Arkadij Strugacki - Drapieznosc naszego wieku

Здесь есть возможность читать онлайн «Arkadij Strugacki - Drapieznosc naszego wieku» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2003, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Drapieznosc naszego wieku: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Drapieznosc naszego wieku»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Arkadij i Borys Strugaccy napisali Drapieżność naszego wieku w 1963 roku. Ich pisarstwo wywarło wpływ na cały nurt science-fiction oraz wielu późniejszych twórców. Książki wpisane do kanonu charakteryzują się błyskotliwością pomysłu oraz ponadczasowym znaczeniem, wyróżniającym się przesłaniem, oryginalnością tez i przemyśleń oraz trafną futurologią.

Drapieznosc naszego wieku — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Drapieznosc naszego wieku», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Podchodząc do stolika, aby zapisać swój adres i telefon, wpadłem w stertę butelek. Praca rzeczywiście musiała być zajmująca. Zadzwoniłem do portiera i poprosiłem, żeby do pokoju przyszła sprzątaczka. Uprzejmy głos wyjaśnił mi, że mieszkaniec pokoju kategorycznie zabronił personelowi obsługującemu zjawiać się w pokoju podczas swojej nieobecności, i właśnie przed chwilą, opuszczając hotel, powtórzył ten zakaz.

— Aha — powiedziałem i odłożyłem słuchawkę. Niezbyt mi się to spodobało. Sam nigdy nie wydaję takich poleceń, nigdy nic przed nikim nie ukrywam, nawet notesu. Udawanie jest głupie, lepiej po prostu mniej pić. Podniosłem przewrócony fotel, usiadłem i zacząłem czekać, próbując stłumić uczucie niezadowolenia i rozczarowania.

Nie czekałem długo. Dziesięć minut później drzwi się uchyliły i do pokoju wsunęła się śliczna buzia.

— Hej! — powiedziała buzia nieco schrypniętym głosem. — Rimeier u siebie?

— Rimeiera nie ma — odparłem. — Ale proszę wejść.

Weszła lekkim, tanecznym krokiem i ujmując się pod boki, stanęła przede mną. Miała krótki zadarty nosek i rozczochrane, krótko obcięte włosy. Włosy były rude, szorty jaskrawoczerwone, bluzka żółta. Wyrazista kobieta i dość sympatyczna. Mogła mieć dwadzieścia pięć lat.

— Czeka pan? — zapytała.

Oczy miała błyszczące, pachniało od niej winem, tytoniem i perfumami.

— Czekam — potwierdziłem. — Niech pani siada, będziemy czekać razem.

Położyła się na tapczanie naprzeciwko mnie i zadarła nogi na stolik z telefonem.

— Niech pan rzuci papierosa człowiekowi pracy — powiedziała. — Pięć godzin nie paliłam.

— Nie palę… Zadzwonić, żeby przynieśli?

— Mój Boże, i tu też smutas… niech pan da spokój z telefonem, bo znowu przyjdzie ta baba… proszę pogrzebać w popielniczce i znaleźć jak najdłuższy niedopałek!

W popielniczce było pełno długich niedopałków.

— Wszystkie są w szmince — zauważyłem.

— Proszę dać, to moja szminka. Jak się pan nazywa?

— Iwan.

Pstryknęła zapalniczką.

— A ja Ilina. Też jest pan cudzoziemcem? Wszyscy cudzoziemcy jacyś tacy szerocy. Co pan tu robi?

— Czekam na Rimeiera.

— Ależ nie o to pytam. Co pana do nas przywiało? Ucieka pan przed żoną?

— Nie jestem żonaty. Przyjechałem napisać książkę.

— Książkę… ale ten Rimeier ma znajomych… książkę przyjechał napisać. Problem płci sportowców impotentów. Jak u pana z problemem płci?

— Dla mnie to nie problem — odparłem skromnie. — A dla pani?

Spuściła nogi ze stolika.

— No, no… Ostrożnie. Tu nie Paryż. Najpierw kudły obetnij… Siedzi jak persz…

— Jak kto? — Byłem bardzo cierpliwy, w końcu miałem tu czekać jeszcze czterdzieści pięć minut.

— Jak persz. Chodzą tacy, no wiesz… — zrobiła wokół uszu nieokreślone ruchy dłońmi.

— Nie wiem. Jestem tu od niedawna. Jeszcze nic nie wiem. Niech pani opowie, to interesujące.

— O nie, na pewno nie ja. U nas się nie gada. My tylko podajemy, sprzątamy, uśmiechamy się i milczymy. Tajemnica zawodowa. Słyszałeś o takim zwierzęciu?

— Słyszałem — powiedziałem. — Co znaczy to „u nas”? U lekarzy?

Bardzo ją to rozbawiło.

— U lekarzy! No nie! — chichotała. — A z ciebie chłopak całkiem do rzeczy, język masz cięty… u nas w biurze też jest taki jeden. Jak coś powie, to wszyscy leżą. Jak obsługujemy rybaków, zawsze go wyznaczają, rybacy lubią się pośmiać.

— Kto nie lubi…

— Nie gadaj. Intele na przykład go pogonili. Zabierzcie, mówią, tego idiotę… Albo teraz, u tych ciężarnych facetów…

— U kogo?

