Arkadij Strugacki - Drapieznosc naszego wieku

Здесь есть возможность читать онлайн «Arkadij Strugacki - Drapieznosc naszego wieku» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2003, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Drapieznosc naszego wieku: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Drapieznosc naszego wieku»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Arkadij i Borys Strugaccy napisali Drapieżność naszego wieku w 1963 roku. Ich pisarstwo wywarło wpływ na cały nurt science-fiction oraz wielu późniejszych twórców. Książki wpisane do kanonu charakteryzują się błyskotliwością pomysłu oraz ponadczasowym znaczeniem, wyróżniającym się przesłaniem, oryginalnością tez i przemyśleń oraz trafną futurologią.

Drapieznosc naszego wieku — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Drapieznosc naszego wieku», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Z całych sił zatrzasnął za sobą ażurowe drzwi.

— Gdzie mam ich szukać? — zapytałem.

Stałem chwilę, patrząc, jak odchodzi. Niemal biegł nerwowymi krokami, oddalając się korytarzem.

5

Szedłem powoli, trzymając się cienia drzew. Obok mnie z rzadka przejeżdżały samochody. Jeden się zatrzymał, kierowca otworzył drzwiczki, wychylił się i zwymiotował. Zaklął słabo, otarł usta dłonią, trzasnął drzwiami i odjechał. Był niemłody, miał czerwoną twarz i rozpiętą od góry do dołu kolorową koszulę. Rimeier pewnie wpadł w ciąg. To się często zdarza: człowiek się stara, pracuje, ludzie uważają go za cennego pracownika, słuchają jego opinii i stawiają go za wzór, a gdy jest potrzebny w konkretnej sprawie, nagle okazuje się, że spuchł i obwisł, zapuścił się, że biegają do niego dziewczyny i że od rana cuchnie od niego wódką… Twoja sprawa go nie interesuje, wciąż jest strasznie zajęty, wiecznie z kimś umówiony, mówi niejasno i plącze się w zeznaniach. Z takiego człowieka nie będziesz miał pożytku. A potem nie zdążysz się obejrzeć, jak on znajdzie się na odwyku, w domu wariatów albo w areszcie. Albo nagle się ożeni — z dziwną kobietą, i od tego małżeństwa pachnie szantażem na kilometr… i pozostaje tylko powiedzieć: „Lekarzu, wyleczyłem się sam”…

Warto by odszukać Pecka. Peck to uczciwy twardy facet, który zawsze wszystko wie. Nie zdążysz skończyć kontroli technicznej i zejść ze statku, a on już jest na „ty” z dyżurnym kucharzem bazy albo z całą znajomością rzeczy uczestniczy w rozwiązaniu konfliktu pomiędzy dowódcą Tropicieli i głównym inżynierem, którzy pokłócili się z powodu jakiegoś trozera, technicy już urządzają wieczorek na jego cześć, zastępca dyrektora odciągnął go w kąt i zasięga jego rady… Bezcenny Peck! A w tym mieście się urodził i przeżył jedną trzecią życia.

Znalazłem budkę telefoniczną, zadzwoniłem do biura obsługi, gdzie poprosiłem o adres i numer telefonu Pecka Zenaya. Zaproponowano mi, żebym poczekał. W budce, jak zawsze, pachniało kotami. Plastikowy stoliczek był zabazgrany numerami telefonów, widniały na nim różne mordy i nieprzyzwoite rysunki. Ktoś, chyba nożem, głęboko wyciął drukowanymi literami nieznane mi słowo SLEG. Uchyliłem drzwi, żeby się nie udusić, i popatrzyłem, jak na przeciwległej, zacienionej stronie ulicy przed wejściem do knajpy stoi barman w białej kurtce z podwiniętymi rękawami. W końcu poinformowano mnie, że Peck Zenay, według danych z początku roku, mieszka na ulicy Wolności 31, telefon 11 331. Podziękowałem i od razu wybrałem numer. Nieznajomy głos oznajmił, że to pomyłka. Numer telefonu się zgadza, adres też, ale żaden Peck Zenay tu nie mieszka, a jeśli nawet mieszkał, to nie wiadomo, kiedy i dokąd wyjechał. Wyszedłem z budki i przeszedłem na drugą stronę ulicy, w cień.

Barman pochwycił moje spojrzenie, ożywił się i zawołał:

— Niech pan zajrzy do mnie!

— Jakoś nie mam ochoty — powiedziałem.

— Co, nie zgadza się, ścierwo? — zapytał barman ze współczuciem. — Niech pan wejdzie, co tam, pogadamy… Nudno samemu.

— Jutro rano — powiedziałem — o dziesiątej odbędzie się na uniwersytecie wykład filozofii neooptymizmu słynnego doktora filozofii Opira ze stolicy.

Barman słuchał mnie z chciwą uwagą i nawet przestał się zaciągać.

— A to parszywce! — zawołał. — Do czego doszli! Przedwczoraj przegonili dziewczynki z nocnego klubu, a teraz jeszcze jakieś wykłady. Ale to nic, już my im pokażemy wykłady!

— Najwyższa pora — stwierdziłem.

