Arkadij Strugacki - Drapieznosc naszego wieku

Здесь есть возможность читать онлайн «Arkadij Strugacki - Drapieznosc naszego wieku» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2003, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Drapieznosc naszego wieku: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Drapieznosc naszego wieku»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Arkadij i Borys Strugaccy napisali Drapieżność naszego wieku w 1963 roku. Ich pisarstwo wywarło wpływ na cały nurt science-fiction oraz wielu późniejszych twórców. Książki wpisane do kanonu charakteryzują się błyskotliwością pomysłu oraz ponadczasowym znaczeniem, wyróżniającym się przesłaniem, oryginalnością tez i przemyśleń oraz trafną futurologią.

Drapieznosc naszego wieku — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Drapieznosc naszego wieku», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Gdzieś już pana widziałam.

— Naprawdę? — powiedział chłodno nieznajomy.

— Jak się pan nazywa?

— Oscar. Jestem przyjacielem Rimeiera.

— Doskonale — rzekła Ilina. Wyraźnie drażniła ją obojętność nieznajomego, ale jeszcze się hamowała. — On też jest przyjacielem Rimeiera — wskazała mnie palcem. — Znacie się?

— Nie — odparł Oscar, nadal wpatrzony w ścianę.

— Nazywam się Iwan — wtrąciłem — a to przyjaciółka Rimeiera. Ma na imię Ilina. Właśnie wypiliśmy bruderszaft.

Oscar dość obojętnie spojrzał na Ilinę i uprzejmie skłonił głowę. Ilina, nie odrywając od niego wzroku, wzięła butelkę.

— Jeszcze trochę zostało. Napije się pan, Oscar?

— Nie, dziękuję.

— Bruderszaft! — wykrzyknęła Ilina. — Nie chce pan? Trudno.

Nalała trochę do mojej szklanki, resztę do swojej i od razu wypiła.

— W życiu bym nie pomyślała, że Rimeier może mieć przyjaciół, którzy odmówią drinka. A jednak gdzieś pana widziałam!

Oscar wzruszył ramionami.

— Nie sądzę — rzekł.

Ilina upijała się w oczach.

— To jakiś drań — oznajmiła głośno, zwracając się do mnie. — Halo, Oscar, jest pan intelem?

— Nie.

— Jak to? Nie? — zdumiała się Ilina. — Oczywiście, że pan jest. I jeszcze się pan pożarł w Łasuszce z łysym Lejzem, rozbił pan lustro, a Mody trzasnęła pana w gębę…

Kamienna twarz Oscara lekko poróżowiała.

— Zapewniam panią — zaczął uprzejmie — że nie jestem intelem i nigdy w życiu nie byłem w Łasuszce.

— Więc twierdzi pan, że kłamię? — spytała Ilina zaczepnie.

W tym momencie na wszelki wypadek zabrałem butelkę ze stolika i postawiłem pod fotelem.

— Jestem przyjezdny — powiedział Oscar. — Turysta.

— I dawno pan przyjechał? — zapytałem, żeby rozluźnić atmosferę.

— Niedawno. — Nadal patrzył się w ścianę. Człowiek o żelaznych nerwach.

— A! — odezwała się nagle Ilina. — Już pamiętam… wszystko pokręciłam — zachichotała. — Nie jest pan żadnym intelem, co za pomysł… to przecież pan był przedwczoraj w naszym biurze! Jest pan komiwojażerem, tak? Proponował pan kierownikowi partię jakiegoś świństwa… dugon… dupon…

— Devon — podpowiedziałem. — Jest taki repelent.

Oscar uśmiechnął się po raz pierwszy.

— Dokładnie tak — potwierdził. — Ale nie jestem komiwojażerem. Po prostu spełniłem prośbę kuzyna.

— To co innego. — Ilina poderwała się nagle. — Trzeba było tak od razu. Iwanie, musimy koniecznie wszyscy wypić bruderszaft. Zadzwonię… nie, lepiej pobiegnę… a wy tu sobie pogadajcie. Zaraz wracam…

Wyskoczyła z pokoju, trzasnęła drzwiami.

— Wesoła kobieta — zauważyłem.

— Niezwykle. Jest pan tutejszy?

— Nie, również przyjezdny. Co za dziwny pomysł przyszedł do głowy pańskiemu krewnemu!

— Co ma pan na myśli?

— Komu potrzebny jest devon w kurorcie?

Oscar wzruszył ramionami.

— Nie znam się na tym, nie jestem chemikiem. Przyzna pan, że czasem trudno zrozumieć postępki naszych bliźnich, co dopiero pomysły… Więc devon, jak się okazuje… jak go pan nazwał? Ręce…

— Repelent.

— To chyba na komary?

— Nie tyle „na”, ile „przeciw”.

— Widzę, że doskonale się pan w tym orientuje — stwierdził Oscar.

— Zdarzyło mi się go stosować.

— Ach, nawet tak…

Co, do licha? — pomyślałem. Co on chce przez to wszystko powiedzieć? Już nie wpatrywał się w ścianę. Patrzył mi prosto w oczy i uśmiechał się. Ale jeśli miał coś do powiedzenia, to już powiedział. Wstał.

