Uczestnicy narady niezwłocznie podzielili się na dwie frakcje — optymistów i pesymistów. Punkt widzenia optymistów wyglądał rzecz jasna znacznie bardziej prawdopodobnie. Istotnie trudno i właściwie nawet niemożliwe było wyobrazić sobie supercywilizację zdolną nawet nie do otwartej agresji, ale, powiedzmy, do nietaktownych eksperymentów z młodszymi braćmi. W ramach wszystkich istniejących wyobrażeń o prawidłowościach rozwoju Rozumu punkt widzenia pesymistów wyglądał, mówiąc łagodnie, archaicznie. Ale z drugiej strony zawsze istniała szansa, powiedzmy sobie minimalna, że zostanie popełniony błąd. Mogli pomylić się interpretatorzy. A co najważniejsze, mogli pomylić się sami Wędrowcy. Skutków tego rodzaju pomyłki dla losów ziemskiej ludzkości nie sposób było ani obliczyć, ani kontrolować.
I właśnie wtedy po raz pierwszy wyobraźnia Rudolfa Sikorskiego ukazała mu apokaliptyczny wizerunek istoty, która ani anatomią, ani fizjologią nie różni się od człowieka, więcej, niczym nie różni się od człowieka pod względem psychicznym — ani sposobem rozumowania, ani emocjami, ani światopoglądem, żyje i pracuje wśród ludzi i jest nosicielem nieznanego, groźnego programu, a co najstraszniejsze, sama nie wie nic o tym programie i nie dowie się nawet w owym nieokreślonym momencie, kiedy ten program włączy się i zacznie działać, zniszczy w niej Ziemianina i poprowadzi… dokąd? Do jakiego celu? I już wtedy Rudolf Sikorski z pełną beznadziejnością zrozumiał, że nikt — a w pierwszej kolejności on, Rudolf Sikorski — nie ma prawa uspokajać siebie przekonaniem, że prawdopodobieństwo takiej hipotezy jest nieskończenie, fantastycznie małe.
Kiedy dyskusja była w zenicie, Genadij Komow otrzymał kolejną zaszyfrowaną depeszę od Fokina. Przeczytał ją, zmienił się na twarzy i złamanym głosem zakomunikował: „Fatalna sprawa — Fokin i Van Blercom zawiadamiają, że we wszystkich komórkach jajowych nastąpił pierwszy podział”.
To był paskudny Nowy Rok dla wszystkich wtajemniczonych. Od wczesnego rana 1 stycznia Nowego 38. roku trwało praktycznie permanentne posiedzenie spontanicznie powołanego Komitetu d/s Inkubatora. Sarkofag przemianowano teraz na inkubator i dyskutowano w istocie rzeczy tylko jeden problem — jak, biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, zorganizować los trzynastu przyszłych obywateli Ziemi.
Projekt zniszczenia inkubatora zszedł z porządku obrad, chociaż wszyscy członkowie Komisji, w tym również ci, którzy początkowo domagali się inicjacji komórek jajowych, czuli się bardzo nieswojo. Nie opuszczał ich niewyraźny lęk, wydawało się im, że 31 grudnia w jakimś sensie utracili samodzielność i teraz skazani są na realizowanie planu narzuconego z zewnątrz. Zresztą sama dyskusja miała charakter w pełni konstruktywny.
Już w owych dniach w ogólnych zarysach sformułowano zasady systemu wychowawczego przyszłych nowo narodzonych, wyznaczono im piastunki, lekarzy prowadzących, nauczycieli, wszelkich opiekunów, a także określono kierunki zasadnicze badań antropologicznych i psychologicznych. Wyznaczono i niezwłocznie skierowano do oddziału Fokina specjalistów w dziedzinie ksenotechnologii w ogóle i ksenotechniki Wędrowców w szczególności, z zadaniem dokładnego przestudiowania budowy sarkofagu-inkubatora w celu zapobieżenia „błędom w sztuce”, a głównie w nadziei, że uda się odkryć części tej maszyny, które w przyszłości pomogą uściślić i skonkretyzować program przyszłych prac z „podrzutkami”. Zostały nawet opracowane rozmaite warianty organizacji opinii publicznej na wypadek realizacji wszystkich hipotez o celach Wędrowców.
Rudollf Sikorski w dyskusji udziału nie brał. Słuchał jednym uchem, a całą swoją uwagę skoncentrował na tym, żeby zarejestrować w pamięci każdego, kto choćby w najmniejszym stopniu brał udział w tych wydarzeniach. Lista rosła w przytłaczającym tempie, ale Sikorski rozumiał, że chwilowo nie ma na to żadnej rady, że tak czy inaczej w tę niebezpieczną i dziwaczną historię będzie zamieszanych mnóstwo ludzi.
