Tojwo nie odezwał się.
— Być może dlatego, że te wasze wszystkie nie wyjaśnione NW — to tragedie? Ale przecież NW — to zawsze tragedia! Czy jest tajemnicze, czy zrozumiałe, jednak zawsze NW! Mam racje.?
— Nie masz — powiedział Tojwo.
— A co, bywają szczęśliwe NW?
— Bywają.
— Na przykład? — zainteresowała się jadowicie Asia.
— Lepiej napijmy się herbaty — zaproponował Tojwo.
— Nie, najpierw proszę daj mi przykład szczęśliwego, radosnego, pogłębiającego radość życia, nadzwyczajnego wydarzenia.
— Dobrze — powiedział Tojwo. — Ale potem napijemy się herbaty, umowa stoi?
— Odczep się — powiedziała Asia.
Oboje zamilkli. Na dole przez gęste liście ogrodów, przez siwawy zmierzch, zabłysły różnokolorowe światełka. Iskry świateł obsypały czarne słupy tysiącpietrowców.
— Nazwisko Gujon coś ci mówi? — zapytał Tojwo.
— Oczywiście.
— A Soddi? — Ja myślę!
— Czym według ciebie zasłynęli oni obaj?
— „Według mnie”! Nie według mnie, tylko wszyscy wiedzą, że Gujon to wspaniały kompozytor, a Soddi — wielki prorok… A według ciebie?
— A moim zdaniem wyróżnia ich coś zupełnego innego — powiedział Tojwo. — Albert Gujon do lat pięćdziesięciu był niezłym, ale tylko niezłym astrofizykiem bez żadnych uzdolnień muzycznych. A Bartolomeo Soddi czterdzieści lat zajmował się cieniowymi funkcjami i był oschłym, pedantycznym odludkiem. Oto co wyróżnia ich obu WEDŁUG MNIE.
— Co chcesz przez to powiedzieć? Co w tym widzisz niezwykłego? W tych ludziach drzemał ukryty talent, pracowali nad sobą długo i uporczywie… a potem ilość przeszła w jakość…
— Nie było żadnej ilości, Asiu, o to właśnie chodzi. Tylko jakość nagle uległa zmianie. Radykalnie. W jednej chwili. Jak wybuch.
Asia milczała przez chwile, poruszając wargami, a potem zapytała trochę szyderczo:
— Wiec co, twoim zdaniem natchnęli ich Wędrowcy?
— Tego nie powiedziałem. Chciałaś, żebym ci dał przykład szczęśliwego, radosnego NW. No to ci dałem. Mogę wymienić jeszcze kilka nazwisk, mniej co prawda znanych.
— Dobrze. A właściwie dlaczego się tym zajmujecie? Co was to właściwie obchodzi?
— Zajmujemy się wszystkimi nadzwyczajnymi wydarzeniami.
— Przecież właśnie pytam. Co jest w tych wydarzeniach nadzwyczajnego?
— W ramach istniejącej wiedzy nie dają się wyjaśnić.
— Czy to mało istnieje na świecie rzeczy nie wyjaśnionych?! — zawołała Asia. — Readerstwo też nie zostało wyjaśnione, tylko wszyscy do niego przywykli…
— To, do czego przywykliśmy, nie uważamy za nadzwyczajne. Nie zajmujemy się zjawiskami, Asiu. Zajmujemy się wydarzeniami, wypadkami. Czegoś nie było przez tysiące lat, a potem nagle się zdarzyło. Dlaczego się zdarzyło? Niezrozumiałe. Jak to wyjaśnić? Specjaliści rozkładają ręce. Wtedy my to bierzemy na warsztat. Rozumiesz, Asiu, ty niewłaściwie klasyfikujesz NW. My nie dzielimy ich na szczęśliwe i tragiczne, dzielimy je na wyjaśnione i nie wyjaśnione.
— Wiec uważasz, że każde nie wyjaśnione NW niesie w sobie zagrożenie?
— Tak. I szczęśliwe również.
— Jakie zagrożenie może przynieść przemiana przeciętnego astrofizyka w genialnego kompozytora?
— Niezupełnie precyzyjnie się wyraziłem. Zagrożenie niesie w sobie nie NW. Najbardziej tajemnicze NW jest z reguły zupełnie nieszkodliwe. Czasami nawet komiczne. Zagrożenie niesie w sobie przyczyna NW. Mechanizm, który je zrodził. Przecież pytanie można postawić następująco: komu i po co była potrzebna przemiana astrofizyka w kompozytora?
— A może to po prostu fluktuacja statystyczna?
