Jednakże psychologowie nie zamierzali spocząć na laurach. Uskrzydleni sukcesem z Korniejem Jaszmaa, w trzy lata później (Rudolf Sikorski wciąż jeszcze był na planecie Saraksz) powtórzyli eksperyment z Thomasem Nilsonem (numer 02 znak „Ukośna gwiazda”); nadzorcą rezerwatu na Gorgonie. Wyniki były zadowalające i przez kilka miesięcy Thomas Nilson rzeczywiście w dalszym ciągu spokojnie pracował, najwidoczniej nie przejmując się tajemnicą swojej osobowości. W ogóle był człowiekiem raczej flegmatycznym, mało skłonnym do ujawniania emocji.
Starannie wykonywał wszystkie przepisane mu czynności, prowadził samoobserwację, swoją sytuację traktował z właściwym sobie, nieco przyciężkim humorem, ale kategorycznie odrzucił propozycję przeprowadzenia mentoskopii, podając jako powód przyczyny natury osobistej. A na sto dwudziesty ósmy dzień eksperymentu Thomas Nilson zmarł na planecie Gorgona w okolicznościach nie wykluczających samobójstwa.
Dla Komisji jako całości, a dla psychologów szczególnie, był to straszny cios. Sędziwy Pak Chin oświadczył, że występuje z Komisji, porzucił instytut, swoich uczniów, krewnych i udał się na wygnanie. A sto trzydziestego drugiego dnia licząc od początku eksperymentu pracownik KOMKON-u 2, do którego obowiązków należał między innymi comiesięczny przegląd futerału z bursztynowca zameldował w panice, że detonator nr 02 (znak „Ukośna gwiazda”) znikł bez śladu nie pozostawiając w gnieździe wyścielonym ruchomymi włóknami z pseudopolietylenu nawet pyłka.
Teraz istnienie pewnego na wpół mistycznego związku między każdym z „podrzutków” a odpowiednim detonatorem nie ulegało najmniejszej wątpliwości. I wszyscy członkowie Komisji byli pewni, że w przewidywanej przyszłości Ziemianom nie dane będzie zrozumieć całej tej historii.
4 czerwca 78 roku
Dyskusja o sytuacji
To wszystko i jeszcze wiele innych rzeczy opowiedział mi Ekscelencja tej samej nocy, kiedy wróciliśmy z Muzeum do jego gabinetu.
Świtało już, kiedy zakończył opowieść. Zamilkł, uniósł się ciężko i nie patrząc na mnie poszedł parzyć kawę.
— Możesz zadawać pytania — wymruczał.
Do tego momentu byłem opanowany tylko jednym uczuciem — ogromnym, bezgranicznym żalem, że wiem już to wszystko i że teraz jestem zmuszony w tym uczestniczyć. Oczywiście, gdyby na moim miejscu był jakiś inny normalny człowiek, prowadzący normalny tryb życia, zajęty normalną pracą, odebrałby tę historię jak którąś z rzędu groźną i fantastyczną baśń, zrodzoną na pograniczu znanego i niewiadomego, z tych, które docierają do nas w zmienionym nie do poznania kształcie i mają tę zachwycającą właściwość, że niezależnie od tego, jak straszne i groźne były, nie mają bezpośredniego związku z naszą ciepłą i jasną Ziemią i żadnego bezpośredniego wpływu na nasze życie codzienne nie wywierają — wszystko to ktoś tam gdzieś tam załatwiał albo właśnie załatwia, albo załatwi w najbliższym czasie.
Ale ja, niestety, nie byłem normalnym człowiekiem w takim sensie tego słowa. Niestety byłem jak raz jednym z tych, którym przypadło załatwiać wszystko, co mogło się stać niebezpieczne dla ludzkości i postępu. Właśnie dlatego tacy jak ja trafiali czasami na obce planety i grali tam cudze role. Na przykład rolę oficera w feudalnym imperium na planecie Saraksz, którą grał w swoim czasie Abałkin.
Wiedziałem, że z ciężarem tej tajemnicy na barkach będę teraz chodzić do końca życia. Że razem z tajemnicą wziąłem na siebie jeszcze jedną odpowiedzialność, o którą nie prosiłem i która doprawdy nie była mi potrzebna. Że od dzisiaj moim obowiązkiem jest podejmowanie decyzji, a to znaczy, że muszę teraz dokładnie zrozumieć to, co było już jasne dla innych, a być może nawet więcej. A to znaczy, że muszę ugrzęznąć w tej tajemnicy obrzydliwie, ugrzęznąć jeszcze głębiej niż do tej pory. I poczułem jakąś dziecinną wdzięczność dla Ekscelencji, który starał się do ostatniej chwili utrzymać mnie na krawędzi tej tajemnicy. I jeszcze bardziej dziecinne rozdrażnienie — że mnie jednak na tej krawędzi nie utrzymał.