— Nie będę dłużej czekać — oznajmił. — Jak rozumiem, zaraz zostanę zmuszony do wypicia bruderszaftu. A ja nie przyjechałem tu pić, przyjechałem się leczyć. Proszę uprzejmie przekazać Rimeierowi, że zadzwonię dziś wieczorem. Nie zapomni pan?

— Nie — powiedziałem. — Nie zapomnę. Jeśli powiem, że był Oscar, on zrozumie, o kogo chodzi?

— Oczywiście. To moje prawdziwe imię.

Skłonił się i wyszedł spokojnym krokiem, nie oglądając się, wyprostowany i jakiś taki nienaturalny. Wsunąłem rękę do popielniczki, wybrałem niedopałek bez szminki i kilka razy się zaciągnąłem. Tytoń mi się nie spodobał. Zgasiłem niedopałek. Oscar też mi się nie spodobał. I Ilina. I Rimeier też nie za bardzo. Zrobiłem przegląd butelek, ale wszystkie były puste.

4

Nie doczekałem się na Rimeiera, a Ilina nie wróciła. Znudziło mi się sterczenie w zakopconym pokoju i zszedłem na dół, do westybulu. Miałem zamiar zjeść obiad i stanąłem, rozglądając się w poszukiwaniu restauracji. Obok mnie natychmiast zmaterializował się portier.

— Do usług — zagadnął uprzejmie. — Samochód? Restauracja? Bar? Salon?

— Jaki salon? — zainteresowałem się.

— Salon fryzjerski. — Dyskretnie zerknął na moją fryzurę. — Dzisiaj przyjmuje mistrz Gaoey. Serdecznie polecam.

Przypomniałem sobie, że Ilina nazwała mnie kudłatym perszem, i zgodziłem się.

— Proszę za mną — powiedział portier.

Przecięliśmy westybul. Portier uchylił niskie szerokie drzwi i półgłosem zwrócił się do pustki przestronnego pomieszczenia:

— Przepraszam, mistrzu, klient do pana.

— Proszę — usłyszałem spokojny głos.

Wszedłem.

W salonie było jasno i unosił się przyjemny zapach. Lśnił nikiel, lśniły lustra, lśnił starodawny parkiet. Z sufitu na lśniących wysięgnikach zwisały lśniące półkule. Na środku sali stał ogromny biały fotel. Mistrz szedł mi na spotkanie. Miał badawcze, nieruchome spojrzenie, haczykowaty nos i siwą hiszpańską bródkę. Najbardziej przypominał starego doświadczonego chirurga. Nieśmiało się przywitałem. On krótko skinął głową, oglądając mnie od stóp do głów, i zaczął obchodzić mnie dookoła. Poczułem się nieswojo.

— Prosiłbym o dostosowanie mnie do obecnej mody — powiedziałem, starając się nie tracić go z pola widzenia. Ale on łagodnie przytrzymał mnie za rękaw i przez kilka sekund dyszał za moimi plecami.

— Bez wątpienia… nie ma najmniejszej wątpliwości… — mamrotał, a potem poczułem, że dotyka mojej twarzy. — Niech pan zrobi kilka kroków do przodu, bardzo proszę — rzekł surowo. — Pięć, sześć kroków, potem niech się pan zatrzyma i gwałtownie odwróci.

Posłuchałem. Oglądał mnie w zadumie, skubiąc bródkę. Miałem wrażenie, że się waha.

— A zresztą — powiedział nieoczekiwanie — niech pan siada.

— Gdzie?

— Na fotelu, na fotelu… — wyjaśnił niecierpliwie.

Opadłem na fotel i patrzyłem, jak znowu zbliża się do mnie powoli. Na jego inteligentnej twarzy pojawił się wyraz ogromnej irytacji.

— No i jak tak można! — zawołał. — Przecież to straszne!

Nie wiedziałem, co odpowiedzieć.

— Surowiec… dysharmonia… — mamrotał. — To skandal… skandal!

— Naprawdę aż tak źle?

— Nie mam pojęcia, po co pan do mnie przyszedł. Przecież pański wygląd jest panu doskonale obojętny.

— Od dzisiaj to się zmieni — zdecydowałem.

Machnął ręką.

— Proszę dać spokój! Przyjmę pana, ale… — potrząsnął głową, odwrócił się szybko i podszedł do wysokiego stolika zastawionego błyszczącymi przyrządami. Oparcie fotela odchyliło się łagodnie i znalazłem się w pozycji półleżącej. Z góry najechała na mnie wielka półkula promieniejąca ciepłem i setki maleńkich igiełek ukłuły mnie w kark, wywołując dziwne wrażenie bólu i przyjemności jednocześnie.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Drapieznosc naszego wieku»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Drapieznosc naszego wieku» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Arkadij Strugacki - Piknik pored puta
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Biały stożek Ałaidu
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Pora deszczów
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Trudno być bogiem
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Piknik na skraju drogi
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Przenicowany świat
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Alfa Eridana
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Fale tłumią wiatr
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Poludnie, XXII wiek
Arkadij Strugacki
Отзывы о книге «Drapieznosc naszego wieku»

Обсуждение, отзывы о книге «Drapieznosc naszego wieku» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x