Nie mówiąc ani słowa, Asia zeskoczyła z parapetu i poszła parzyć herbatę. Tojwo położył się na kanapie. Z okna, na granicy słyszalności, dobiegało brzęczenie jakiegoś egzotycznego instrumentu muzycznego. Nagle wleciał ogromny motyl, zatoczył krąg nad stołem, siadł na ekranie wizora, rozłożywszy czarne, puszyste skrzydła. Na skrzydłach wyrysowany był jakiś ornament. Tojwo, nie wstając, wyciągnął rejce do pulpitu serwisu, ale nie dosięgnął i ręka opadła.
Weszła Asia z tacą, nalała herbatę do szklanek i usiadła obok.
— Patrz — powiedział szeptem Tojwo, pokazując jej spojrzeniem motyla.
— Jaki śliczny — powiedziała Asia również szeptem.
— Może on zechce z nami pomieszkać?
— Nie, nie zechce — powiedziała Asia.
— Dlaczego? Pamiętasz, u Kazarianów mieszkał konik polny…
— Nie mieszkał. Tak wpadł od czasu do czasu…
— No to i niech ten motyl wpada od czasu do czasu. Będzie się nazywał Marfa.
— Dlaczego Marfa?
— A jak?
— Scyntia — powiedziała Asia.
— Nie — powiedział zdecydowanie Tojwo. — Jaka znowu Scyntia… Marfa. Marfa Posiadło. A ekran od dziś — Posiadłość.
* * *
Nie zamierzam rzecz jasna twierdzić, że dokładnie taka rozmowa odbyła się późnym wieczorem 8 maja. Ale oni w ogóle często rozmawiali na te tematy, spierali się — to wiem na pewno. I że nie potrafili przekonać się nawzajem — to też wiem na pewno.
Oczywiście Asia nie umiała przekazać mężowi swego wszechogarniającego optymizmu, który czerpała z otaczającej ją atmosfery. Pożywką dla tego optymizmu byli ludzie, z którymi pracowała, najgłębszy sens jej pracy, dobrej i smakowitej. Tojwo zaś żył poza granicami tego optymistycznego świata, w świecie trwogi i nieufności, w świecie, w którym z najwyższym trudem można sobie wzajemnie przekazywać optymizm, przy wyjątkowo korzystnym zbiegu okoliczności, a i to nie na długo.
Ale i Tojwo nie umiał nawrócić żony na swoją wiarę, zarazić ją przeczuciem nadciągającego zagrożenia. Jego argumentom brakowało konkretów. Były zbyt oderwane. Wynikały z poglądów, zdaniem Asi, niczym nie popartych. Tojwo nie udało się Asi „przerazić”, zarazić wstrętem, oburzeniem, niechęcią…
Dlatego kiedy uderzył grom, nawałnica spadła na nich rozdzielonych, nie przygotowanych, tak jakby nigdy nie było tych sporów, kłótni i namiętnych prób przekonania się nawzajem…
Rano 9 maja Tojwo ponownie pojechał do Charkowa, żeby jednak spotkać się z jasnowidzem Hiroto i ostatecznie zamknąć sprawę wizyty Szamana w Instytucie Dziwaków.
RAPORT-MELDUNEK
Nr 017/99
KOMKON2
Ural-Północ
Data: 9 maja 99 roku
Autor: Tojwo Głumow, inspektor
Temat: 099 „Wizyta starszej pani”
Treść: suplement do R/M nr 016/99
Susumu Hiroto czyli „Senrigan” przyjął mnie w swoim gabinecie o 10.45. To dość niskiego wzrostu starszy już mężczyzna (wygląda staro na swój wiek). Jest zafascynowany swoim „darem”, wykorzystuje każdą nadarzającą się okazje, żeby ten „dar” zademonstrować: pańska żona ma kłopoty w pracy… Z całą pewnością poleci na Pandorę, niech pan nie liczy, że uda się temu zapobiec… ten długopis podarował panu kolega, a pan zapomniał ofiarować żonie… I tak dalej w podobnym stylu. Muszę przyznać, że było to dość niemiłe. „Wyjście Szamana „według słów Hiroto wyglądało tak: „Najwidoczniej przestraszył się, że dowiem się o nim tego co najtajniejsze i wtedy rzucił się do ucieczki. Nie mógł wiedzieć, że widziałem go jako biały pusty ekran bez żadnego konturu, przecież jest istotą z innego świata…”
(koniec Dokumentu 9)
WAŻNE!
RAPORT-MELDUNEK
Nr 018/99
KOMKON-2
Ural-Północ
Data: 9 maja 99 roku
Autor: Tojwo Głumow, inspektor
Temat: 009 „Wizyta starszej pani”
Treść: Instytut Dziwaków interesuje się świadkami wydarzeń w Małej Peszy.