— Nie masz żadnych pytań? — zainteresował się Ekscelencja.
Ocknąłem się.
— A więc pan przypuszcza, że program się włączył i że Abałkin zabił Tristana?
— Spróbujmy myśleć logicznie — Ekscelencja ustawił filiżanki, ostrożnie nalał kawy i usiadł na swoim miejscu. — Tristan był jego lekarzem prowadzącym. Regularnie raz na miesiąc spotykali się gdzieś w dżungli — i Tristan przeprowadzał okresowe badania. Jakoby w ramach rutynowej kontroli napięcia psychicznego Progresora, a naprawdę po to, żeby się upewnić, czy Abałkin nadal jest jeszcze człowiekiem. Na całej planecie Saraksz tylko Tristan znał numer mojego specjalnego kanału łączności. Trzydziestego maja, a najpóźniej trzydziestego pierwszego powinienem otrzymać od niego trzy siódemki „wszystko w porządku”. A tymczasem dwudziestego ósmego, w dniu badań Tristan ginie. A Lew Abałkin ucieka na Ziemię. Lew Abałkin się ukrywa. Lew Abałkin łączy się ze mną kanałem, który znał tylko Tristan… — jednym haustem wypił kawę i na chwilę zamilkł poruszając wargami. — Moim zdaniem nie zrozumiałeś tego, co najważniejsze, Mak. Mamy teraz do czynienia nie z Abałkinem, tylko z Wędrowcami. Lew Abałkin już nie istnieje. Zapomnij o nim. Idzie na nas automat Wędrowców. — Znowu zamilkł. — Mówiąc otwarcie, nie wyobrażam sobie, jaka siła była w stanie zmusić Tristana, aby zdradził mój numer komukolwiek, a cóż dopiero Lwu Abałkinowi. Boję się, że nie zabito go tak zwyczajnie…
— A więc sądzi pan, że program każe mu szukać detonatora?!
— Nic innego nie przychodzi mi do głowy.
— Ale przecież on nie ma pojęcia o detonatorach… Czy też może Tristan?
— Tristan też nic nie wiedział. I Abałkin nic nie wie. Za to program wie dobrze!
Powiedziałem:
— Proszę mnie tylko dobrze zrozumieć, Ekscelencjo. Proszę nie myśleć, że staram się pomniejszyć, złagodzić… Ale przecież pan go nie widział. I nie widział pan ludzi, z którymi Abałkin się spotykał. Wszystko rozumiem — śmierć Tristana, ucieczka, dzwonek do pana, ukrywa się, odnajduje Głumową, u której znajdują się detonatory… Wygląda to zupełnie jednoznacznie. Bezbłędny ciąg logiczny. Ale przecież mamy i inne fakty! Spotkanie z Głumową — i ani słowa o Muzeum, tylko miłość i wspomnienia z dzieciństwa. Spotkanie z Nauczycielem — i tylko żal, że jakoby Nauczyciel złamał mu życie… Rozmowa ze mną — pretensja, że ukradłem mu priorytet… Nawiasem mówiąc, po co w ogóle spotkał się z Nauczycielem? Ze mną, to można jeszcze jako tako zrozumieć, chciał sprawdzić, kto go śledzi… a po co z Nauczycielem? Teraz Szczekn — idiotyczna prośba o azyl, to już w ogóle kupy się nie trzyma!
— Trzyma się, Mak. Wszystko się dobrze trzyma. Program — programem, a świadomość — świadomością. Przecież on nie rozumie, co się z nim dzieje. Program żąda od niego tego, co nieczłowiecze, a świadomość stara się przetransformować to żądanie w coś, co można pojąć… Abałkin miota się, postępuje dziwacznie i absurdalnie. Oczekiwałem czegoś w tym rodzaju… Po to potrzebna była tajemnica osobowości, w ten sposób mamy chociaż trochę czasu w zapasie… A jeżeli chodzi o Szczekna, nie zrozumiałeś ni cholery. Nie było żadnej prośby o azyl. Głowany poczuły, że Abałkin już nie jest człowiekiem i demonstrują swoją lojalność. Oto co tam się zdarzyło…
Ekscelencja nie przekonał mnie. Jego logika była prawie nieskazitelna, ale to ja widziałem Abałkina i rozmawiałem z nim, to ja widziałem Nauczyciela i Maję Głumową i rozmawiałem z nimi. Tak, Abałkin miotał się. Zachowywał się dziwnie, ale przecież nie absurdalnie. Miał w tym jakiś cel, tylko w żaden sposób nie mogłem zrozumieć, jaki mianowicie. A poza tym Abałkin był żałosny, więc nie mógł być niebezpieczny…
Читать дальше