ludzi niewykształconych, jak „kży” albo nawet z wyższej klasy społecznej, nauka ma zawsze rację, zmieniając przestarzałe wyobrażenia o świecie. Wydaje im się, że nauka jest sama w sobie najbardziej użytecznym narzędziem człowieka, skażonym jedynie przyrodzonymi ludzkimi wadami, że jest najefektywniejszą siłą życiową. Krótko mówiąc, według nich, powinniśmy iść wyłącznie drogą naukową, zmieniającą magicznie uczonego w czarownika i wróżbitę! Co za ironia! Nie trzeba mówić, jaką gorzką lekcję odebraliśmy, kierując się takim przeświadczeniem, wraz z całą planetą Jan-Jah! Rozdźwięk między życiem a nauką był tak wielki, że zrodził kompletną niekompetencję u większości ludzi, odnoszących się do uczonych z zabobonnym strachem. Odpłacamy im za to obojętnością na losy narodu.
Zastępca dyrektora dał znak prowadzącemu i ten przerwał mówcy:
— Po raz drugi tego wieczoru wystąpienia przyjmują niedopuszczalną formę oszczerstw rzucanych na naukę i jej uczciwych pracowników. Posłuchajmy lepiej naszego gościa, jakie jest jego zdanie o nauce i jak ocenia dzisiejsze wypowiedzi, chociaż nie idą we właściwym kierunku.
Wir Norin wstał, przeprosił, jeśli nie zrozumiał w pełni przedmówców i oznajmił, że postara się przedstawić mniemanie Ziemian na temat nauki w najogólniejszych zarysach.
— Nauka nie ogarnia i nie może całkowicie ogarnąć nieskończonego świata. Wiara w to, że znalazła już rozwiązania dla wszystkich problemów, prowadzi do katastrofy. Mogą tak myśleć tylko ludzie zaślepieni dogmatyzmem lub bezkrytycznym entuzjazmem. Żadne odkrycie ani żadne z wielkich praw nie jest ostateczne. Zazwyczaj o całkowitym spełnieniu nauki roją dogmatyczni matematycy, ale to tak, jakby historyk uznał, że historia jest skończona. Im bardziej rozwijamy swą wiedzę, tym więcej napotykamy zagadek w naturze. Bezgraniczne jest bogactwo samych zwykłych istnień, ich nieprzebrana różnorodność na różnych etapach rozwoju historycznego. My, Ziemianie widzimy naukę jako nieogarnioną pracę, skierowaną w dal na miliardy parseków i w przyszłe pokolenia na tysiące wieków. Wszechświat jest tak skomplikowany i zagadkowy, że po tysiącleciach naukowego rozwoju utraciliśmy zadufanie dawnych uczonych, ucząc się na nowo skromności. Jedna z podstawowych zasad, jakiej uczymy nasze dzieci, brzmi: „Wiemy tylko znikomą część tego, co powinniśmy wiedzieć”…
W pomieszczeniu rozległ się lekki szmer zdziwienia, lecz naukowcy umieli słuchać, Wir zatem kontynuował:
— Natura, której częścią jesteśmy, wytworzyła w ciągu setek milionów lat za pomocą historycznych przemian system równowagi. Jest on w swej prawdziwej strukturze tak głęboko skomplikowany, że nie możemy igrać z naturą, posługując się jedynie ograniczonymi danymi naukowymi. Wygrana może być bardzo rzadka i przypadkowa, a porażki są niezliczone. W dawnych czasach ludzie, ulegając pragnieniu zdobywania czegoś bez wysiłku, brania za nic, grali w gry hazardowe. Jedną z najpopularniejszych była ruletka: łatwo obracające się koło z przegródkami, otoczone nieruchomym okręgiem. Rzucano na koło kuleczkę i zatrzymanie się koła lub kulki, (nie zachowały się do dziś pełne dane), obok określonych cyferek na okręgu dawało wygraną. Inaczej pieniądze zabierał właściciel gry. W tamtych czasach ludzie nie mieli żadnego pojęcia o prawach, na jakich działa to urządzenie i choć uznawali ich przypadkowość, grali dalej, przegrywając całą gotówkę, jeśli w porę nie opuścili kasyna.