— Ja tam ich do siebie nie wpuszczam — ciągnął barman, ożywiając się coraz bardziej. — Mam bystre oko. Taki dopiero do drzwi podchodzi, a ja już widzę — intel. Chłopaki, mówię, intel idzie! A do mnie przychodzi doborowe towarzystwo! Sam Don każdego wieczoru po treningach tu siedzi. No i wtedy Don wstaje, wita takiego w drzwiach, o czym oni tam rozmawiają, to ja nie wiem, w każdym razie wysyła go dalej. Co prawda, czasem chodzą całymi grupami. No i wtedy, żeby nie było skandalu, zamykam drzwi na sztabę i niech sobie stukają. Dobrze mówię?

— Niech — zgodziłem się. Barman mnie zmęczył. Są tacy ludzie, których ma się dość po kilku minutach rozmowy.

— Co niech?

— Niech stukają. Stukać każdemu wolno.

Barman spojrzał na mnie czujnie.

— Niech pan idzie dalej — powiedział nagle.

— A może kieliszeczek? — zaproponowałem.

— Niech pan idzie, dobrze radzę. Tu nie zostanie pan obsłużony.

Przez jakiś czas patrzyliśmy na siebie. Potem on coś warknął, cofnął się i zasunął za sobą szklane drzwi.

— Nie jestem intelem — powiedziałem. — Jestem biednym turystą. Bogatym!

Patrzył na mnie z nosem rozpłaszczonym na szybie. Zrobiłem gest, jakbym wypijał szklaneczkę. Coś powiedział i poszedł w głąb zakładu. Widziałem, jak snuje się bez celu pomiędzy stolikami. Zakład nazywał się Uśmiech. Uśmiechnąłem się i poszedłem dalej.

Za rogiem była szeroka magistrala. Na poboczu stała ogromna, oblepiona kuszącymi reklamami furgonetka. Tylną ściankę miała opuszczoną i na niej jak na ladzie leżały różne rzeczy — konserwy, butelki, zabawki, stosy zafoliowanych paczek z bielizną i ubraniami. Dwie młodziutkie dziewczyny plotły jakieś głupstwa, wybierając i przymierzając bluzki. „Ciągnie się” — piszczała jedna, a druga przykładała bluzkę tak i siak i odpowiadała: „Głupstewko, wcale się nie ciągnie”. „Przy szyi się ciągnie”. „Głupstewko!”. „I krzyżyk się nie mieni…”. Kierowca furgonetki, chudy mężczyzna w kombinezonie i czarnych okularach w potężnej oprawie, siedział na krawężniku, oparty plecami o słup reklamowy. Nie widziałem jego oczu, ale chyba spał, sądząc po układzie ust i spoconym nosie. Podszedłem do lady. Dziewczyny zamilkły i patrzyły na mnie z rozchylonymi ustami. Miały po szesnaście lat i oczy jak u kociąt — niebieskie, puste.

— Głupstewko — powiedziałem twardo. — Nie ciągnie się i mieni.

— A przy szyi? — zapytała ta, która przymierzała.

— Przy szyi istne cudo.

— Głupstewko — zaprotestowała niezdecydowanie pierwsza dziewczyna.

— Obejrzyjmy jakąś inną — zaproponowała pojednawczo druga. — Tę.

— To już lepiej tę srebrzystą, z rozcięciem.

Dostrzegłem wspaniałe książki. Był Strogow z takimi ilustracjami, o jakich nigdy nie słyszałem. Była „Przemiana marzenia” z przedmową Saragona. Było trzytomowe wydanie Waltera Minca z listami. Był prawie cały Faulkner, była „Nowa polityka” Webera, „Bieguny wspaniałości” Ignatowej, nieznane utwory Ang Schi Kui, „Historia faszyzmu” wydana w serii „Pamięć Ludzkości”. Były nowe czasopisma i almanachy, były kieszonkowe albumy ze zbiorami Luwru, Ermitażu, Watykanu. Wszystko było. „I ta też się ciągnie…”. „Za to z rozcięciem!”. „Głupstewko”. Chwyciłem Minca, wcisnąłem dwa tomy pod pachę i otworzyłem trzeci. Nigdy w życiu nie widziałem całego Minca. Były nawet listy z emigracji…

— Ile płacę?

Dziewczyny znowu się na mnie zagapiły. Kierowca usiadł prosto.

— Co? — zapytał ochryple.

— Pan jest właścicielem? — zapytałem.

Wstał i podszedł do mnie.

— Czego pan potrzebuje?

— Chcę tego Minca. Ile płacę?

Dziewczynki zachichotały. Mężczyzna patrzył na mnie w milczeniu, potem zdjął okulary.

— Jest pan cudzoziemcem?

— Tak, turystą.

— To kompletny Mine.

— Przecież widzę — powiedziałem. — Kompletnie osłupiałem, gdy to zobaczyłem.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Drapieznosc naszego wieku»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Drapieznosc naszego wieku» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Arkadij Strugacki - Piknik pored puta
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Biały stożek Ałaidu
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Pora deszczów
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Trudno być bogiem
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Piknik na skraju drogi
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Przenicowany świat
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Alfa Eridana
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Fale tłumią wiatr
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Poludnie, XXII wiek
Arkadij Strugacki
Отзывы о книге «Drapieznosc naszego wieku»

Обсуждение, отзывы о книге «Drapieznosc naszego wieku» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x