W czasie mojej rozmowy z dyżurnym dyspozytorem Instytutu Dziwaków 9 maja o 11.50 zdarzyło się co następuje:
Rozmawiając ze mną dyżurny dyspozytor Termikanow jednocześnie bardzo szybko i fachowo notował dane z rejestratora i wprowadzał je w terminal maszyny. Dane te, w miarę napływania, pojawiały się na kontrolnym monitorze i wyglądały następująco: nazwisko, imię, imię ojca, wiek, (prawdopodobnie), nazwa miejscowości (miejsce urodzenia? miejsce zamieszkania? miejsce pracy?), zawód i jakiś sześciocyfrowy indeks. Nie zwracałem uwagi na monitor, do chwili kiedy nagle się pojawiło:
KUBOTUEWA ALBINA CÓRKA MILANA 96 PRIMABALERINA ARCHANGIELSK 001507
Następne dwa nazwiska nic mi nie powiedziały, a potem:
KOSTENIECKIKIR 12 UCZEŃ PIETROZAWODSK 001507
Przypominam: oboje są notowani jako świadkowie wydarzeń w Małej Peszy, patrz mój R/M nr 015/99 z dnia 7 maja br.
Prawdopodobnie na kilka sekund straciłem kontrole nad sobą, gdyż Termikanow zapytał, co mnie tak zdziwiło. Zmyśliłem, że zdumiało mnie nazwisko Albiny Kubotijewej, primabaleriny, o której bardzo dużo opowiadali moi rodzice, zajadli wielbiciele baletu. Powiedziałem, że zaskoczyło mnie jej nazwisko — czyżby Albina Wielka na domiar wszystkiego miała jeszcze talent metapsychiczny? Termikanow roześmiał się i powiedział, że to niewykluczone. Według jego słów do rejestrów wszystkich filii Instytutu nieprzerwanie napływają informacje dotyczące osób, które teoretycznie mogą być obiektami zainteresowania metapsychologów. Znakomita większość informacji napływa z terminali klinik, szpitali, ośrodków zdrowia itp., które mają na wyposażeniu standardowe psychoanalizatory. Do jednej tylko filii w Charkowie w ciągu doby trafiają setki nazwisk kandydatów, ale praktycznie prawie wszystko to są pudła. „Dziwacy” stanowią zaledwie jedną stutysięczną procenta wszystkich kandydatów.
W tej sytuacji uznałem za stosowne zmienić temat rozmowy.
Tojwo Głumow
(koniec Dokumentu 10)
FONOGRAM ROBOCZY
Data: 10maja 99 roku
Rozmówcy: Maksym Kammerer, naczelnik wydziału NW, Tojwo Głumow, inspektor
Temat: 009 „Wizyta starszej pani”
Treść: Instytut Dziwaków — prawdopodobny obiekt tematu 009.
Kammerer: Ciekawe. Jesteś spostrzegawczy, chłopcze. Tojwo Sokole Oko! No cóż, masz pewnie przygotowaną swoją wersje. Referuj.
Głumow: Ostateczne wnioski, czy cały wywód?
Kammerer: Wywód, jeśli mogę prosić.
Głumow: Najłatwiej byłoby założyć, że nazwiska Albiny i Kira nadesłał do Charkowa jakiś entuzjasta metapsychologii. Jeśli na przykład był świadkiem wydarzeń w Małej Peszy, to mogła go niepomiernie zdziwić anormalna reakcja tych dwojga i zawiadomił o tym kompetentne czynniki. Według mnie mogły to zrobić co najmniej trzy osoby: Basile Niewierow ze Służby Awaryjnej. Oleg Pankratow, lektor, były astroarcheolog. I jeszcze jego żona, Zosia Lądowa, malarka. Oczywiście nie byli oni w ścisłym sensie tego słowa świadkami, ale w danym wypadku nie ma to szczególnego znaczenia… Bez pańskiej zgody nie zaryzykowałem rozmowy z nimi, chociaż uważam za zupełnie możliwe, aby to od nich dowiedzieć SIĘ, czy wysłali informacje do Instytutu, czy też nie…
Kammerer: Istnieje prostszy sposób…
Głumow: Tak, według indeksu. Posłać pytanie do Instytutu. Ale ten sposób jest nieprzydatny i zaraz wyjaśnię dlaczego. Jeżeli to zrobił życzliwy entuzjasta, wtedy wszystko będzie jasne i nie ma o czym mówić. Ale proponuje., żeby rozważyć inny wariant. To znaczy — nie było żadnych życzliwych entuzjastów, tylko był specjalny obserwator z Instytutu Dziwaków.
Читать дальше