— My także więc nie powinniśmy igrać z przyrodą, która miliardy lat gra sama ze sobą na oślep albo jest w tym właśnie metoda, podpatrzona siedem tysięcy lat temu w starożytnych Indiach, nazwana Rasa lila , czyli „boska zabawa”. Naszym zadaniem jest znaleźć wyjście z kasyna przyrody. Tylko połączenie wszystkich gałęzi ludzkiej wiedzy pozwoliło nam wznieść się ponad tę grę, to jest ponad indyjskich bogów. Moglibyśmy z tym nie zdążyć, gdyby w zagęszczającym się infernie naszej planety Strzała Arymana poczyniła nieodwracalne szkody. Użyłem określenia być może dla was niezrozumiałego: „zagęszczenie inferna”. Nie wdając się w zbędne szczegóły, tak to ujmiemy: kiedy człowiek nieumiejętnie przejmuje choćby najmniejszą władzę nad przyrodą, narusza jej wewnętrzną harmonię, zdobytą za cenę kwadrylionów ofiar na ołtarzu życia. „Gdy zrozumiemy, że chabry i pszenica stanowią jedność, wówczas ujmiemy dziedzictwo natury w dobre, opiekuńcze ręce” — powiedział pewien uczony. Taki jest, ogólnie rzecz biorąc, stosunek Ziemian do nauki.
— A co mogę powiedzieć o waszej nauce? Trzy tysiące lat temu mędrzec Erich Fromm pisał, że nauka przyszłości nie powinna stać się wiarą, lecz etyką społeczną, inaczej nie zastąpi w pełni religii i pozostawi pustkę. Głód wiedzy powinien zastąpić potrzebę składania hołdów. Wydaje mi się, że u was te relacje są wywrócone na opak i nawet podstawowy problem wiecznej młodości postanowiliście rozwiązać za pomocą wczesnej śmierci. Jaką widziałem naukę w instytutach i podczas dzisiejszej dyskusji? Wydaje mi się, że jej główną ułomnością jest nieposzanowanie człowieka, absolutnie niedopuszczalne na Ziemi. Humanizm i nieludzkość idą w nauce parami. Dzieli je cienka granica i trzeba być bardzo uczciwym, nieskazitelnym człowiekiem, by jej nie przekroczyć. Mało tego, w miarę swego rozwoju humanizm przetwarza się w swoje przeciwieństwo i odwrotnie; taka jest dialektyka każdego procesu. Zbawianie życia jakąkolwiek metodą zamienia się z czasem w ponurą parodię. DNA wydaje się naszym dobrodziejstwem, kto jednak zechce walczyć z jego niehumanitarną stroną? Przeprowadzacie eksperymenty na zwierzętach i więźniach, ale dlaczego nie zgłębiacie możliwości ludzkiej psychiki, które są znacznie bogatsze i szersze niż jakiegokolwiek środka chemicznego? Dlaczego nie zabezpieczacie atmosfery psychologicznej przed wpływami złości, kłamstwa i biernej zgody na mętne myśli i puste słowa? Nawet największe teorie naukowe w relacjach duchowych i moralnych znajdują się na poziomie myślenia ludzi z epoki kamienia, jeśli nie będą przefiltrowane przez mądrość poznawczą ludzkiej moralności, podobnie jak liczne odkrycia zostały przewidziane w chińskiej oraz hinduskiej filozofii starożytnej.
— Istnienie atmosfery psychologicznej stało się znane jeszcze w ERŚ, gdy jeden z największych ziemskich uczonych, Władimir Wiernadski nazwał ją noosferą. Tysiąc lat przed nim do pojęcia noosfery zbliżyli się starożytni Hindusi. Zdefiniowali ją nawet pełniej jako Niebiańską Kronikę Akaszy. Zawierała jakby zapis historycznych wydarzeń na planecie, rejestrowała uczucia i dzieła sztuki. Wiernadski uważał, że noosfera wypełniona jest tylko niezbędnymi ideami i faktami, czyli wiadomościami naukowymi. Stworzył jednak też jeszcze jedną wielką ideę, której zignorowanie omal nie zgubiło naszej ziemskiej ojczyzny i przywiodło do katastrofy Jan-Jah.
— Wychodząc od dysymetrii przestrzeni zajmowanej przez żywy organizm, jego prawostronności i lewostronności, nierówności obrotów „pod słońce” i przeciw niemu, Wiernadski zdefiniował dysymetryczną przyczynę owych zjawisk (prawo Curie) specjalną geometrię przestrzeni życiowej. Innym sposobem nie może powstać ruch prawostronny ani lewostronny. Stąd bierze się nieodwracalność życiowych zjawisk, skoro przestrzeń żywego organizmu może posiadać jedynie skrajne wektory (wektor upływu czasu i wektor śmierci). Mówiąc inaczej, życie tworzy się wyłącznie zgodnie z zasadami rozwoju dialektycznego.
Читать дальше