Wieczorem 3 stycznia na ostatnim posiedzeniu, kiedy podsumowano wnioski i żywiołowo utworzone podkomisje zostały formalnie zatwierdzone, poprosił o głos i powiedział mniej więcej co następuje:
Odwaliliśmy tu niezły kawał roboty i mniej więcej przygotowaliśmy się na ewentualny rozwój wydarzeń — o ile to było możliwe przy istniejącym zasobie informacji i w tej, powiedzmy sobie wprost, głupawej sytuacji, w której znaleźliśmy się — nie ze swojej woli, tylko z woli Wędrowców. Postanowiliśmy nie popełniać czynów nieodwracalnych i na tym polega istota naszych decyzji! Ale jako kierownik KOMKON-u 2, organizacji odpowiedzialnej za bezpieczeństwo ziemskiej cywilizacji, przedstawiam wam następujące żądania, do których musimy się bezwzględnie zastosować w naszej przyszłej działalności.
Pierwsze. Wszystkie prace w najmniejszym chociażby stopniu związane z tą historią muszą być ściśle tajne. Informacje o nich w żadnych okolicznościach nie mogą być ogłaszane. Podstawa — dobrze znane wszystkim Prawo o tajemnicy osobowości.
Drugie. Żaden „podrzutek” nie może wiedzieć, w jakich okolicznościach przyszedł na świat. Podstawa — jak wyżej.
Trzecie. „Podrzutki”, natychmiast po urodzeniu, muszą być rozdzielone, a w przyszłości należy zrobić wszystko, aby nie tylko nic o sobie nawzajem nie wiedziały, ale by się ze sobą nie zetknęły. Podstawa — elementarne powody, których nie mam tu zamiaru przytaczać.
Czwarte. Wszystkie powinny otrzymać w przyszłości specjalności pozaziemskie z tym, żeby okoliczności ich pracy i życia utrudniały im powrót na Ziemię w naturalny sposób, nawet na krótki czas. Podstawa — wspomniana już elementarna logika. Na razie jesteśmy zmuszeni iść na pasku Wędrowców, ale powinniśmy zrobić wszystko co możliwe, żeby w przyszłości (czym prędzej, tym lepiej) zejść z drogi, którą nam wytyczono.
Jak należało się spodziewać, „Cztery żądania Sikorskiego” wywołały eksplozję niechęci. Uczestnicy narady, jak wszyscy normalni ludzie, nie znosili żadnych tam tajemnic, zabronionych tematów, przemilczeń, zresztą w ogóle KOMKON-u 2. Ale Sikorski trafnie przewidział, że psychologowie i pedagodzy, kiedy już dadzą wyraz zrozumiałym emocjom, pójdą po rozum do głowy i opowiedzą się stanowczo po jego stronie. Z Prawem o tajemnicy osobowości niema żartów. Można z łatwością i bez żadnej przesady wyobrazić sobie mnóstwo wyjątkowo nieprzyjemnych sytuacji, które mogłyby powstać w przyszłości, gdyby nie przyjęto pierwszych dwóch żądań. Spróbujcie wyobrazić sobie psychikę człowieka, który dowiaduje się o sobie, że przyszedł na świat w inkubatorze skonstruowanym czterdzieści pięć tysięcy lat temu przez niewiadome potwory w niewiadomym celu i jeszcze do tego wie, że wszyscy dookoła o tym wiedzą. A jeśli jego wyobraźnia jest w najmniejszym chociaż stopniu rozwinięta, musi dojść do wniosku, że on, Ziemianin do szpiku kości, on, który nie zna i nie kocha niczego oprócz Ziemi, być może nosi w sobie jakieś straszne niebezpieczeństwo dla ludzkości. Taka myśl może spowodować uraz psychiczny, z którym nie poradzą sobie najlepsi specjaliści…
Rozumowanie psychologów zostało wzmocnione niespodziewanym i niezwykle ostrym wystąpieniem Mahiro Sinody, który oświadczył, że zbyt wiele myślimy o trzynastu jeszcze nie narodzonych smarkaczach, a zbyt mało zastanawiamy się nad potencjalnym niebezpieczeństwem, jakie mogą oni stanowić dla naszej starej Ziemi. W rezultacie wszystkie „Cztery żądania” zostały przyjęte większością głosów, a Rudolfowi Sikorskiemu polecono opracowanie i realizację odpowiednich środków. I w samą porę.
Читать дальше