— U smutasów… słuchaj, ja widzę, że ty nic nie rozumiesz… skąd się taki wziąłeś?

— Z Wiednia.

— No i co? W Wiedniu nie ma smutasów?

— Nie wyobraża sobie pani, ilu rzeczy nie ma w Wiedniu.

— Może nieregularnych zebrań też u was nie ma?

— U nas nie ma — powiedziałem. — U nas wszystkie spotkania są regularne. Jak linia autobusowa.

Najwyraźniej świetnie się bawiła.

— A może kelnerek też u was nie ma?

— Kelnerki są. Trafiają się nawet cudowne egzemplarze. Pani jest kelnerką?

Zerwała się nagle.

— No nie, tak dalej być nie może! Dość mam na dzisiaj smutasów. Teraz grzecznie wypijesz ze mną bruderszaft… — zaczęła przewracać butelki pod oknem. — Łobuzy, wszystkie puste… A może w dodatku nie pijesz? Aha, jest jeszcze trochę wermutu… napijesz się wermutu? Czy poprosić o whisky?

— Zacznijmy od wermutu — powiedziałem.

Postawiła butelkę na stół i wzięła z parapetu dwie szklanki.

— Trzeba umyć, poczekaj chwilę, ale naśmiecili… — Poszła do łazienki i mówiła stamtąd: — Gdyby się jeszcze okazało, że jesteś niepijący, to sama nie wiem, co bym z tobą zrobiła… ale tu u niego bajzel w łazience, uwielbiam! Gdzie się zatrzymałeś, też tutaj?

— Nie, w mieście. Na Drugiej Podmiejskiej.

Wróciła ze szklankami.

— Z wodą, czysty?

— Raczej czysty.

— Wszyscy cudzoziemcy piją czysty. A u nas nie wiedzieć czemu pije się z wodą — usiadła na poręczy mojego fotela i objęła mnie za ramiona. Intensywnie pachniało od niej alkoholem. — No, na „ty”…

Wypiliśmy i pocałowaliśmy się — bez żadnej przyjemności. Na wargach miała grubą warstwę szminki, a powieki ciężkie od bezsenności i zmęczenia. Odstawiła szklankę, wyszukała w popielniczce następny niedopałek i wróciła na tapczan.

— No i gdzie ten Rimeier? — zapytała. — Ile można czekać? Długo go znasz?

— Niezbyt.

— Moim zdaniem to drań — rzuciła z nieoczekiwaną złością. — Wszystko ze mnie wyciągnął, a teraz się ukrywa. Nie otwiera, łobuz jeden, nie można się dodzwonić. Słuchaj, nie jesteś szpiclem?

— Jakim szpiclem…

— Dużo ich teraz jest, łajdaków… z Towarzystwa Trzeźwości, z obyczajówki… Znawcy i Koneserzy to też niezłe bydlaki…

— Nie. Rimeier to porządny człowiek — powiedziałem z pewnym wysiłkiem.

— Porządny… wszyscy jesteście porządni. Na początku. Rimeier też był porządny, udawał takiego milutkiego, wesolutkiego… a teraz patrzy jak krokodyl!

— Biedak — westchnąłem. — Pewnie przypomniał sobie rodzinę i zrobiło mu się wstyd.

— On nie ma żadnej rodziny. I w ogóle do diabła z nim! Nalać ci jeszcze?

Wypiliśmy. Położyła się z rękami pod głową.

— Nie martw się. Olej to. Wina mamy dużo, potańczymy, skoczymy na dreszczkę… jutro mecz, postawimy na Byków…

— Nie martwię się. Dobrze, na Byków.

— Ach, Byki! Co za chłopaki! Mogłabym wiecznie na nich patrzeć… ręce jak stal, przytulisz się do takiego, to jak do drzewa, słowo daję…

Do drzwi ktoś zastukał.

— Właź! — wrzasnęła Ilina.

Do pokoju wszedł i od razu stanął wysoki kościsty człowiek w średnim wieku z jasnymi wypukłymi oczami.

— Przepraszam. Chciałem się widzieć z panem Rimeierem.

— Wszyscy chcą się widzieć z Rimeierem — powiedziała Ilina. — Niech pan siada, poczekamy razem.

Nieznajomy skłonił głowę, przysiadł się do stołu i założył nogę na nogę.

Prawdopodobnie był tu nie po raz pierwszy. Nie rozglądał się na boki, tylko patrzył w ścianę prosto przed siebie. Zresztą może nie był ciekawski. W każdym razie ani ja, ani Ilina bynajmniej go nie interesowaliśmy. Wydało mi się to nienaturalne — moim zdaniem taka para jak ja i Ilina powinna zainteresować każdego normalnego człowieka. Ilina uniosła się na łokciu i zaczęła bacznie przyglądać się nieznajomemu.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Drapieznosc naszego wieku»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Drapieznosc naszego wieku» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Arkadij Strugacki - Piknik pored puta
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Biały stożek Ałaidu
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Pora deszczów
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Trudno być bogiem
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Piknik na skraju drogi
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Przenicowany świat
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Alfa Eridana
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Fale tłumią wiatr
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Poludnie, XXII wiek
Arkadij Strugacki
Отзывы о книге «Drapieznosc naszego wieku»

Обсуждение, отзывы о книге «Drapieznosc naszego wieku» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x