— Może. Ale o to właśnie chodzi, że my tego nie wiemy… Zresztą zauważ, do czego doprowadziło twoje rozumowanie? Czy twoje wyjaśnienie jest lepsze od naszego? Fluktuacja statystyczna, która ze swojej definicji jest nieprzewidywalna i niekontrolowana, czy Wędrowcy, którzy też nie są bukiecikiem fiołków, ale których przynajmniej teoretycznie można próbować złapać za rękę. Tak, oczywiście, „fluktuacja statystyczna” brzmi znacznie lepiej, solidniej, obiektywniej i naukowo w porównaniu z tymi natrętnymi, głupio romantycznymi i banalnie legendarnymi, które już wszystkim obrzydło…
— Poczekaj, nie bądź taki ironiczny — powiedziała Asia. — Nikt przecież nie neguje twoich Wędrowców Cały czas tłumacze, ci coś zupełnie innego… Całkiem mnie zbiłeś z tropu… Zawsze tak robisz! I mnie, i twojego Maksyma, a potem chodzisz z nosem zwieszonym na kwintę i trzeba cię pocieszać… Już wiem, co chciałam powiedzieć. Dobrze, niech będzie, Wędrowcy rzeczywiście ingerują w nasze życie. Nie o to chodzi. Dlaczego to ma być źle — o to cię teraz pytam? Dlaczego robicie z nich płachtę na byka — oto czego nie mogę zrozumieć! I nikt tego nie może zrozumieć… Dlaczego, kiedy TY prostowałeś historie na innych planetach — to było dobrze, a kiedy ktoś chce prostować TWOJĄ historie… Przecież dzisiaj każde dziecko wie, że superrozum to jedynie dobro!
— Superrozum to superdobro — powiedział Tojwo.
— Wiec tym bardziej!
— Nie — powiedział Tojwo. — Żadnych „tym bardziej”. Co to takiego dobro, wiemy, chociaż nie bardzo dokładnie. A co to takiego superdobro…
Asia znowu uderzyła się pięścią w kolano.
— Nie rozumiem! To nie do pojęcia! Skąd u was ta presumpcja zagrożenia? Wytłumacz!
— Wy wszyscy absolutnie fałszywie pojmujecie nasze stanowisko — powiedział Tojwo już ze złością. — Nikt nie twierdzi, że Wędrowcy zamierzają wyrządzić Ziemianom krzywdę. To rzeczywiście bardzo mało prawdopodobne. Boimy się czegoś innego, czegoś zupełnie innego! Boimy się, że zaczną tu tworzyć dobro tak, jak ONI je rozumieją!
— Dobro zawsze jest dobrem! — z naciskiem powiedziała Asia.
— Wiesz świetnie, że to wcale nie tak. Albo może ty naprawdę nie wiesz? Ale przecież wytłumaczyłem ci. Byłem Progresorem wszystkiego trzy lata, czyniłem dobro, tylko i nic oprócz dobra, i o Boże! — jakże nienawidzili mnie ci ludzie! I mieli absolutną racje. Dlatego, że przyszli bogowie, nie pytając o pozwolenie. Nikt ich nie wzywał, a oni wdarli się i zaczęli czynić dobro. To dobro, które zawsze jest dobrem. I czynili to dobro potajemnie, ponieważ z góry wiedzieli, że śmiertelnicy nie zrozumieją ich celów, a jeśli nawet zrozumieją, to nie uznają za swoje… Oto jaka jest moralno-etyczna struktura tej diabelskiej sytuacji! Feudalny niewolnik w Arkanarze nie zrozumie, czym jest komunizm, a mądry mieszczanin trzysta lat później zrozumie i ze zgrozą odtrąci… To jest abecadło, którego jednakże nie umiemy zastosować wobec siebie. Dlaczego? Dlatego, że nie możemy wyobrazić sobie, co mianowicie mogą nam zaproponować Wędrowcy. Nie mamy analogii! Ale ja wiem dwie rzeczy. Oni przyszli bez pytania, to po pierwsze. Oni przyszli potajemnie, to po drugie. A wiec zakładają, że wiedzą lepiej od nas, czego nam trzeba — po pierwsze, i z góry są przekonani, że albo ich nie zrozumiemy, albo ich cele będą dla nas nie do przyjęcia — po drugie. Nie wiem jak ty, ale ja tego nie chce. Nie chce! — powiedział kategorycznie. -1 starczy na dziś. Jestem zmęczony, niedobry, mam wiele kłopotów, wziąłem na siebie ciężar nieopisanej odpowiedzialności. Mam syndrom Sikorskiego, jestem psychopatą i wszystkich podejrzewam. Nikogo nie kocham, jestem moralnym kaleką, cierpiętnikiem, monomaniakiem, trzeba się mną opiekować i współczuć mi… chodzić dookoła na paluszkach, całować w czółko, zabawiać dowcipami… i poić herbatą. Mój Boże, czy nikt nie da mi dzisiaj herbaty?
Читать дальше